W Berlinie byłam tylko raz. Dwadzieścia lat temu pojechałam z przyjaciółmi ze studiów do Dahlem Muzeum na wielką wystawę Rembrandta. Wtedy w muzeum spędziliśmy cały dzień, a przez miasto przebiegliśmy jak burza. W drodze powrotnej zostałam okradziona. Straciłam między innymi pożyczony aparat fotograficzny. Mam więc tylko kilka zdjęć z tamtej podróży. Najbardziej opłakiwałam jednak katalog z wystawy. Teraz pojechałam do Berlina drugi raz. Chciałam wesprzeć autorkę portretów pisarzy warszawskich – Katarzynę Betlińską. Jej wystawa zatytułowana „Miejsce akcji: Warszawa” była pokazywana w Galerii Na kole, którą prowadzi Polak Stefan Fiszbach. Wśród portretów jest też mój. Portret dość osobliwy, bo jestem na nim strasznie poważna, ale nie o to chodzi.
Przy okazji postanowiłam zwiedzić miasto. Niestety Ulubiony miał chorą nogę, a ja z kolei zapalenie spojówki w jednym oku, więc nic nie odbyło się to wszystko tak, jak planowaliśmy, ale… tzw. „małe conieco” zobaczyliśmy, a wszystko dzięki mojemu siostrzeńcowi. Największe wrażenie zrobił ocalały fragment muru. (Może dlatego, że pozostałe zabytki znałam z poprzedniej wizyty i ze studiów, a do muzeów wejść nie daliśmy rady, bo kolejki na minimum dwie godziny stania.) Wtedy, gdy byłam w Berlinie pierwszy raz, muru już wprawdzie nie było, ale Muzeum Muru Berlińskiego jeszcze nie powstało. Teraz zorganizowano wszystko tak, by każdy zwiedzający miasto mógł sobie wyobrazić to, jak było tu za czasów reżimu Ericha Honeckera.
Powiem jedno: musiało być strasznie. Choć widziałam filmy i sporo na ten temat czytałam, bo o murze berlińskim napisano tomy, to jednak nadal przeciętny człowiek wyobraża sobie, że berliński mur to jeden murek. Prawda jest inna. Mury były dwa. Jeden od strony wschodniej, a drugi od zachodniej. Pomiędzy nimi zaminowany pas ziemi. Blisko wschodniej dzielnicy drut kolczasty, którego dotknięcie uruchamiało alarm na wieży strażniczej. Jednak ucieczki i tak się zdarzały. Najlepszy sposób to była ucieczka z dwoma drabinami. Wszystko po to, by nie dotknąć drutu podłączonego do alarmu. Potem pozostawało pole minowe. Przebiegano przez nie ryzykując życie. Przez 28 lat uciekło ponad 5 tysięcy ludzi, z czego prawie trzysta przypłaciło to życiem. Wśród nich wiele dzieci. Zdjęcia niektórych można zobaczyć na specjalnej ścianie. Na specjalnie wydzielonym terenie można też zobaczyć fundamenty domów, w których w ciągu jednej nocy zamurowano drzwi (ich mieszkańcy skakali z okien na zachodnią stronę). Potem zamurowano okna. Następnie z tych domów ludzi wysiedlono, a domy wyburzono. Dziś można zobaczyć tylko ich fotografie, no i smutne fundamenty.
Za murem po wschodniej stronie jest cmentarz. Ci z zachodniego odwiedzali go w asyście żołnierzy z bronią. W ciągu jednego dnia zamknięto niektóre stacje metra i tak pociąg jadący z jednego końca Berlina Zachodniego na drugi, a przejeżdżający przez Berlin Wschodni, mijał stacje widma.
Co jest niesamowitego. Z Checkpoint Charlie, czyli miejsca, w którym w 1961 roku doszło do próby sil wschodu i zachodu, bo to tu naprzeciw dziesięciu amerykańskich czołgów stanęły czołgi sowieckie, pokazując tym samym kto rządzi w Berlinie Wschodnim, zrobiono miejsce wycieczkowe. Podobnie z samym murem berlińskim. Powstało Muzeum Muru Berlińskiego, czyli kolejne miejsce, które odwiedzają turyści. Nie udało mi się ustalić, kogo zwykli Niemcy winią za to, że powstał. Logika nakazuje, by jednak… reżim NRD-owski. W końcu jedni Niemcy drugim Niemcom zgotowali taki, a nie inny los. Na reżim sowiecki godzili się w zamian za fragment władzy. Paradoksalnie zachód też to zaakceptował.
W Berlinie do dziś widać różnice między częściami wschodnią a zachodnią. Nie tylko w architekturze. Wschodni Berlin, który miał więcej zabytków, reżim NRD upstrzył masą ohydnych bloków. Te różnice bardziej widać w twarzach ludzi. Zwłaszcza tych w moim wieku i starszych. Naprawdę. Po twarzach często widać, kto pochodzi z NRD a kto z RFN. W tych pierwszych jest jakiś smutek i przygnębienie. I tak myślę… u nas granice rozbiorowe widać mimo zbliżającej się setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Pod zaborami byliśmy 123 lata. Jak długo będzie widać różnice między NRD a RFN? Miedzy Berlinem Zachodnim a Wschodnim? Oczywiście czas pokaże, ale moje pokolenie chyba tego nie doczeka.
Gdy jako dziecko zbierałam znaczki, często układając je w klaserze pytałam tatę czemu są dwa kraje niemieckie. Tata cierpliwie tłumaczył ośmiolatce, że podejmujący decyzje uważali, że duże Niemcy mogą zagrozić pokojowi Europy, więc podzielili jedno państwo na dwa kraje. Pytałam, czy to nie jest nienormalne. Tata mówił, że jest i że na pewno kiedyś się zmieni, a wtedy znaczki z napisem DDR będą unikatowe. Jako zapalona filatelistka pytałam kiedy to się wreszcie stanie, bo chciałam, by moje znaczki już stały się unikatowe, ale tata nie umiał mi odpowiedzieć. Cóż… był rok 1975. Potem już o tym nie rozmawialiśmy. Dziś ciekawi mnie czy umiałby, czy też nie umiał odpowiedzieć na pytanie, kiedy znikną różnice między wschodem a zachodem Niemiec. Kiedy ci Niemcy ze wschodu przestaną mieć takie smutne twarze dzieci Honeckera.
Muzeum Muru Berlińskiego.
Widać na nim zdjęcie z czasów budowy muru.
Na górze taras widokowy. Z niego wykonałam zdjęcie, które jest poniżej…
Widok na mur i międzymurze z tarasu widokowego Muzeum Muru Berlińskiego
Twarze…
Fundamenty jednego z domów
Widok z dawnego międzymurza na ścianę z fotografiami i na Berlin Zachodni
Cmentarz – widok od strony Berlina Zachodniego
Mur Berlina Zachodniego od strony ulicy.
Mur Berlina Zachodniego od strony międzymurza.
Ślad na ziemi po nieudanej ucieczce…
Mur od strony Berlina Wschodniego
Widok na międzymurze od strony Berlina Wschodniego.
Teraz można tam zajrzeć przez szparę.
Checkpoint Charlie
Checkpoint Charlie
Checkpoint Charlie
Alexanderplatz. To coś za moimi plecami stoi między wieżą telewizyjną a pięknym dziewiętnastowiecznym Ratuszem…
No tego chyba podpisywać nie muszę…