Było więc tak. Siedziałam w gabinecie i pracowałam. Nagle dobiegły mnie z kuchni krzyki Ulubionego. Był wyraźnie wzburzony, bo wykrzykiwał co następuje:
– To, czego najbardziej nienawidzę to tej podłości w ludzkim spojrzeniu! Tego fałszu! Człowieku! Jak ty łżesz i kłamiesz! Jesteś wredny, fałszywy i podły! I to w twoim wzroku widać! Wstydu nie masz! Ten twój nieszczery uśmieszek! Kradniesz! I udajesz, że nie!
Myśli miałam różne. Przez telefon z kimś gada? Ale skąd w takiej sytuacji tekst o wzroku? Z moim synem? Ale skąd posądzenie o kradzież? Chwilę jeszcze nie wstawałam z fotela. Nasłuchiwałam pokrzykiwań, z których stopniowo dowiadywałam się, że:
– Ile razy mówiłem ci, że cytryna nie jest dla ciebie? Kto pozwolił ruszać rzodkiewkę? Człowieku! Opamiętaj się! Twój podły charakter jest straszny! Jesteś nieludzki! Złodziej i bydlę! A ja mówię do ciebie jak do człowieka!
Po tych tekstach zakradłam się do kuchni. Ulubiony miotał się po pomieszczeniu wykrzykując to co powyżej i machając przy tym rękoma, a pod stołem siedział ze spuszczoną siwą głową i uszami… pies – człowiek – złodziej (l.13) o podłym ludzkim spojrzeniu i nieszczerym uśmieszku. Na stole leżała cytryna ze śladami po zębach i resztki wielkiej białej rzodkwi. Po chwili spod stołu dał się słyszeć cichy odgłos puszczanego bąka. Potem nastąpił atak wonny oznajmiający, że jamniczy organizm właśnie trawi skradzioną wcześniej i zeżartą do połowy rzodkiew. No co za człowiek z tego psa! Po prostu bydlę!