Moja drukarka, czyli co mieści się w dupie?

Spread the love

Tak się czasem dzieje, że gdy gadam z kimś przez telefon, a siedzę przed komputerem, coś sobie na tym komputerze robię. Oczywiście coś niezbyt angażującego, by móc rozmawiać. Zdarza się, że stawiam pasjansa, a często losuje hasła w Nonsensopedii. Pewnego razu właśnie w taki sposób wylosowałam na Nonsensospedii „dupę”. Z wpisu, który mnie ubawił i z którym w wielu punktach w sumie trudno się nie zgodzić, wyczytałam m.in., że dupa jest „funkcjonalnym pojemnikiem o praktycznie nieograniczonej objętości: w dupie można mieć całe osoby, a nawet społeczności; można nosić w niej różne przedmioty, np. zegarek – jak robił to ojciec Butcha z Pulp Fiction, dupa może tez pomieścić całe planety. Szczególnym przykładem jest dupa murzyńska, bowiem w przypadku, gdy nie możemy znaleźć danego przedmiotu, mówimy, że jest on „w dupie u Murzyna”.

Piszę o tym, bo ostatnio stwierdziłam (nie po raz pierwszy zresztą), że prawo jest prawem, ale wielu ma je w dupie. Nic dziwnego! Z Nonsensopedii, która jest w końcu jakąś tam encyklopedią wiemy, że dupa jest pojemna i pomieści wszystko. Co dokładnie mam na myśli? Zepsuła mi się drukarka. Przestała drukować wyświetlając nieznany mi bliżej komunikat. Nie pomogła wymiana atramentów, przeinstalowywanie oprogramowania, wyłączanie i komputera i owej drukarki z sieci itp. Zadzwoniłam na infolinię producenta, czyli firmy Brother. Przedyktowałam nazwę błędu i usłyszałam, że jest to błąd oznaczający uszkodzoną głowicę. Poradzono zgłosić się do serwisu i podano numer telefonu. Zadzwoniłam. Gdy przez ponad półtorej godziny nikt nie odebrał telefonu zdecydowałam się więc wysłać maila, którego tytuł brzmiał: „Czy państwo odbierają telefon?”. W treści m.in. napisałam: Dzwonię od godziny 12-tej. Najpierw było zajęte, a teraz nikt nie odbiera. A 13-ta minęła. Dzwonię w sprawie następującej. Zepsuła mi się drukarka. Brother model DCP-J125. Błąd 4F brak możliwości druku. Brother powiedział, że trzeba wymienić głowicę i podał państwa, jako serwis. (…)

Odpowiedź przyszła taka: Oczywiście, że odbieramy telefony, a pod jaki numer telefonu Pani dzwoni ? (…) Proszę (…) o informację czy używa Pani oryginalnych tusz Brother-Innobella czy też zamienników.

Ponieważ jestem osobą, która kłamie tylko w skrajnych przypadkach (Dobra zupka Małgosiu? Pyszna ciociu! A niestety miała smak pomyj!), więc i tym razem odpowiedziałam zgodnie z prawdą: Tuszy używam i oryginalnych i zamienników firmy colorovo (to, co mi dostarcza sprzedawca, od którego kupiłam drukarkę).

Na to serwis odpowiedział: Niestety w przypadku używania zamienników naprawa może być wykonana tylko odpłatnie. Koszt wymiany głowicy wynosi 400 PLN netto.

Pokorespondowaliśmy sobie z serwisem dalej…

Na pudełku od tuszy Colorovo widnieje napis: „stosowanie markowych produktów Colorovo nie narusza warunków gwarancyjnych producenta urządzenia.” etc. Podanie mi ceny naprawy 400 złotych, gdy nowa drukarka kosztuje 300 uważam za pomyłkę w zerach. Pewnie miał pan na myśli 40.

Korespondencję przesyłam też sprzedawcy drukarki i tuszy, zanim sprzedawca odpowiedział, że w razie czego bierze naprawę na siebie, odebrałam kolejną odpowiedź z serwisu. Miałem na myśli dokładnie taką sumę, jaką napisałem. Proponuję zapoznać się z treścią zapisu na karcie gwarancyjnej drukarki.

Przesłałam więc korespondencję z serwisem producentowi tuszy z taką prośbą: Proszę prześledzić moją korespondencję z serwisem napraw drukarek Brother. W którym momencie popełniłam błąd? Kupując drukarkę? Kupując Państwa tusze? Czy przyznając się do tego?

Producent tuszy zażądał pisemnej wyceny z serwisu, że drukarki nie naprawią w ramach gwarancji, bo używałam tuszy innych niż firmowe. Powiedział też, że ich prawnik analizuję moją korespondencję z serwisem drukarek firmy Brother i obiecał nową drukarkę. Wszystkie warunki producenta tuszy spełniłam, dokumentacja dotycząca naprawy drukarki została mu dostarczona i… czekam.  Sprawa ma być załatwiona w ciągu kilku dni.

Czemu o tym wszystkim piszę? Choć jak zawsze mam kłopoty finansowe, nie chodziło mi o 300 złotych za nową drukarkę, ani nawet o to, że za naprawę czegoś, co nowe kosztuje 300 złotych trzeba zapłacić 400. Chodziło mi o fakt. Dlaczego?

Otóż, jako osoba czytająca i szukająca dość sprawnie informacji w sieci wiem, że producent i serwis drukarek Brother zadziałał niezgodnie z prawem. W świetle obowiązującego bowiem prawa w Unii Europejskiej i w Polsce zamienniki oryginalnych tonerów nie mogą być podstawą do utraty gwarancji na drukarkę. Kartridż innego producenta nie narusza umowy gwarancyjnej sprzętu. Tak mówi np. Dyrektywa Unijna nr 93/13 CCE z 5.04.1993r. Przepisy są skonstruowane w prosty i klarowny sposób. Producenci nie mogą wprowadzać zapisów do gwarancji, które mówiłyby o tym, że używanie alternatywnych materiałów do druku powoduje jej utratę. Innymi słowy stosowanie zamienników nie wyłącza odpowiedzialności producenta za sprawność sprzętu.

Serwis jednak twierdzi to, co twierdzi. Prawo konsumenckie unijne i polskie twierdzi, co innego i z nim zgadza się producent tuszy. Nonsensopedią i dupą zaczęłam i… dupą skończę. Racja jest bowiem jak dupa. Każdy ma swoją!

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...