Kiedy byłam dzieckiem sprzedawcy w sklepach byli jednak lepiej wyedukowani. Wprawdzie pisali herbata przez „ch” i chińska przez samo „h” oraz „zeszyty w kratkie”, ale jak się ich prosiło o wermut to wiedzieli co to takiego. Wiedzieli też czym się różni zbożowa kawa Inka od prawdziwej oraz herbata granulowana od liściastej. Teraz z tą wiedzą coraz gorzej. Być może winę za to ponosi upadek szkolnictwa zawodowego handlowego, ale pewności nie mam. Ponieważ jednak, jak powszechnie wiadomo „lepsza złotówka z handlu niż dycha z roboty” ludzie często handlują. Nie wszyscy jednak znają się na towarze, który oferują na sprzedaż. Ostatnia dysputa w jednym ze sklepów na temat odkurzaczy pozbawiła mnie złudzeń. Ludzie nie wiedzą co sprzedają.
Wczoraj spotkałam się z przyjacielem na kawę. Znamy się ponad 30 lat. Łączą nas zainteresowania i pasje, więc co jakiś czas spotykamy się na długie rozmowy. Ulubiony też się z nim zaprzyjaźnił, bo tak to już jest, gdy ludzi interesuje to samo i nadają na tej samej fali. Tego dnia Ulubiony był jednak zajęty. Na spotkanie poszłam więc sama zabierają ze sobą naszą suczkę Frytkę, bo z przyjacielem umówiliśmy się w kawiarni z ogródkiem. Po spotkaniu przyjaciel zaproponował, że mnie odprowadzi. Po drodze był Carrefour Express, a ja potrzebowałam kupić do domu czerwone wytrawne wino. Poprosiłam więc przyjaciela, by poczekał z naszą jamniczką przed sklepem. Żeby było szybciej podjęłam decyzję jakie wino chce kupić zanim weszłam do sklepu i niemal od progu poprosiłam panią o… Egri Bikavér, bo lubię węgierskie wina. Ku memu zdumieniu sprzedawczyni podeszła do półki z kawą i spytała i jaką mi chodzi.
– Nie o kawę, a o Egri Bikavér – odparłam dodając polską nazwę „bycza krew”, na co usłyszałam pytanie.
– A co to jest?
– To węgierskie wino – mruknęłam lekko załamana i dodałam – jak nie ma to niech będzie jakieś Cabernet Sauvignon.
Sprzedawczyni spojrzała na mnie z rozpaczą. Próbowała wymówić Cabernet Sauvignon, ale nie była w stanie, więc poprosiła, bym podeszła do półki za jej plecami i sama wybrała. Ponieważ win był cały regał, a za drzwiami zostawiłam przyjaciela z niezbyt grzeczną jamniczką, więc spytałam, czy wina są podzielone, że np. tu stoją wytrawne a tu słodkie. Chciałam po prostu przyspieszyć wybieranie. Niestety to pytanie spowodowało, że pani popadła w jeszcze czarniejszą rozpacz, bo tylko wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie oczami wyrażającymi pustkę. Na szczęście po minucie patrzenia na butelki znalazłam to co chciałam, więc zapłaciłam i wyszłam z winem w ręku.
Przed sklepem jest ławka. Podeszliśmy do niej z przyjacielem na chwilę, bym spokojnie zapakowała wino do torby. Na ławce siedzieli dwaj panowie, których twarze zdradzały zamiłowanie do trunków. Ponieważ przyjaciel spytał, czemu mam taką minę, więc pakując wino do torby zaczęłam mu opowiadać, że sprzedawczyni nie wiedziała co to Egri Bikavér, a na to odezwał się jeden z siedzących na ławce panów:
– Trzeba było kretynce powiedzieć po naszemu, że bycza krew!
– Powiedziałam. Nie zrozumiała – odparłam.
– Bo to głupole są! Na wódce też się nie znają! – dodał pan, który miał podbite oko, strupa na skroni i śmierdział kacem. Oczywiście ktoś powie, że on wiedział o co chodzi, bo lubi wypić, ale czyż pani sprzedająca alkohol też nie powinna tego wiedzieć? W końcu na pracy trzeba się znać. Bo na razie wyszło, żul wie lepiej od niej. Ale cóż… z drugiej strony często amatorzy mają większą wiedzę od fachowców. Tych zresztą z roku na rok we wszystkich dziedzinach coraz mniej… Ci od odkurzaczy to był jeszcze większy horror! A przecież taki odkurzacz droższy od wina…