Poprawność polityczna, która zakazuje nam nazywać rzeczy i sprawy po imieniu, by nie obrażać ludzi, doprowadzi nas kiedyś do obłędu, bo granice absurdu zostały przekroczone już dawno. Robiłam wczoraj materiał o Dniu Babci i zostałam kilka razy upomniana (tak na wszelki wypadek), by nie mówić o babciach i dziadkach „ludzie starzy” tylko „seniorzy”. Cóż… z dzieciństwa pamiętam kawał o babci przebiegającej przez jezdnię w niedozwolonym miejscu, za którą młody człowiek woła:
– Gdzie pędzisz stara kurwo!
A ona mu odpowiada:
– Tylko nie stara!
Pewnie ten kawał jest jakimś tam dowodem, że dla wielu przymiotnik „stary” jest obraźliwy. Co gorsza za takie uznawane jest wiele przymiotników, choć przecież uczono mnie, że liczą się nie słowa, a intencje z jakimi zostały wypowiedziane. Dlatego do syna mówię pieszczotliwie „szczylku”, a on do mnie „smroduńciu”, choć oboje mamy świadomość, że bez zdrobnień i wypowiadane w gniewie, te słowa miałyby zupełnie inną moc, a przede wszystkim znaczenie.
Gdy miałam jakieś dziesięć lat opowiadał mi kolega o historii, która miała miejsce na koloniach w NRD na kolonijnej zabawie. Otóż niemieccy chłopcy prosili do tańca polskie dziewczyny. Były to czasy, gdy bohaterami mojego pokolenia byli czterej pancerni i kapitan Kloss. Dlatego dla większości z nas Niemiec był po prostu hitlerowcem. Jak tu tańczyć z takim? Tymczasem polscy wychowawcy kazali tańczyć i się uśmiechać. Co zrobiła jedna z dziewczyn? Uśmiechała się i miłym głosem w tańcu mówiła:
– Ty szkopie, ty szwabie…. – plus kilka innych zupełnie nieparlamentarnych epitetów, które stanowczo nie powinny paść z ust kilku czy kilkunastoletniej dziewczynki. Czy tańczący z nią Niemiec się zorientował? Nie. Prosił ją potem do tańca wiele razy i opowiadał kolegom, że jest najmilszą i najgrzeczniejszą osobą z jaką miał do czynienia.
Słowa mają wielką moc. Czesław Niemen śpiewał, że ktoś „słowem złym zabija tak, jak nożem”. Jak odróżnić słowo złe od dobrego? Moim zdaniem po intencji z jakiej zostaje użyte.
Gdy wczoraj byłam z kamerą w przedszkolu w oczy rzuciła mi się śliczna rudowłosa dziewczynka. Do stojącej obok mnie pani powiedziałam:
– Jakie śliczne dziecko.
– Które? – spytała pani.
– To rude – odpowiedziałam, a wzamian za to karcącym tonem usłyszałam reprymendę, że nie mówi się „rude” tylko „miedziane”. Wzruszyłam ramionami, bo jest to dla mnie debilizm, a ja nie miałam na myśli nic złego, bo moją intencją nie było obrażenie dziecka.
Kilka lat temu koleżanka z redakcji miała zrobić temat o Międzynarodowym dniu puszystych (1 marca). Ograła w środku sklep z ubraniami i sama, choć chuda jak szczapa, zamarkowała jakieś mierzenie. Poogrywała też metki z rozmiarami i same ciuchy itd. Potrzebowała jeszcze bohaterów, czyli tych, dla których są to ciuchy. Jak zagadać, by się zgodzili na wsytęp przed kamerą? Nagle na środku wielkiej stołecznej arterii tuż przed jej nosem pojawił się znikąd pan, który na oko ważył 130 kilogramów. Powiedziała co robi, że chciałaby, aby do kamery powiedział jej czy trudno mu kupić ciuchy na swój rozmiar itd. Pan zgodził się. Koleżanka pyta o ubrania dla puszystych, a pan mówi:
– Ustalmy jedną rzecz. Nie wiem co to znaczy puszysty, bo ja i inni moi znajomi o podobnych do moich gabarytach, nazywamy siebie grubasami! Ja proszę pani jestem grubasem i nie fałszujmy rzeczywistości!
Cóż… ostatnio często w ramach poprawności politycznej nazywamy: pederastów – gejami czy Murzynów – czarnoskórymi. Nazwanie rzeczy po imieniu uważamy za rasizm, nietolerancję itd. Tymczasem… wszystko zależny od intonacji z jaką wymawiamy te słowa. Słowa to tylko wyrazy, to rzeczowniki czy przymiotniki. To my nadajemy im znaczenie pozytywne lub negatywne.
I tak na przykład… Słowo „Murzyn” pojawiło się w języku polskim w XIV-wiecznych psałterzach, jako przekład z łacińskiego Aethiops (gr. Aitiops), znacząc tyle co ciemnolicy. Wyrazy pokrewne to…. m.in. Maur i chmura. Pierwsze wizerunki Murzyna dotarły do Polski w przedstawieniach jednego z trzech króli.
Wyraz „pederasta” (w skrócie pedał) pochodzi z kolei z języka greckiego (paiderastés) i oznacza kochającego chłopców, bo jest połączeniem wyrazów miłość i chłopiec.
Słowa często zmieniają znaczenie. Kiedyś obraźliwym był wyraz… „Kobieta”, bo przedstawicielki mojej płci nazywano niewiastami, gdy nie miały mężów, a białogłowami, gdy już zmieniły stan cywilny. Kobiety były tylko lekkich obyczajów. Zapewne nie znano jeszcze słowa „prostytutka”, które pochodzi z łaciny i oznacza… „wystawiać do przodu”, a do powszechnego użytku weszło podobno dopiero na początku XVIII wieku. Słowo „dziwka” nie było obraźliwym, bo oznaczało po prostu dziewczynę. Oczywiście to wszystko dowód na to, że język ewoluuje. Jednak moment, kiedy obrażamy się za słowa, a nie intencje z jakimi zostały wypowiedziane dowodzi, że nie znamy tak naprawdę znaczenia tych słów. Zupełnie jak w starym kawale o blondynkach, które plotkowały sobie i jedna mówi do drugiej.
– Przechodziłam wczoraj à propos kawiarni i skompromitowałam dwa ciasteczka.
Na to stojący obok mężczyzna:
– Jak się nie zna znaczenia jakichś słów, nie powinno się ich używać.
– Do mnie to alibi?
Cóż… ktoś powie… blondynki? Za moment to też będzie obraźliwy przymiotnik. Może będziemy nazywane jasnowłosymi?
A co do przymiotnika „stary”… to gdy wczoraj spytałam przedszkolaków ile lat musi mieć ktoś, by powiedzieć o nim „stary”, dowiedziałam się, że… jedenaście. Gdy się zdziwiłam drugi rozmówca poprawił na… czternaście. Wszystkiego najlepszego seniorzy z gimnazjum! Dziś jest wasz dzień. Dzień dziadka!
Itak już na koniec, jako ciekawostkę zacytuję tu list Kozaków zaporoskich do sułtana Mehmeda IV (podobno zresztą jest to mistyfikacja napisana później, ale nie o prawdę historyczną mi tu chodzi, a o słowa).
Ty, sułtanie, diable turecki, przeklętego diabła bracie i towarzyszu, samego Lucyfera sekretarzu. Jaki z ciebie do diabła rycerz, jeśli nie umiesz gołą dupą jeża zabić. Twoje wojsko zjada czarcie gówno. Nie będziesz ty, sukin Ty synu, synów chrześcijańskiej ziemi pod sobą mieć, walczyć będziemy z tobą ziemią i wodą, kurwa twoja mać. Kucharzu ty babiloński, kołodzieju macedoński, piwowarze jerozolimski, garbarzu aleksandryjski, świński pastuchu Wielkiego i Małego Egiptu, świnio armeńska, podolski złodziejaszku, kołczanie tatarski, kacie kamieniecki i błaźnie dla wszystkiego co na ziemi i pod ziemią, szatańskiego węża potomku i chuju zagięty. Świński ty ryju, kobyli zadzie, psie rzeźnika, niechrzczony łbie, kurwa twoja mać.
O tak ci Kozacy zaporoscy odpowiadają, plugawcze. Nie będziesz ty nawet naszych świń wypasać. Teraz kończymy, daty nie znamy, bo kalendarza nie mamy, miesiąc na niebie, a rok w księgach zapisany, a dzień u nas taki jak i u was, za co możecie w dupę pocałować nas!
Obraźliwe? A jakże! Ale też i trochę śmieszne. Przynajmniej dla mnie. W przyszłości… jasnowłosej! Ale może to, że się ubawiłam wynika z tego, że mnie trudno jest obrazić jakimokolwiek epitetem?