O mały włos, a zeszłabym wczoraj na zawał. Wszystko przez zebranie w liceum mojego syna. Otóż podczas zebrania dowiedziałam się, że w klasie liczącej 32 osoby tylko 5 zna „Mazurka Dąbrowskiego”. Niby syn był w harcerstwie, niby uczył się w podstawówce, niby dom nasz patriotyczny, ale… może jest wśród tych 27, które nie znają? Dygotałam i zgrzytałam zębami, a wychowawczyni zamiast rozdać nam karty ocen, gdzie po prawej stronie czerwonym kolorem naniosła oceny ze znajomości hymnu, cały czas mówiła o tym, jak jest oburzona tym stanem rzeczy. Dlatego zgrzytając zębami postanawiałam: Jeśli okaże się, że mój syn ze znajomości hymnu ma jedynkę, to nie patrząc na to, że ma osiemnaście lat obcinam mu jego długie włosy przy samej skórze i to krzywo oraz piorę tyłek szablą pradziadka, na której wygrawerowane jest „honor i ojczyzna”. Mam przy tym w czterech literach, że to przemoc wobec dzieci, bo z niego takie dziecko, jak z mysiej cipy worek na mąkę. Na szczęście po chwili okazało się, że jest wśród szczęśliwej piątki, która ze znajomości „Mazurka” dostała oceny bardzo dobre. Jak się zresztą okazało kartkę z napisanym z pamięci hymnem oddał jako pierwszy. To już olałam wagary, pały z matmy itd., bo kamień naprawdę spadł mi z serca. Obok mnie w ławce siedział jakiś tata. Zerknęłam mu przez ramię na arkusz ocen jego pociechy. Tylko dwie nieusprawiedliwione godziny nieobecności, trójki, czwórki i piątki i jedna pała – za nieznajomość hymnu narodowego. I tak nie wiem… kto z nas ma lepsze dziecko… Chyba jednak ja. Z pał z matmy jakoś się wyciągnie, frekwencję poprawi, ale piętno pały za nieznajomość hymnu moim zdaniem powinno się śnić po nocach, jako wielki obciach. W domu oczywiście syn powiedział mi, że mu przykro, że mogłam go posądzać o nieznajomość słów Mazurka Dąbrowskiego, ale… tak to już jest, że notorycznego wagarowicza posądza się o wszystko. Chociaż… ja też byłam wagarowiczem, a hymn znam od przedszkola.
No i tak co do hymnu… polecam świetną metodę nauki. Jest taki kawał z czasów stalinowskich, który był dość popularny w latach osiemdziesiątych.
Wersja z czasów stalinowskich mówiła o maturze z udziałem aktywnego czynnika aparatu stalinowskiego, a wersja z lat osiemdziesiątych mówiła o egzaminie na Zomowca. W każdej z nich egzaminowany miał odpowiedzieć na dwa pytania związane z hymnem. Pierwsze: gdzie w hymnie państwowym jest mowa o przemyśle włókienniczym. Odpowiedź brzmiała „przędziem Wisłę przędziem Wartę”. Drugie: gdzie w hymnie państwowym jest mowa o przemyśle elektrycznym? Odpowiedź brzmiała: „Za twoim przewodem złączym się z narodem”. Nikt odpowiedzi na te pytania nie znał. Jeden z inteligentniejszych egzaminowanych się wkurzył i nie mając już nic do stracenia, bo egzamin i tak niezdany spytał: „A gdzie w hymnie jest mowa o ZSRR?” Egzaminatorzy w kropce, a tu pada odpowiedź: „Co nam obca przemoc wzięła”.
No i tak nie wiem… może zachęcać do poznania hymnu opowiadając ten kawał? Ja w swoim czasie zachęciłam pewnego nastolatka do przeczytania „Krzyżaków” kawałem o Jurandzie. Jak to Jagienkę spotkał i na migi informował, że obcięto mu język i wyłupiono oczy. Ona spytała, kto to zrobił, a widząc w odpowiedzi narysowany na piersi krzyż wykrzyknęła przerażona: „Niemożliwe. Pogotowie?”