Nastolatki pytają, czyli jak to jest ze szkolnymi wywiadami

Spread the love

Jakiś czas temu Krystyna Janda napisała o problemie wywiadów dla nastolatków. Otóż w programie szkolnym punktem obowiązkowym jest zadanie domowe pt. „zrób wywiad ze znaną osobą”. Stąd wysyp próśb o wywiady do różnych znanych osób. Aktorka napisałam na swoim profilu na Facebooku, „Dotyczy mnie to i żywo bulwersuje, bo wciąż zgłaszają się do mnie ludzie, znajomi, sąsiedzi, pan z kiosku, nieznajomi, przychodzą do teatru, piszą listy, dzwonią… z błaganiem o udzielenie wywiadu, wnuczkowi, córeczce znajomych, synkowi, wnuczkowi koleżanki itd. itp. Trudno mi odmawiać, a z drugiej strony jestem oburzona. Przecież to nie te dzieci docierają do mnie, nie one ze mną rozmawiają, nie one zadają pytania. Odpowiadam na pytania napisane na kartce, rozpoznając je jako pytania napisane przez dorosłych z otoczenia tych. Co to za absurd! Tłumaczę babciom, matkom, dziadkom i rodzicom, że dzieci powinny przeprowadzić wywiad z nimi, z mamą, tatą, panią w sklepie, panem co pilnuje parkingu, o ile byłoby to pożyteczniejsze, nie mówiąc już o tym że pewnie dowiedziałyby się te dzieci o swoich ojcach, matkach, babciach, ludziach wśród których żyją, rzeczy bezcennych, zbliżyłyby się do nich i sformułowały pytania, których pewnie na co dzień nigdy by nie zadały. Ile korzyści za jednym zadaniem? Nieocenionych korzyści. A z napisanego przeze mnie odpowiedzi, na zadane, prawie zawsze te same banalne pytania, jaka korzyść? Co to za absurd? Co jest promowane, wywiad? Odpowiedzi? Pytania? Przebojowość? Kto dostaje ocenę w szkole i za co? I kogo obchodzą moje odpowiedzi? Pierwsze pytanie zawsze, zawsze brzmi – jak został pani aktorką , potem następuje – czy trudno nauczyć się tyle tekstu na pamięć, po czym jak jest moja ulubiona (własna!) rola i czy będę grała w jakimś serialu. Na koniec coś śmiesznego ze sceny, jakaś pomyłka lub wpadka przed kamerą. Koszmar.”

Znam to z autopsji, ale wraz z panią Krystyną dorzucę jeszcze jeden kamień do tego szkolnego ogródka. Też dostaję sporo próśb o wywiad. Według moich obliczeń średnio jedną tygodniowo. Zawsze odpowiadam tak samo. Proszę bardzo, wywiadu udzielę, ale przez telefon. Jestem w stanie oddzwonić, bo mam taryfę taką, że mam darmowe połączenia do wszystkich sieci. Nie będzie więc przyszły dziennikarz narażony na koszty. Mało tego! Daną rozmowę mogę nagrać i przesłać jako plik mp4 e-mailem. Jednak pisemnie odpowiadać na pytania nie będę. Dlaczego? W pracy nad wywiadem najtrudniejsze jest spisywanie. To ono jest tą żmudną, mrówczą pracą dziennikarza. Jeśli młody człowiek ma za zadanie przeprowadzić wywiad niech to naprawdę zrobi. Zadawanie pytań e-mailem i czekanie na odpowiedź napisaną przeze mnie jest po prostu pójściem na łatwiznę, bo tak naprawdę to ja za niego piszę ten wywiad. I chyba właśnie większości o tę łatwiznę chodzi, bo 99% kierowanych do mnie próśb o wywiad nie kończy się wywiadem. Gdy w mailu czytają, że chętnie, ale będę odpowiadać przez telefon kontakt się urywa.

Nie wiem, czy szkoły mają tego świadomość, czy wiedzą o tym nauczyciele, czy ktoś, kto wymyślał taki punkt w programie pomyślał, że w czasach komputeryzacji może się to tak odbywać? Nie wiem ilu pisemnych wywiadów udzieliła pani Krystyna. Mam nadzieję, że ani jednego. Ja lekcji za nikogo odrabiać nie będę, ale udzielę wywiadu każdemu nastolatkowi, który będzie chciał ze mną rozmawiać, a nie spychać na mnie swoje obowiązki.

A poniżej… chlubny wyjątek. Dziewczyna zadzwoniła, spisała, zredagowała. Poprawek było zaledwie kilka. Proszę nauczycieli o wystawienie najwyższej noty! Przed państwem… Julia Łaganowska z gazetki szkolnej „Ekosik” ze Swarzędza.

 

Wywiad z Małgorzatą Karoliną Piekarską

Małgorzata Karolina Piekarska jest autorką popularnej powieści dla młodzieży „Klasa pani Czajki”. Bohaterami powieści są gimnazjaliści, których szkolne i życiowe przygody ukazane są w ciągu trzech lat spędzonych w szkole. Autorka powieści, jednocześnie dziennikarka zgodziła się udzielić wywiadu specjalnej wysłanniczce „Ekosika” Julii Łaganowskiej.

J.Ł.: Co skłoniło Panią do opisania problemów dorastającej młodzieży i umieszczenia bohaterów w gimnazjum?

M.K.P.: Ten wiek, kiedy jest się w gimnazjum, to jest taki czas szalejących hormonów i różnych zmian w człowieku. Zdaje mi się, że to jest właściwie najważniejszy wiek: kształtują się nasze poglądy na mnóstwo różnych rzeczy, głównie na miłość i przyjaźń. Również uświadamiamy sobie czy jesteśmy materialistami, czy nie, bo uważam, że ludzie dzielą się oczywiście na mądrych i głupich, ale też na takich „być” czy „mieć”. To znaczy na takich, którzy się bardziej interesują pieniędzmi i na takich, co interesują się tym, co to jest świat i w ogóle zgłębiają sens życia. To się mniej więcej zaczyna w gimnazjum. Zaczynamy sobie odpowiadać na najważniejsze pytania: co to w ogóle jest życie, po co jesteśmy, gdzie zmierza świat i tak dalej.

J.Ł.: Pierwowzorem tytułowej pani Czajki jest Pani polonistka, Barbara Czajka, jak zareagowała na powieść?

M.K.P.: To znaczy – najpierw powieść była w odcinkach w gazecie, a pani Czajka o tym nie wiedziała. Dopiero, gdy miała wyjść jako książka, pojechałam do niej, żeby zapytać czy mogę tę powieść jej zadedykować i powiedzieć, że ta książka jest, i tak dalej. Okazało się, że ona bardzo się wzruszyła, aż zaczęła strasznie płakać. Powiedziała też, że ostatnie lata żyła w poczuciu zmarnowania życia, że wybrała sobie zawód, który jest niewdzięczny, który jest w ogóle bez sensu. Kolejne pokolenia przychodzą i odchodzą i o większości nauczycieli zapominają. Zawód nie cieszy się żadnym szacunkiem. Ta jedna dedykacja jednak jej pokazała, że to prawie czterdzieści lat pracy miało jakiś sens i to było bardzo wzruszające.
Z tym, że pani Czajka po prostu na ten mój szacunek zapracowała swoją ogromną sprawiedliwością, tym, że my nigdy nie wiedzieliśmy, kogo z nas lubi, kogo nie lubi. Ona nie okazywała nikomu nadmiernej sympatii ani szczególnej antypatii. Dla mnie taki nauczyciel, to nauczyciel idealny.

J.Ł.: Czy utrzymuje Pani z nią kontakt?

M.K.P.: Raz na jakiś czas do niej przyjeżdżam, ale dzisiaj świat do przodu strasznie pędzi, a w Warszawie to już w szczególnie. Utrzymywanie kontaktu to jest dziwne pojęcie. Kontakt można utrzymywać z ciocią i … dzwonić do niej parę razy w roku.

J.Ł.: Czy gdy tworzy Pani postaci młodzieżowych bohaterów swoich książek, to wzoruje się Pani na konkretnych osobach, czy pochodzą one z Pani wyobraźni?

M.K.P.: I tak, i tak. Niektóre są z wyobraźni, z marzeń, ale są też osoby, które mają swoje prawdziwe odpowiedniki, ale bardzo często jest też tak, że jedna postać ma tych odpowiedników kilka. Przykładem jest Czarny Michał, bo po prostu tworząc postać chłopca, którego dzieciństwo pozbawione jest ojca  odniosłam się do wielu dzieci.

J.Ł.: Jestem bardzo ciekawa, dlaczego w drugiej części „Klasy Pani Czajki”, w „LO-terii” często pojawia się motyw śmierci.

M.K.P.: Po raz pierwszy ze śmiercią rówieśników zetknęłam się jeszcze w podstawówce, kiedy miałam 11 lat. Siostra mojej koleżanki z podwórka zginęła w wypadku samochodowym. Rodzice nie chcieli przy nas mówić na ten temat, żeby nas nie denerwować. Z tych podsłuchanych rozmów, pamiętam opowieści, że pierścionki były powbijane w ręce. I pamiętam jak to ta moja koleżanka przeżywała. Drugim przypadkiem była sytuacja, gdy chłopak z mojego liceum rzucił się z okna.

J.Ł.: Co skłoniło Panią do wyeksponowania  go w powieści?

M.K.P: Po prostu stwierdziłam, że problem śmierci dotyczy i dotyka większość ludzi w okresie dojrzewania. Takie doświadczenia odciskają się jakimś piętnem na naszym życiu. Pisząc te wątki, rozmawiałam dużo ze znajomymi na temat ich pierwszego zetknięcia się ze śmiercią. Nie było osoby, której ktoś z rówieśników, bliższych lub dalszych znajomych, rodziny, nie umarł.
Śmierć jest po prostu częścią życia. A w naszych czasach spycha się ją pod dywan.

J.Ł.: Jak Pani ocenia wpływ nowych technologii na życie współczesnej młodzieży, temat ten zajmuje sporo miejsca w „Klasie Pani Czajki”?

M.K.P.: Komputer i internet są nieodłączną częścią mojego życia. Zaczynam dzień od czytania wiadomości. Siadam przy komputerze, teraz mąż mi kupił tablet, który my nazywamy tabletką, np. „Dawaj tabletkę”. Na tym tablecie czytam wszystkie „niusy”. Dzięki temu mam szybszy dostęp do informacji. Natomiast te nowe technologie i w dobry, i w zły sposób, wpływają na młodzież.
Dobry to taki, że paradoksalnie, młodzież więcej wie, ale chodzi o taką wiedzę ogólną, najczęściej bezużyteczną. Na facebooku jest zresztą taka strona „Wiedza bezużyteczna”.
Niestety te nowe technologie spowodowały, że piszemy coraz mniej poprawnie ortograficznie. Mówi się, że powodem jest dysleksja czy tam dysortografia. Ja się z tym absolutnie nie zgadzam. Dysleksja, dysortografia występuje w takim samym stopniu w tym pokoleniu, jak i w poprzednich. Młodzi ludzie znają zasady ortografii, a mimo tego piszą z błędami. 90% listów, które ja dostaję, zawiera błąd w słowie „artykuł”. Jest on pisany przez „ó”.
Czytamy mniej książek, choć nie oznacza to, że mniej czytamy. Czytamy dużo, bo na tym w końcu opiera się Internet. Kiedyś było takie coś, co nazywało się „Humor z zeszytów”. Mój ulubiony cytat brzmiał „Telewizja to złodziej czasu, ale ja tego złodzieja lubię”. W tej chwili zamiast telewizji można tam wstawić internet.
Przez technologię żyjemy w takich czasach, że nie da się nudzić. Jeśli ktoś się nudzi, to jest tępym idiotą, który nie umie korzystać z tego, co ma. Jesteśmy na te nowe technologie skazani.

J.Ł.: Powieść „Klasa Pani Czajki” ukazywała się najpierw w odcinkach w czasopiśmie. Jak pierwodruk w czasopiśmie „Klasy Pani Czajki” wpłynął na Pani powieść?

M.K.P.: Po pierwsze, zaczęłam pisać w „Victorze Gimnazjaliście” i równolegle „Cogito” felietony muzyczne. Cieszyły się one dużym powodzeniem. Do tego stopnia ogromnym, że w czasach, gdy internet jeszcze nie był tak popularny, ja dostawałam góry listów. Potrafiło po felietonie napisać do mnie 50 osób. Ten żywy oddźwięk skłonił mnie do tego, że zaczęłam pisać „Klasę Pani Czajki”. Redakcja „Victora” nie pozwoliła mi przy tekście zostawić maila ani żadnego kontaktu do mnie. Czytelnicy pisali do gazety, ale mi tych listów nie przekazywano. Przez dwa lata nie miałam więc zielonego pojęcia jak ta powieść jest odbierana. I kiedy już wiadomo było, że uczniowie klasy pani Czajki są w trzeciej klasie i będą kończyć gimnazjum, dostałam możliwość zrobienia konkursu. Bardzo mnie ciekawiło, co czytelnicy wymyślą, więc zrobiłam konkurs „Jak skończy się ta historia?”. Przyszło bardzo dużo listów. Pokazały mi one, że przeciętny  młody człowiek nie jest w stanie napisać powieści o nastolatkach z tego powodu, że wszystkie wątki zamyka natychmiast. Wynika to z tego, że młodzi ludzie są niecierpliwi i po prostu chcą, by w ich życiu wszystko stało się już tu i teraz. Uczestnicy konkursu na dwóch kartkach pozamykali wszystkie wątki z powieści. Pokazało mi to również, że powieść ta cieszy się bardzo dużym powodzeniem. W momencie, w którym dostałam propozycję, by kontynuować ją na łamach „Cogito”, dowiedziałam się od redakcji o tych wszystkich listach od czytelników. Pisali oni, że chodzą po księgarniach i szukają tej książki. Wydanie powieści w gazecie pokazało mi też, że to co opisałam jest w jakiś sposób ważne dla nastolatków.

J.Ł.: Jest Pani dziennikarką, w jaki sposób Pani zawodowe doświadczenia wpłynęły na Pani powieści?

M.K.P.: Sporo historii, które są w książkach, to takie, które ja poznałam gdzieś, gdzie pojechałam jako dziennikarka. Tak jest na przykład w „LO-terii”, w której opisałam historię ucieczki Kaśki. W swoim czasie pojechałam robić materiał o dwóch nastolatkach spod Płońska, które tuż przed skończeniem gimnazjum uciekły z domu. Jedna wstąpiła do jakiejś grupy satanistycznej, wzięła udział w czarnej mszy i spaliła kota, a druga poznała przez internet faceta – kierowcę TIR-a i jeździła z nim po całej Polsce, żyjąc z nim jak z mężem.
Obie dzięki mojemu reportażowi się odnalazły. Rozmawiałam potem z tą drugą i przeżyłam szok. Dziewczyna nadal nie zdawała sobie sprawy z tego, że źle postąpiła. Wierzyła we wszystko, co jej ten facet mówił. Nie czuła, że ją wykorzystał, że była naiwna itd. To uświadomiło mi, że ten temat nadaje się na książkę.

J.Ł.: Pisze Pani wiersze, jaką rolę w Pani twórczości one odgrywają, czy planuje je Pani opublikować?

M.K.P.: Wiersze piszę bardzo rzadko. Tylko wtedy, gdy coś we mnie siedzi, coś, czego nie da się przełożyć na prozę. Było parę propozycji ich opublikowania, ale uważam, że jest tego za mało na tomik. A na taki dobry to już w ogóle prawie tego nie ma.

J.Ł.: Jest Pani autorką wielu tekstów o muzyce, jaki jest Pani ulubiony rodzaj muzyki, grupa muzyczna i piosenkarka czy piosenkarz?

M.K.P.: Tego jest bardzo dużo, dlatego że lubię większość gatunków muzycznych. Lubię i muzykę poważną, i operę, i balet, i heavy metal – Metallice czy Slayer. Mogę powiedzieć, czego nie lubię. Nie lubię disco polo i piosenek, które mają jałowe teksty. Na przykład nie podoba mi się zespół Feel, zespół Pectus, którego wokalista doprowadza mnie do szału brakiem pokory i próżnością. Natomiast tak w ogóle to jestem na muzykę otwarta. Lubię różnorodność, różne instrumenty.

J.Ł.: A gra Pani na jakimś instrumencie?

M.K.P.: Niestety gram tylko na flecie drewnianym. Wtedy, w czasach mojego dzieciństwa, mieszkałam w domu, do którego nie dało się wnieść ani pianina, ani fortepianu, a klawiszy elektrycznych jeszcze wtedy nie było. Akordeonu nie mogliśmy kupić i tak… pożegnałam się z muzyką.

J.Ł.: Na koniec chciałam się spytać, nad czym obecnie pani pracuje?

M.K.P.: Mam zaczętych kilka rzeczy. Wydawca poprosił mnie o dopisanie jednego rozdziału do „Klasy Pani Czajki”. Mam z tym pewien problem, bo coś tam sobie wymyśliłam, ale nie wiem jak to wpasować. Siedzę też nad trzecią częścią „Tropicieli”. Pisarstwo jednak jest zajęciem absolutnie niedochodowym, więc często z jego powodu popadam w długi. Po prostu jak zaczynam pisać książki to nie pracuję, a jak nie pracuję to nie zarabiam. Chętnie pisałabym więcej i częściej, ale trzeba z czegoś żyć. Plany pisarskie mam wielkie, ale z powodu prozy życia nie zawsze udaje się je zrealizować.

J.Ł.: Ja Pani życzę powodzenia w skończeniu książki i bardzo dziękuję za wywiad.

M.K.P.: Ja też bardzo dziękuję.

 

A tu dla zainteresowanych link do wywiadu, który zrobiły ze mną gimnazjalistki z miejscowości Sokoły.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...