„Wiosna panie sierżancie!”, że tak sobie zacytuję klasyka, czyli film Tadeusza Chmielewskiego. I właśnie, dlatego, że wiosna postanowiłam wreszcie skorzystać z Veturilo. Cóż to takiego? To rower miejski. Zgodnie z regulaminem, by go wypożyczyć trzeba zarejestrować swój telefon w specjalnym systemie, wpłacić minimum 10 złotych na przydzielone sobie konto i jeździć. Pierwsze 20 minut jest za darmo. Godzina kosztuje złotówkę, a potem cena rośnie. Ale Warszawa jest tak upstrzona stacjami, że można odpinać rower na jednej i brać drugi, a co za tym idzie, jak się jest cwaniakiem, można jeździć za darmo.
Wczoraj przeszliśmy z Ulubionym chrzest bojowy, więc mamy już z systemem „jakotakie” doświadczenie. Ulubiony przyszedł po mnie pod redakcję. Rowery wzięliśmy na stacji „Warecka róg Nowego Światu”. Jakoś poszło, choć najtrudniejsze jest zapamiętanie kodu do zamka. Rower nie tylko trzeba wypiąć z elektronicznego stojaka, ale jeszcze odpiąć zabiezpieczenie z zamkiem szyfrującym. Przejechaliśmy rowerami do Ronda Waszyngtona gdzie zostawiliśmy jej na stacji Stadion Narodowy. Wydawało mi się, że dokonałam zwrotu roweru. Zamek cos tam brzęknął, a z obejrzanego wcześniej filmu dowiedzialam się, że można wpiąć rower kołem w stojak, poczekać na sygnał i wszystko jest ok. Niestety po kilku godzinach dostałam maila, że moje konto zostało zablokowane i muszę je uzupełnić do 10 złotych. (Stan finansów na koncie nie może bowiem wynosić mniej niż dychę.) Z konta ubyło złotych cztery. Trochę mnie to zdumiało. Jechałam rowerem może kwadrans? Cóż się okazało. Najwyraźniej elektroniczny zamek stanowiska, w które wpinałam rower nie działał. Dlatego rower tak, jakby nie był zwrócony. No, ale miłe złego początki. Dziś postanowiłam znów skorzystać z Veturilo. Stacja rowerów jest w końcu prawie pod domem, bo na skrzyżowaniu Walecznych i Francuskiej. Wypożyczenie roweru poszło mi już sprawniej, mimo, że jakieś bydlę pomazało sprayem terminal. Coś tam jednak widziałam, więc udało się. Na stację na rogu Wareckiej i Nowego Światu dojechałam po dwudziestu minutach, więc za darmo. Rower oddałam bez problemu. Natomiast przy mnie problem ze zwrotem miał jakiś pan w garniturze i z teczką w ręku. Zwierzył mi się, że to nie pierwszy raz, gdy nie może oddać roweru. Poleciłam mu zadzwonić na infolinię.
W połowie dnia pobiegłam po odbiór sukienki do Mashy. (O tej sukience napiszę osobno! Obiecuję! Bo to jest dopiero dzieło!) Stwierdziłam, że skoro mam przejechać z Placu Powstańców w Aleje Solidarności koło kina Femina to pojadę znów Veturilo. Niestety przy stacji Metro Świętokrzyska był jeden rower, którego wzięcie było niemożliwe (to mi powiedział terminal), dlatego skorzystałam dopiero ze stacji przy Ogrodzie Saskim. Pod kino Femina dojechałam dosłownie w dziesięć minut i… tym razem ja miałam kłopot z oddaniem roweru. Gdy wpięłam rower w stojak usłyszałam charakterystyczny odgłos zamka. Niestety po podejściu do terminala nie zobaczyłam informacji, że rower został zwrócony. Wszystko dlatego, że jakiś facet podszedł wypożyczyć rower. Gdy potem próbowałam zwrócić pojazd naciskając przycisk zwrot terminal informował mnie, że nie mam takiej możliwości. Na Infolinię dodzwoniłam się po dwudziestu minutach. Na szczęście poinformowano mnie, że ta komenda oznacza, że rower już został zwrócony.
W drodze powrotnej (tym razem z placu Bankowego) nie skorzystałam już z roweru. Wszystko dlatego, że nie było ani jednego wolnego.
Wnioski mam takie: Warto korzystać, ale… jest to jednak pewien stres. Podejrzewam, że nie miałabym go, gdyby po zwrocie roweru przychodził do mnie esemes, że rower zwróciłam. Po drugie przydałoby się, by sms informował mnie o kodzie do zamka odpinającego rower. Bo w końcu odpiąć rower jest łatwo, ale z przypięciem już gorzej. Jak nie zapisał ktoś numeru, to ma prawo po 20 minutach zapomnieć ten PIN, zwłaszcza, że dziś pamiętać musimy wiele numerów; PESEL, NIP, PIN do karty, PIN do konta Veturilo… i tak dalej. Teoretycznie można zadzownić na Infolinię i dowiedzieć się, ale to trwa, a poza tym niestety w czasie kontaktu z Infolinią telefon sam się rozłącza. Starożytni mówili, że „per aspera ad astra”, czyli „przez trudy do gwiazd”, ja gwiazdy zamieniam na Veturilo. Zaprzyjaźnienie się z nim i bezstresowe korzystanie do łatwych nie należy, ale… Anglicy z kolei twierdzą, że „practice makes perfect”, czyli „trening czyni mistrza”. No to jeszcze sobie potrenuję…