Nadgorliwość gorsza od faszyzmu

Spread the love

Tak mówią, a że cos w tym jest przekonałam się dziś na własnej skórze. Miałam wychodzić na spotkanie z przyjaciółką, która przyleciała do polski z Florydy. Dopijałam właśnie kawę i porządkowałam w komputerze pocztę, kiedy przyszedł mail. Pewna redakcja błaga mnie, bym napisała na cito felieton. Sytuacja podbramkowa, ale płacą, a ja przecież ciągle tradycyjnie bez pieniędzy. Proszą by felieton był za 4 godziny najpóźniej. Wysłałam mailem pytanie na ile znaków. Ponieważ odpowiedź nie nadchodziła, a ja nie chciałam marnować czasu, więc siadłam do pisania i… w trzy kwadranse uwinęłam się z robotą. Zadzwoniwszy rzecz jasna do przyjaciółki, że spóźnię się, bo wpadła mi pilna rzecz do napisania. Gdy słałam gotowy tekst odebrałam maila z odpowiedzią na moje pytanie o liczbę znaków. Brzmiał „daj mi chwilę właśnie ustalam”. Dlatego do felietonu dołączyłam kilka zdań, które brzmiały mniej więcej tak, że tekst ma 5,5 tysiąca znaków bez spacji, a ze spacjami 6,5, by skrócili jak za długie, a ja muszę wybiegać. Że w razie czego jestem pod telefonem i mam ze sobą laptopa. Dosłownie kilka minut później, gdy już brałam z biurka komórkę z zamiarem wyjścia z domu, przyszedł kolejny mail. Felieton już niepotrzebny. Coś tam się w redakcyjnej koncepcji zmieniło. „Rety, jesteś obłędna.” napisała redaktorka zorientowawszy się, że ma w skrzynce tekst.
I niech mi kto powie, że jak wpada praca w ręce to trzeba ją brać? A po co? Po raz kolejny to co zamówione napisałam sobie do szuflady. Ona pewnego dnia pęknie od tekstów zamówionych i nieopublikowanych, a co gorsza nieprzeczytanych nawet przez tych, którzy je zamówili. Bo jakoś zawsze tak się dzieje, że zmienia się koncepcja i to co przysyłam nie jest już potrzebne. Żeby choć raz było do dupy to bym rozumiała.
Tym razem najbardziej wkurzyło mnie jednak to, że przez zamówiony, napisany i odrzucony przed przeczytaniem felieton, z mieszkającą za oceanem przyjaciółką widziałam się godzinę krócej. Muszę przestać być taka nadgorliwa.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...