Zawsze uważałam, że tłum to motłoch. Motłoch to coś bezlitosnego. Coś nad czym trudno zapanować. Coś bezwzględnego i okrutnego. Coś bezmyślnego, a co za tym idzie głupiego. Nie lubię być w motłochu i być z motłochem. Z tego powodu jako osoba prywatna nigdy nie chodzę na żadne manifestacje. Nawet jeśli jest to manifestacja w tak zwanej słusznej sprawie. Nikt nie da mi gwarancji, że w tłumie ludzi nie znajdzie się jedna osoba, która zrobi coś beznadziejnego, bezsensownego i niebezpiecznego, a na dodatek zarazi tym resztę. Jako dziennikarka wielokrotnie byłam z kamerą w tłumie i widziałam jak to działa. Ludzie, którzy być może na co dzień są spokojni, łagodni i normalni, pod wpływem zachowania innych zmieniają się diametralnie. Widziałam to w czasie manifestacji górników, taksówkarzy, a nawet nauczycieli czy pielęgniarek. W czasie słynnego już ingresu biskupa Wielgusa, który w katedrze Warszawskiej powiedział, że rezygnuje z bycia metropolitą tłum mało nie rozszarpał dziennikarzy. Gdy wysłano mnie z kamerą przed Pałac Prymasowski dostałam między żebra szpikulcem parasolki od nobliwie wyglądającej aczkolwiek w tym tłumie rozhisteryzowanej i niezwykle agresywnej starszej pani. Być może na co dzień taka nie jest. Być może… Inna starsza pani o mały włos a wydłubałaby oko naszej prezenterce Joli Erol, bo machała jej otwartą parasolką przed twarzą w czasie relacji na żywo. Agresywne zachowanie staruszki mogli więc zobaczyć wszyscy widzowie. Dziś o mały włos a zostałabym zmiażdżona. Uczestnicy marszu „Obudź się Polsko” zanim przemaszerowali ulicami stolicy, przyszli pod gmach TVP na Plac Powstańców i Jasną. Krzyczeli tak, że nie można było się skupić. W newsroomie pozamykaliśmy okna, bo nie słyszałam własnych myśli. Wejścia do budynku pilnowała policja. Gdy musiałam wyjść z gmachu, bo jechałam na zdjęcia, okazało się, że nie jest to łatwe. Koleżanka, która była na zdjęciach przede mną nie mogła się dostać do firmy. Ja nie mogłam z niej wyjść. Gdy powiedziałam policjantom, że jestem reporterką i muszę jechać na zdjęcia jeden ruszył mi na pomoc. Chciał mnie przeprowadzić przez tłum. Niestety ktoś z tłumu usłyszał, ze jestem reporterką. Krzyknął na cały regulator: „Tu jest reporterka! Zewrzyjmy szyki! Nie dajmy jej wyjść póki nie wyjdzie do nas prezes!” Tłum zaczął napierać na mnie. Z jednej strony był kordon policji, a z drugiej napierający na budynek motłoch. Policjant próbował przeprowadzić mnie przez tłum bokiem, a wtedy najbardziej agresywny mężczyzna z tego tłumu zaczął wgniatać mnie w mur budynku. Przyznam, ze byłam przerażona. Scena była filmowana przez jakieś kamery. Dlatego pan z tłumu krzyczał, że gniecie mnie policjant. Tak jednak nie było. Gniótł mnie on, uczestnik marszu „Obudź się Polsko”. Polski patriota z polską flaga w ręku! Bo nie trzeba nam obcych. Wymordujemy się sami. Pod płaszczykiem walki w słusznej sprawie. Gdy udało mi się wydostać z tłumu serce waliło mi jak młot. Gdy wsiadałam do samochodu większość demonstrantów patrzyła na mnie z nienawiścią jakbym im zrobiła coś złego, choć były osoby chyba zdziwione zachowaniem tłumu. Byłam tak zdenerwowana ich agresją fizyczną i werbalną, że w samochodzie się prawie popłakałam. Najgłupsze było to, ze jechałam na dwa absolutnie niepolityczne tematy. Jeden to festiwal gier planszowych Kocioł na Politechnice, a drugi to odsłonięcie na Żoliborzu odnowionej rzeźby Aliny Szapocznikow. Zachowanie tłumu pod TVP było głupie z wielu powodów. Po pierwsze w swoich okrzykach żądali wyjścia prezesa, który w soboty w pracy raczej nie bywa. Po drugie domagali się tego pod budynkiem, w którym nie ma on swojego pokoju, bo wrzeszczeli na Placu Powstańców i Jasnej, a prezes urzęduje na Woronicza. Ktokolwiek nimi steruje jest więc wielokrotnym idiotą. Ale cóż… nikt mądry nie steruje motłochem. Mądrzy ludzie wiedzą, że kierowanie tłumem, by zachowywał się mądrze, jest niemożliwe.
Poniżej zdjęcie zrobione, gdy udało mi się wyjść z tłumu.
A tu widok z okna montażowni cztery godziny później.