Czy ja przyzwyczaiłam się do tego, że brazylijskie seriale to przy moim życiu pikuś? Chyba nie! Nadal bywam zaskoczona, gdy coś mi się przytrafia. Ostatnio moje życie oscyluje wokół problemów geriatrycznych. Kilka dni temu w celu zawodowym spotkałam się z pewnym panem. Uprzedzano mnie, że pan jest erotoman i może mnie podrywać, choć mógłby być moim ojcem. Lubi też wypić. Miałam się nawet przygotować na hard-core. Uprzedzono bowiem, że pan będzie ględził i do końca swoich dni usiłował uwieść w sposób niekonwencjonalny, ale zawodowo to mistrz w swoim fachu. („Jeśli chcesz coś takiego zrobić, to tylko z nim!” – grzmiał kumpel.) Nawet nie musiałam sprawdzać w internecie kim jest pan, bo nazwisko mówiło samo za siebie.
Na spotkaniu było wszystko tak, jak mnie uprzedzano. Pan pił piwo za piwem (ja tylko jedno) mnie uwodził i to zgodnie z zapowiedziami hardcorowo. Opowiadał o zarażeniu żony mendami, kochankach obracanych w te i nazad na blatach fortepianów, szafach, stołach, schodach itd. Przy tym wszystkim co chwilę słyszałam, że ja będę kolejną i specjalnie dla mnie zmieni tapczan w domu na czystszy, bo w ten hektolitry już wsiąkły „wiadomo czego”. Wszystko to w pełnej ludzi kawiarni na oczach obsługi. Nawet średnio rozbawionej, bo pan jest stałym bywalcem ponieważ mieszka nad tą knajpą. Myślę więc, że obsługa niejedno w jego wykonaniu widziała. Kelnerzy tylko raz spojrzeli uważniej, gdy w pewnym momencie pan wstał i zaproponował, że pokaże mi przyrodzenie. Odpowiedziałam z wrodzoną sobie subtelnością:
– Nie przestraszysz wilka lasem ni baby kutasem.
Ręka pana zastygła w drodze do rozporka i pan powiedział:
– Uprzedzano mnie, że mam do czynienia z żyletą nie do przegadania.
Z pokazywania brylantów pan zrezygnował. Wreszcie biznesy omówione i… czas się rozstać. Wychodzimy. Pan jest nieźle wlany. W drzwiach mówi mi, że i tak będę jego kochanką i… traci zęby! Dosłownie! Jego górna sztuczna szczeka wypada na chodnik. Pan schyla się by ją podnieść, ale powszechne prawo ciążenia w połączeniu z dużą ilością wypitego piwa, które uniemożliwia wyraźne wypowiedzenie słowa Gibraltar, sprawiają, że pada na klęczki. W tej pozycji rozpoczyna marsz po swoją górną szczękę. Idzie w lewo, a szczęka leży po jego prawicy. Ponieważ przez całe spotkanie nie umiałam zachować powagi, a teraz to po prostu płaczę ze śmiechu, więc mówię, a właściwie wykrztuszam z siebie, że jest to scena filmowa i żeby pan się zbytnio nie przejmował. Pan chyba niespecjalnie się przejmuje. Szczęśliwie znajduje zęby i w przytomności umysłu wsadza do kieszeni koszuli. Niestety powszechne prawo ciążenia plus piwo dają znów o sobie znać i tak… gdy pan się podnosi, zęby znów mu wypadają, choć tym razem z kieszeni i lądują na chodniku u jego stóp. Pan stoi bezradnie chwiejąc się na nóżkach i patrzy na zęby. Z okna knajpy obserwuje nas CAŁA załoga kelnerska – wreszcie widzą coś nowego. Rada nie rada podnoszę zęby (dość tego przedstawienia) i wkładam panu do kieszeni. Idziemy kilka metrów dalej, gdzie stoi mój samochód i są drzwi od klatki schodowej wiodącej do mieszkania pana. Żegnamy się. Staram się pana pocieszyć mówiąc:
– Jak to dobrze, że mamy poczucie humoru.
– Jak to dobrze, że ty masz! – Mówi pan i dodaje: – I tak, jak nam wyjdzie ten projekt to będziesz moja kochanką. Chuja mam prawdziwego.
I tak się żegnamy… Opowiadam to mojej cioci, która dobiega 90-tki, mieszka w domu starców i też ma sztuczną szczękę. Co odpowiada? – Kochana! Ja tu mam to na co dzień! Macanki, podszczypywanki itd. Jedna pani do drugiej mówi z żalem: „Mnie to płaci tylko pięć złotych, a tamtej dziesięć!”
– Czy ciocia ma na myśli to co ja? Czy mówimy o płatnym seksie? O prostytucji w domu starców? Za pięć lub dziesięć złotych?!
– A coś ty myślała! Tu są amory, afery miłosne co krok! Pamiętasz, jak ci opowiadałam, jak mnie taka jednak z alzheimerem podejrzewała, że jej chłopa trzymam pod zlewem?
– Rzeczywiście, coś takiego było… – przypominam sobie.
– To teraz jest lepsza historia! – mówi ciocia. – Taka jedna moherowa baba od Radia Maryja, która ma prawie 90 lat mieszka tu z synem, takim po 60-tce. I ten syn zaczął prowadzać się z taką panią. Pani sympatyczna, ale bez piersi, bo miała raka i z chorym żołądkiem. Dlatego ta matka krzywo patrzyła na amory syna. A teraz przyszła do mnie i mówi, że nawet jest zadowolona, bo syn się uspokoił od kiedy wszedł w ten związek. „Wie pani, może i piersi nie ma, może i żołądek chory, ale cipa zdrowa!”.
I pomyśleć, że kiedyś wydawało mi się, że wszystko na ten temat opowiedział już Stanisław Grochowiak w swoim dialogu „Chłopcy”.
P.S. Mojemu synowi i jego kolegom opowiedziałam o panu i szczęce. Była to dykteryjka z morałem: Myjcie zęby chłopaki. Warto!