Tyran na randce, czyli podsłuchane

Spread the love

Umówiłam się ostatnio ze znajomą w Parku Skaryszewskim, ale ulewa sprawiła, że zmieniłyśmy miejsce spotkania na jedną z moich ulubionych knajp. Bywam tu na śniadaniach biznesowych, takichże samych obiadach czy kolacjach, tu obchodzę czasem urodziny, a czasem rocznicę ślubu. Generalnie lubię ten lokal. Ma dobrą kuchnię, przystępne ceny i jest blisko domu. Znajoma była tu po raz pierwszy. Ledwo siadła, gdy powiedziała, że jest coś nie tak. Ma wrażenie, że jesteśmy podsłuchiwane. Zdziwiłam się, ale nie zauważyłam, że za jej plecami przy stoliku obok siedzi młody człowiek przed trzydziestką i naprawdę nas podsłuchuje. To wydało się chwilę potem. Opowiadałam jej pewną historię, w której cytowałam kogoś, a cytat pełen był przekleństw. I wtedy odezwał się on:

– Przepraszam bardzo, ale ja za chwilę będę miał tu randkę z dziewczyną i prosiłbym o to, by używały panie grzeczniejszego języka.

Oczywiście przytaknęłyśmy, ale śmiać nam się chciało strasznie. Mnie to nawet z wielu powodów. Po pierwsze, gdyby mi ktoś przeszkadzał zmieniłabym stolik, a była taka możliwość, bo nie wszystkie były zajęte. Po drugie, gdybym nie mogła zmienić stolika poprosiłabym o interwencję kelnerkę. Przecież mogłyśmy być pijanymi chamkami i puścić mu w odpowiedzi wiąchę, chlusnąć w twarz czerwonym winem itd. A wreszcie po trzecie… czy pan nie zrobił tego tak naprawdę po to, by pochwalić się randką?

Od razu przed oczami stanęła mi scena sprzed wielu, wielu lat, kiedy w przychodni w kolejce do lekarza pewien młody człowiek postanowił wejść do gabinetu lekarskiego, choć przed chwilą weszła do niego pacjentka. Powiedziałam wówczas:
– Niech pan tam nie wchodzi!
– A to czemu?
– Bo tam przed chwilą weszła kobieta.
– No i co z tego?
– No, na przykład może być już rozebrana.
– Rozebraną kobietę to ja już w swoim życiu widziałem – odparł młody człowiek, na co ja odpowiedziałam głośno:
– Nie bardzo jest się czym chwalić.
Które to stwierdzenie (a byłam rówieśnicą owego młodzieńca) spowodowało ogólną wesołość wszystkich siedzących w poczekalni.

Myślę, że statystyczny młodzieniec w wieku tegoż randkowicza był już na randce, więc on też nie bardzo miał się czym chwalić. Chyba, że… to pierwsza w życiu randka. Coś jak w starym dowcipie o badaniach na temat seksu wśród robotników Huty Warszawa. Zebrano ich w wielkiej świetlicy i zapytano.
– Kto uprawia codziennie seks?
Połowa podniosła ręce.
– Kto co drugi dzień?
Też sporo osób podniosło ręce. Pytano jeszcze kto raz w tygodniu, kto raz na dwa tygodnie, kto raz w miesiącu i za każdym razem jakaś grupka ludzi podnosiła ręce do góry aż wreszcie spytano:
– Kto uprawia seks raz w roku?
I w tym momencie nagle wyskoczył młodszy suwnicowy i podskakując wrzasnął uradowany:
– Ja! Ja! Ja! Ja uprawiam seks raz w roku!
Zdumieni ankieterzy spytali:
– Ale czemu pan tak się cieszy?
– Bo to jutro!!!

W mojej ulubionej knajpce mijała jednak już godzina a oczekiwana randkowiczka nie nadchodziła. My mówiłyśmy coraz ciszej, bo żadna z nas nie chciała, by pan to wszystko słyszał. Głośniej pozwoliłam sobie tylko na uwagę, że gdyby mnie ktoś przeszkadzał to bym się przesiadła. Na te słowa młodzieniec poruszył się nerwowo. Wreszcie nadeszła ona. Szczupła, około dwudziestu pięciu lat, a on przywitał ją mniej więcej takimi słowami:
– Gdy się z kimś umawiam to nie lubię, gdy ktoś się spóźnia.
A na to dziewczyna wypaliła mniej więcej tak:
– A gdy ja się umawiam z mężczyzną to z reguły odbiera mnie z przystanku.
Zapadła krępująca między nimi cisza. Dziewczyna siadła i oboje w milczeniu zaczęli przeglądać kartę dań. Posiedzieli godzinę i wyszli. Rozmawiali tylko trochę. Nie spojrzałam co zamówili, kto płacił etc., bo nie jestem takim typem jak zwracający nam uwagę młodzieniec. Zauważyłam natomiast, że gdy wychodzili to on wstawał od stołu tak, by nie spojrzeć w naszą stronę i nerwowo wywijał kluczykami od samochodu mówiąc dziewczynie, że teraz ją odwiezie.
Randka raczej nie była udana. Zresztą… czy z takim tyranem mogła być? Dziewczynę, na którą czekał, próbował ustawić już na początku. Pewnie w życiu wszystko lubi mieć pod kontrolą. Wyglądali zresztą na parę, która umówiła się przez Internet. Może nawet przez portal randkowy. Cała sytuacja nas obie ze znajomą mocno ubawiła, więc po wyjściu pary dłuższy czas strasznie się śmiałyśmy, co nikomu w knajpie nie przeszkadzało, bo przy stoliku z drugiej naszej strony trwały urodziny i pijackie śpiewy sto lat podsycone kolejną beczułką piwa przyniesioną na stół. My cały wieczór piłyśmy tylko lemoniadę. A ja żałowałam, że gdy młodzieniec zwrócił nam uwagę nie zadałam jednego, podstawowego pytania:
– Czy powiedziałby pan to samo, gdyby zamiast nas siedziało tu dwóch stukilowych, łysych dresiarzy-kiboli?

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...