Pogarda dla starości, czyli Narayama się zbliża

Spread the love

Żyjemy w czasach, gdy człowiek stary równa się niepotrzebny śmieć. Na zachodzie opracowywane są inteligentne samochody, które mają analizować czy w przypadku konieczności kolizji z człowiekiem wybierać starego, czy młodego. „Uczone są”, by wybrać kolizję ze starym. Młody ma przecież przed sobą całe życie. Było to pokazane w filmie „Ja robot”, choć tam robot uratował akurat starszego, ale wynikało to z analizy jego szans na uratowanie, a nie wieku. Nie zmienia to faktu, że pracuje się nad maszynami, które podejmują decyzję o czyimś życiu lub czyjejś śmierci. Pokłosiem myśli zachodnich konstruktorów takich inteligentnych aut jest logika czytelnika portalu „Warszawa w pigułce”, który napisał list na temat obecności starych ludzi w środkach komunikacji miejskiej, zarzucając im, że jeżdżą po to, by sobie posiedzieć. Napisał bowiem do nich:

jeżeli mają państwo ochotę posiedzieć to proszę nie jeździć w godzinach szczytu.

Uczeń szkoły średniej w dalszej części swego listu wykłada swoje poglądy, z których wynika, że to młodzi:

pracują na Państwa emerytury więc proszę też o wyrozumiałość. Nie wiem skąd u starszych osób pojawił się sposób myślenia, że mają pierwszeństwo w komunikacji miejskiej.

Ów młody czytelnik dodał jeszcze:

Ja, osobiście wole ustąpić miejsce matce z dzieckiem niż emerytowi bo te dziecko jest przyszłością dla kraju. Każdy jest równy i każdemu należy się miejsce siedzące w komunikacji miejskiej.

Przyznaję, że czytając to prawie padłam. Oto klasyczny przykład pogardy dla starości i kultu młodości. Co za nimi się kryje? Niestety… wielkie niebezpieczeństwo, jakim jest przymusowa eutanazja starych ludzi. Kryterium przy tej eutanazji będzie wiek. I jesteśmy od tego naprawdę o krok.

Pomijając, że emeryt sam zarobił na swoją emeryturę i ona mu się po prostu należy, że tak zacytuję klasyka, to ciekawe jest, iż autor listu zakłada, że emeryci jeżdżą komunikacją po to, by sobie posiedzieć, a na dodatek, jak sugeruje logika listu, robią to chyba na złość młodym ludziom! Tymczasem emeryt jedzie wtedy, gdy musi. A kiedy musi? Przeważnie, gdy ma wizytę u lekarza. Niestety lekarze przyjmują w tych godzinach, w których ludzie pracują, bo tak się składa, że godziny pracy przychodni i szpitali pokrywają się z godzinami pracy innych placówek. Może więc emeryt jedzie do lekarza? Na dodatek na wizytę, którą ma umówioną np. od 10 lat?

Chcę w tym momencie zwrócić uwagę, że mamy próby wprowadzania przymusowych badań dla kierowców 60+. Chodzi w nich o to, by ludzie „w pewnym wieku” nie siadali za kierownicą, bo podobno stanowią zagrożenie. Czy tak jest rzeczywiście? Statystyki dowodzą, że wypadki najczęściej powoduję ludzie młodzi, bo to oni jeżdżą brawurowo. Tymczasem np. zmarły rok temu w wieku 101 lat generał Zbigniew Ścibor-Rylski jeździł do końca życia. Wypadku nie spowodował. Dziadek mojego kolegi stracił prawo jazdy w wieku około 80 lat. Utrata dokumentu wywołała depresję, z powodu której zmarł pół roku później. W jaki sposób stracił prawo jazdy? Było to na prowincji podczas wakacji. Wraz z kolegą pojechali na dworzec po żonę kolegi. Prowadził kolega, bo dziadek wcześniej wypił szklankę piwa i, jak każdy rozsądny człowiek, uważał, że prowadzić w tym stanie nie będzie. Czekał w samochodzie na kumpla i jego żonę. Nagle podeszli jacyś państwo i poprosili, by odrobinkę przestawił auto, bo do stojącego obok samochodu jakaś gruba babcia nie może wsiąść. Kluczyki w stacyjce tkwiły, więc… dziadek kumpla przestawił auto. Nikomu nic się nie stało, bo dziadek w nic nie uderzył, nikogo nie potrącił. Jednak, gdy gasił silnik podeszła do niego policja. Podobno stali tam dłuższy czas i obserwowali. Czy wylegitymowali go z nudów? Nie wiem. Ważne, że najpierw chcieli dać mandat za brak dokumentów auta (auto było przecież kolegi, a ten dokumenty miał ze sobą na dworcu), potem za brak apteczki, bo jeszcze wnikliwie rewidowali bagażnik, a potem kazali dmuchnąć w alkomat. Wyszło 0,21. To wystarczyło, by odebrać dziadkowi prawo jazdy, skierować na dodatkowe badania, których starszy pan już nie przeszedł. Czy podobnie gnębiliby młodą osobę? Być może… Jednak z tym się jeszcze nie spotkałam. Natomiast z uwagami o starych ludziach za kierownicą spotykam się często. Wystarczy poczytać w internecie komentarze, gdy sprawcą wypadku jest starszy człowiek, który zasłabł za kierownicą. Od razu wszyscy komentujący „wyją”, by odebrać mu prawo jazdy. Zupełnie jakby ktoś młody nie mógł zasłabnąć.

I teraz pytanie do młodego człowieka autora listu. Skoro w myśl, coraz popularniejszej logiki, starym ludziom nie wolno prowadzić aut, bo trzeba im odbierać prawa jazdy, to czym mają jeździć? Taksówkami?

Zakładając, że chory emeryt musi średnio raz w tygodniu pojechać do lekarza, to wg moich obliczeń koszt minimum 160 złotych miesięcznie, przy założeniu, że taksówka w jedną stronę kosztuje 20 złotych. A jeśli emeryt jedzie np. z Bielan na Ursynów do szpitala onkologicznego? Wtedy cena wzrasta do ok. 50 złotych za kurs w jedną stronę. Miesięcznie to 400 złotych z emerytury. Nie wszystkich emerytów stać na taki wydatek. Dlatego starym ludziom pozostaje tylko komunikacja miejska. Zresztą… czemu mają z niej zrezygnować? Przecież młody człowiek sam napisał… Jak to było?

Każdy jest równy i każdemu należy się miejsce siedzące w komunikacji miejskiej.

Przyznam, że niestety nie podejrzewam, by przy takim wychowaniu, jakie reprezentuje sobą autor listu, a które jest powszechne, w życiu emeryta pojawiły się rzesze wnuczków chętnych rzucić wszystko i wieźć dziadka do lekarza. Dziś ludzie są uczeni myśleć o sobie i swoim dobru. Psychologowie doradzają szybkie rozstania, by ratować siebie, by korzystać z życia, by odciąć kulę u nogi. Tą kulą bywa nie tylko mąż, ale i rodzic, dziadek etc. I owszem, zdarza się, że rzeczywiście nią jest, ale to naprawdę nie reguła. Tymczasem coraz rzadziej spotykamy się z myśleniem z troską o starych rodzicach, a co dopiero o dziadkach. Powszechnie uważa się, że do opieki nad starcami są specjalne domy. Wskazujemy na zachód – rzekomy wzór z Sevres – gdzie sporo jest domów opieki. Sęk w tym, że tam jest wyższy standard takich placówek, a i w Polsce dom domowi nierówny. Miałam ciocię w radomskim Domu Weterana Walki i Pracy i ona miała tam swoją kawalerkę. Była w tym domu szczęśliwa i żyła tam ponad 10 lat. A ja miałam co jakiś czas świeżą dostawę anegdot o życiu emerytów. Niestety np. moja teściowa na taki luksus liczyć nie mogła, bo nie miała takich zasług jak ciocia. Z kolei Eksio opiekować się nią nie mógł, bo musiałby zrezygnować nie tylko z pracy, ale i z wychodzenia z domu, gdyż teściowa wymagała opieki 24/h. Emerytura teściowej starczyła na pobyt w domu, w którym była w jednym pokoju z dwiema innymi paniami. Nie wiem czy była tam szczęśliwa, bo podczas odwiedzin prawie nas nie poznawała, trudno więc było się czegokolwiek od niej dowiedzieć. Dom wydawał mi się miły, a i panie opiekunki fajne, ale… miałam wyrzuty sumienia, że teściowa (choć nie byłam jej ulubienicą, a ona moją) nie ma na starość swojego kąta. W mediach co jakiś czas czytam o przypadkach znęcania się nad starymi ludźmi siedzącymi w domach opieki. Niestety komentarzom oburzenia towarzyszą też inne. Oto nagle narracja, w której wcześniej powoływano się na ów wzór zachodu, że tam wszyscy są w domach opieki, przekształca się w inną narrację, według której stary człowiek, który wylądował w domu opieki, a ma dziecko, które się nim nie zajmuje to zły stary człowiek. On sobie na ten los widocznie zasłużył! Oczywiście tak się zdarza, ale też regułą nie jest.

Kiedyś był inny model rodziny, a na dodatek rodziny były liczniejsze. Co za tym idzie więcej w rodzinie było ludzi mogących zaopiekować się seniorem. Opiekę nad nim dzielono. Teraz rodzina to często samotna matka, która chowa dziecko bez alimentów i nie starcza jej sił na opiekę nad własnym rodzicem. Rozumiem więc, że domy opieki są koniecznością. Trudno bowiem rzucać pracę i zajmować się opieką nad kimś bliskim, bo żyć z czegoś trzeba i jakoś trzeba samemu sobie wypracowywać emeryturę. Ma się też obowiązki wobec własnego dziecka.

Jednak pogarda dla starości i kult młodości w takim wymiarze, w jakim ostatnio obserwuję są naprawdę niebezpieczne.

Widzimy już czym grozi w mediach wymiana kadr? Dla mnie nie znalazło się miejsce reportera w żadnej redakcji, bo jestem stara. (Były propozycje innych stanowisk, ale nie skorzystałam.) To ci nowi młodzi pomylili zdjęcie Stalina i podpisali Baczyński, to oni zamiast Makuszyński napisali Muszyński, to oni przypisali Wandzie Chotomskiej autorstwo „Plastusiowego pamiętnika”, a ostatnio uśmiercili Adama Słodowego i pomylili prezydenta Białegostoku z wiceprezydentem Rzeszowa.

A i inne sektory powoli upadają przez windowanie na stanowiska młodych bez doświadczenia i zwalnianie starych, bo starzy. Dlatego głośno pytam:

Czemu życie np. 10-letniej dziewczynki ma być więcej warte od życia np. starego człowieka? Może z dziewczynki wyrośnie złodziejka? Albo przywódczyni bandy? Jak na przykład Małgorzata Rozumecka, która w wieku 22 lat zamordowała dealerów Ery? A może ten stary dziadek jadący autobusem to autor 40 prac naukowych i jakiegoś epokowego odkrycia? A może to pisarz? Może właśnie tworzy dzieło, które swoją treścią i myślą zmieni świat? Może tylko wyszedł do lekarza? Nie wiemy kim są starzy ludzie mijani na ulicy. Być może nie dokonali niczego, ale może jednak ich dzieła, praca i dorobek są czymś wartościowym. Nie wolno ich tak traktować tylko dlatego, że mają już swoje lata. Zaś myślenie, że to młodzi pracują na ich emerytury to po prostu i chamstwo i głupota.

Kilka lat temu wymyśliłam film, ale scenariusza do dziś nie napisałam. Zapisałam tylko pomysł. Może zresztą zrobię z tego nie scenariusz, a powieść? Może opowiadanie? Co jest w pomyśle? To antyutopia.

Jej tytuł „Planeta Narayama” jest nawiązaniem do starego filmu „Ballada o Narayamie”. To japoński film z 1983 roku. Jak napisano na portalu „filmweb”:

Narayama to mała wioska położona w niedostępnych górach. Panuje tu odwieczna zasada, że każdy mieszkaniec wioski, który skończy 70 lat musi odejść w góry, aby umrzeć. Odmowa ściąga hańbę i pogardę na całą rodzinę odmawiającego.

Kadr z filmu „Ballada o Narayamie” reż. Shohei Imamura

Film był dla mnie wstrząsający. Zwłaszcza scena, gdy syn zostawia matkę na górze. Jest zima, pada śnieg, a staruszka modli się, by jej koniec nadszedł szybko. Przed kilkoma laty, obserwując to co się dzieje, czyli niesamowitą pogardę dla starości i zanik autorytetów napisałam:

PLANETA NARAYAMA

Jest rok 2150. Ziemia jest tak przeludniona, że ludzie po skończeniu 50 roku życia są albo poddawani eutanazji albo przenoszeni na planetę zwaną Narayama. By nie zostać poddanym eutanazji a dostać się na Narayamę trzeba pracować i być uprawnionym do emerytury. Media codziennie reklamują Narayamę jako planetę wiecznego szczęścia i długowieczności. Podróż na nią trwa kilka lat i kosztuje. Dlatego z obecności na planecie automatycznie wykluczeni są ci, którzy na ziemi żyją z zasiłków. Na Narayamie panuje dobrobyt. Niestety kto raz trafi na planetę nigdy nie zobaczy tych, których zostawia na ziemi. Anna ma 49 lat. Jest premierem Unii Państw Świata. Za rok będzie mogła przenieść się na Narayamę. Sęk w tym, że jest jedną z zaledwie kilku osób na ziemi, które wiedzą, że planeta nie istnieje. Od 25 lat każdy, kto kończy 50 rok życia jest poddawany eutanazji. Anna sama to wymyśliła i przez kilka lat dążyła do wprowadzenia tego prawa w życie. Zrobiła to jako czynna unijna polityk, a wszystko po to, by pozbyć się toksycznej matki. Teraz bardzo chce żyć, bo zakochała się z wzajemnością, ale zegar tyka nieubłaganie. Czy uda jej się zmienić prawo, które sama przed laty stworzyła? Czy jest na świecie miejsce, w które można uciec przed przymusową eutanazją?

Na razie jesteśmy na dobrej drodze, by pomysł mojej antyutopii się spełnił. Dlatego zwracam się do Ciebie młody człowieku, autorze listu do portalu „Warszawa w pigułce” – nie idź tą drogą! Mam nadzieję, że zachowałeś kopię swego listu. Przeczytaj go za 50 lat. Szkoda, że nie dowiem się, jakie wtedy wywrze na Tobie wrażenie. Ale mnie już wtedy nie będzie. Kilka dni temu skończyłam 52 lata. Według mojej antyutopii powinnam już nie żyć.

PS Nie mam nic do młodych ludzi. Piszę dla nich. To moi czytelnicy. Przypominam jednak, że starzeje się ciało a nie dusza. W jej głębi wszyscy mamy zawsze 18 lat. A w dojrzałym, a nawet starym wieku, piękne jest to, że wiemy więcej o świecie. Starzy ludzie to często skarbnice wiedzy i doświadczeń. Korzystajmy z tego!

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...