Jaki Nowy Rok – taki cały rok!

Spread the love

Czasem jestem, a czasem nie jestem przesądna. Zależy, jaki przesąd. Po prostu tu zdaję się na swój gust. Jak mi przesąd nie odpowiada to… nie uznaję go. Jednak w to, że taki będzie cały rok, jaki Nowy Rok wierzę i dlatego staram się w tym dniu pewnych rzeczy nie robić, a inne wręcz przeciwnie. Często myślę, że to fajny przesąd, a gdyby naprawdę się sprawdzał to świat byłby szczęśliwszy. A może i na ulicach byłoby mniej nieszczęść? Dlaczego? Zacznę od początku…
Sylwester w kinie okazał się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Na dodatek nie zasnęłam na filmach, które zachwyciły mnie ogromnie. „Parnassus” przepiękny i niezwykle malarski. „Avatar” również. Na pewno obejrzę go jeszcze raz, ale w wersji 3D. Ponieważ robiłam za „Krzysia”, a samochód zaparkowałam dość daleko od Kinoteki, więc po rozstaniu się z całą paczką czekał nas (małą paczkę) długi spacer na ulicę Św. Barbary jeszcze za teatr Roma. Znajomym zachciało się jeść, a w podziemiu centralnego natknęliśmy się na Kebab 24h. W środku było pusto. Było nas czworo, więc zamówiliśmy trzy kebaby, bo ja poprzestałam na coli. Po chwili do knajpki wszedł mocno pijany facet z podbitym okiem i strupem na policzku. Wybełkotał, co dokładnie zamawia i siadł nieprzytomny za stołem. Po chwili drzwi lokalu „Kebab 24h” znów się otworzyły i weszło pięciu podpitych młodzieńców o dresiarsko-blokerskim wyglądzie, którzy zgodnie z zasadą much, która brzmi „w kupie raźniej” czuli się tak mocni, że zażądali jedzenia i chcieli, żeby podać im je natychmiast. Najpierw próbowali przejąć porcje, które pan przygotował dla nas. Powiedziałam jednak, że obowiązuje kolejka i te są dla moich znajomych. Podpici kolesie cos tam bełkotali, ale nie zwracałam uwagi. Oni zresztą zrezygnowali z naszych porcji, a spróbowali pozbawić jedzenia pijanego z podbitym okiem. Facet był przymulony i absolutnie nieagresywny, (można w tym miejscu zacytować Maksa z Seksmisji: „agresowyność zero”), ale jeść mu się chciało i nie myślał zrezygnować bełkocząc, co chwila: „Jeść… jeść!” Piątka podpitych „gierojów” też nie dawała za wygraną i… rozpoczęli awanturę. Padały propozycje wyjścia na solo na ulice itd. Raz proponowali mojemu kumplowi, raz pijanemu głodomorowi z podbity okiem. W końcu ja na cały głos powiedziałam, że bez sensu zaczynać Nowy Rok od awantury i to ich trochę uspokoiło, ale… tylko trochę. Z agresji polegającej na zaciskaniu pięści i podsuwaniu ich pod nos pijanemu z podbitym okiem zrezygnowali na rzecz agresji słownej. Już po chwili jeden z nich na cały regulator wykrzykiwał:
– Ja kur…, jestem kur…, dobrze kur…, wychowany kur… i kulturalny kur…!
Gdyby to był dialog z jednego z polskich filmów to z pewnością jego reżyser – znany antyfeminista – liczbą tych „kur…”, czyli słów powszechnie uważanych za obelżywe byłby zachwycony, bo na pewno była to odpowiednia. Dopiero szczery śmiech całej naszej paczki ich otrzeźwił. No i moje stwierdzenie, że jaki Nowy Rok taki cały rok, więc może bez sensu się awanturować.
Jaki będzie ten mój Nowy Rok? Już wiem, że bezsenny, bo w domu byłam o 5:30, a spac położyłam się o 6-tej. Wiem też, że pracowity, bo na 10-tą musiałam być w pracy. Zaczęłam na szczęście fajnym tematem, bo o noworocznych narodzinach w stołecznych szpitalach. Nagrywałam przesympatyczne mamy i cudne bobasy. A przecież taki noworodek to jak Nowy Rok… daje nadzieję na lepsze jutro. Nadziei we mnie sporo. Wierze, że będzie to dla mnie rok lepszy. Przede wszystkim pisarski. Właśnie po to, by go pisarsko zaczarować siadłam teraz do bloga, a po powrocie do domu zamierzam siąść nad powieścią. Przecież do końca „LO-terii” zostało mi tylko kilka rozdziałów. Chcę też spokojnie poczytać, więc już krążę z książką w torbie i wącham pierwsze strony „Bardzo białej wrony” (człowiek nie czuje, że mu się rymuje) Ewki Nowak, bo mam zwyczaj kupować i czytać publikacje znajomych. Kto zresztą ma wspierać finansowo pisarzy, jak nie ich przyjaciele i znajomi? A poza tym przecież tak niedawno Ewa dostała za tę książkę nagrodę. Mam też zamiar obejrzeć z synem kolejny odcinek „Czterdziestolatka”, bo przypominamy sobie ten serial i świetnie się przy tym bawimy.
Czego zdecydowanie nie będę dziś robić? Po pierwsze nie chcę, by 2010 był tak pralniczy, jak ubiegły. Nic dziś więc nie piorę. A ponieważ jest kilka czynności, których szczerze nienawidzę, więc… zamierzam dziś ich starannie unikać. Należą do nich na pewno nie tylko pranie, ale i prasowanie, a także zakupy. Nie kupię dziś nic, nawet na stacji benzynowej, bo nie zamierzam w Nowy Rok wchodzić z czynnościami, które są mi niemiłe. Z tego samego powodu nie zamierzam dziś wystawiać przelewów, płacić rachunków, kłócić się i odpowiadać na zaczepki. Mam zamiar cały dzień się uśmiechać. Bo chciałabym, by to był rok lepszy od poprzedniego. I tego wszystkim czytelnikom życzę.
P.S. Gdyby ktoś pytał, czemu nie podsumowuję roku 2009 to odpowiadam. A po co? Po co mówić o tym, co było i za czym nie tęsknię?

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...