Wciąż bardziej obca

Spread the love

Stara piosenka Lady Pank – jedna z niewielu śpiewanych przez Jana Borysewicza – przypomniała mi się, kiedy wracaliśmy z  Ogólnopolskiego Festiwalu Teatrów Jednego Aktora we Wrocławiu. Rzadko są miejsca, w których czuję się obco. Tam tak właśnie było. Nie tylko na festiwalu, ale i w mieście, a może przede wszystkim w mieście? Atmosfera festiwalu (albo miasta) sprawiła, że gdy ogłoszono wyniki konkursu i zaproszono na lampkę wina nie odważyliśmy się na rozmowę z nikim z Jurorów. Monodram Ulubionego nie został w ogóle zauważony, choć po spektaklu kilka osób spośród widzów chciało z nim rozmawiać na temat tego, co pokazał. Natomiast na festiwalu miałam jakieś takie dziwne wrażenie, że unikano nas. Ale może to tylko subiektywne odczucie obcości spowodowane atmosferą miasta?

We Wrocławiu byłam wiele razy w życiu. Zawsze czuję tę jego inność. I naprawdę nie wiem na czym to polega. W każdym razie we Wrocławiu momentami czuję się jakbym… nie była w Polsce. Owszem, średniowieczne kościoły mają polski klimat, co pewno wynika z naszego polskiego (czy nam się to podoba czy nie) katolicyzmu, ale miasto to nie tylko klimat kościołów. To są różne inne niuanse. To ludzie na ulicy, w tramwajach, sklepach i tak dalej. To pomniki, fontanny, deptaki i parki. W hotelu gadaliśmy z ludźmi w recepcji. Bardzo miło zresztą. Dość szybko okazało się, że ci mili to… przyjezdni. Przyjechali do Wrocławia na studia. Też czują się w tym mieście trochę obcy, ale… ratuje ich to, że na tych studiach, takich jak oni jest masa. Zaczęłam się zastanawiać, czy i Warszawa jest obca dla tych, którzy do niej przyjeżdżają? Po powrocie do domu podzieliłam się refleksjami ze znajomymi, którzy w swoim czasie zjechali do stolicy z różnych zakątków kraju. Nikt z nich nie powiedział, że w Warszawie czuje się obcy, lub choć przez chwilę czuł się obcy w sensie jakby nie był w swoim kraju. Mówili o przytłoczeniu wielkim miastem, o osamotnieniu, ale nie o obcości. Od słowa do słowa rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i… wyszło, ze jednak Warszawa dla nich jest polska. Jak więc jest z tym Wrocławiem? Ktoś ze znajomych powiedział mi, że być może jest to sprawa tego magicznego przesunięcia granic AD 1945. Że jeszcze nie upłynęło sto lat… Ale nie chce mi się wierzyć, bo w Kłodzku, które uwielbiam, w Kudowie czy Szklarskiej Porębie lub Jeleniej Górze raczej nie czuję się obco. No, ale ktoś powie, że to nie są duże miasta…

PS A na wyjazd zapomnieliśmy: Ulubiony pantofli, a ja paska do spodni. No nie da się wyjechać i niczego nie zapomnieć. Chyba, że pakując się śpiewałabym „kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej”. Swoją drogą od kilku miesięcy ciągle mówię, że powinnam znów przeczytać „dzieci z Bullerbyn”.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...