Iksum iksum itede, czyli wielki chlast ułana i bestyji

Spread the love

Jakiś czas temu pisałam o wanadziei, moctruchu i innych słowach, które opacznie rozumiemy słuchając niezbyt wyraźnie śpiewanych piosenek czy pieśni. Jakoś tak dziwnie się składa, że są to z reguły pieśni religijne, choć… nie brak i piosenek popularnych. Znajomy mówił, że wiele myślał o jakiejś rudej, która w piosence Lady Pank „Tańcz głupia tańcz” ma krążyć wokół świecy.
W każdym razie po moim wpisie „Międzylud z moctruchem i wlewa” rozpisali się czytelnicy, którzy choć raz padli ofiarą wanadziei. Dowiedziałam się wielu arcyciekawych rzeczy. Na przykład ktoś w dzieciństwie śpiewał: „jestem morski żołnierz białą czapeczkę mam i gram na towy kołnierz”. Nie wiem, na czym grał ów morski żołnierz, by jak rozumiem uzbierać szmal na ten „towy” kołnierz, ale się starał, a to jest też ważne. Ktoś tam martwił się, czemu w pewnej kolędzie wszyscy patrzą na jenota. A patrzą niechybnie, bo śpiewa się: „hej bracia patrzcie jenot”. Jeszcze ktoś inny miał problem z przedmiotem o tajemniczej nazwie piekłarod. W ów przedmiot był wyposażony diabeł. Ani chybi to jakieś narzędzie tortur skoro gdzieś tam czaił się ów diabeł z „piekłarodem”. Wanadzieje to jednak często znak, że się zastanawiamy nad znaczeniem, a niedokładnie ktoś do nas mówi lub coś dla nas lub przy nas śpiewał. Inaczej jest z… „chlastami”. Cóż to „chlasty”? Ja tak nazywam wszystkie słowa, które ludzie śpiewają bezmyślnie. Gdy chodziłam na religię ksiądz opowiadał o tym, że takich osób jest dużo. Podawał przykład pań z jakiegoś kółka różańcowego, które śpiewając godzinki zamiast „plaster miodu Samsona” śpiewały „chlast w mordę Samsona”. Ten chlast bardzo mnie bawił, bo działał na moją wyobraźnię. Ksiądz opowiadał też, że panowie śpiewali o Matce Bożej „ślicznaś ino po kolana”, bo im kolana były w głowie, a nie jakieś tam niepokalanie. Wspominał też, że w latach pięćdziesiątych niektórzy bezmyślnie śpiewali w jednej z kolęd: „I Józef Stalin ono pielęgnuje”.
Wracam do tego, bo wczoraj podczas Bożego Ciała, które spędzałam w Łowiczu, by raz w życiu mój syn zobaczył piękną procesję w ludowych strojach, też nie obyło się bez jakichś „chlastów”. Oto koło mnie jakaś pani śpiewała „w tej bestyji jest Bóg żywy”. Najpierw myślałam, że się przesłyszałam, ale że wersy w tej popularniej pieśni na Boże Ciało się powtarzają, więc po chwili usłyszałam znów o bestyji. Cóż… adorowano hostię i to hostyja powinna zająć miejsce bestyji, a jednak bestyja wygrała! Potem w pieśni „Panie dobry jak chleb” dobiegło mnie takie zdanie wyśpiewane perlistym i drżącym głosem, jak przystało na pobożny wyjątek, czyli osobę namiętnie wyjącą w kościele. Tym razem wyjątek wył na powietrzu, tuż za moim plecami, kiedy robiłam zdjęcia łowiczankom. Co wył? Ano takie słowa: „Ułan dojrzewa pachnie świeżym chlebem”. Oj… wyobraźnia mi mocno popracowała. Dojrzewający ułan pachnący świeżym chlebem to musi być fajny facet! Przyznam, że bardziej podoba mi się od banalnego łanu. I gdy tak sobie z tego dojrzewającego ułana (przeżywającego zapewne z racji owego dojrzewania tzw. „męki obrastania” – coś jak Adrian Mole) chichotałam… przypomniał mi się Bentley, a z niego był już tylko kroczek do… słynnego na całą Polskę „iksum”. O co chodzi z Bentleyem? Otóż kilka lat temu, w czasie świąt Bożego Narodzenia śpiewaliśmy kolędy (to doprawdy kopalnia „wanadziei” i „chlastów”), pewna spędzająca z moją rodziną święta babcia, zaintonowała: „Dzisiaj w Bentlejem”. Mało nie padłam ze śmiechu. Babcia jednak z uporem godnym lepszej sprawy śpiewała cały czas: „Dzisiaj w Bentlejem”. Gdy opowiedziałam to koleżance, usłyszałam, że jest to freudowski znak, że babcia ma chęć przejechać się bentleyem. To ją interesuje, a nie jakieś tam Betlejem ze stajenką.
Jednak w świecie, gdzie wielu śpiewa bezmyślnie, prym nadal wiedzie iksum, czyli historia kobiety, która w kościele śpiewała: „Iksum iksum dwie pałeczki o Maryjo itede”. Ten osobliwy tekst w śpiewniku wyglądał ponoć następująco:

XXII
O Maryjo!
Itd.

Historia jest sprzed półwiecza, ale jak widać z wczorajszych „chlastów”, czyli „bestyji” i „ułana” pod tym względem w naszym społeczeństwie niewiele się zmienia. Gdyby na procesji ludzie śpiewali z kartek czy śpiewników, jakieś „iksum” też by się pewnie znalazło.

PS. Bookcrossing już za mną. W saskokępskiej herbaciarni Ganders uwolniłam pięć swoich książek. Wszystkie opatrzyłam autografem z życzeniami dla potencjalnych czytelników. Chętnych, by je złapać zapraszam do Ganders Tea Room na ulicę Francuską 12 w Warszawie. A wszystkich innych do pójścia w moje ślady i uwolnienia jakichś książek, stworzenia półek lub po prostu do zajrzenia na stronę polskiego bookcrossingu – www.bookcrossing.pl.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...