Na początku lipca pojechałam do Koszalina poprowadzić warsztaty literackie dla dzieci. Nocowałam w hotelu Gromada. Z góry uprzedzając wszelkie pytania informuję, że uważam ten Hotel za bardzo fajny, choć do kuchni mam zastrzeżenia, bo jest bardzo droga, a ma słabą ofertę – brak pierogów, brak makaronów itd., ale nie o to chodzi.
Mam taki zwyczaj, że fotografuję zajmowane przeze mnie pokoje hotelowe i starannie oglądam wszystko, co znajduje w szufladach mebli hotelowego pokoju. Są to przeważnie informacje o tym, kiedy kończy się doba hotelowa, o hotelowych ofertach typu SPA, kosmetyczka, fryzjer etc. (jeśli hotel oferuje), ile kosztuje pranie, czy jest możliwa dostawa jedzenia do pokoju, jest też informacja o numerach kierunkowych, numerach telefonu do poszczególnych pokoi, a także o cenniku różnych innych hotelowych usług. Tym razem ten cennik dosłownie zwalił mnie z nóg. Dotyczył bowiem opłat za… pomazanie krwią, wymiocinami i fekaliami: ręczników, mebli, wykładziny a także ścian. Ręczniki to 300 złotych, meble i wykładzina 600, a ściany 1500.
Sfotografowałam to natychmiast, bo byłam w szoku. A potem rozpoczęłam dysputę ze znajomymi. Wniosek był jeden: hotel z sufitu tego nie wziął (nawet nie dlatego, że o krwi, wymiocinach i kale na suficie nie ma w cenniku słowa). To musiało się już zdarzyć. Znajomi sugerowali, że może robiły to wycieczki z Izraela. Cóż… jeszcze w 2007 roku tygodnik Przekrój pisał o wycieczkach młodzieży z Izraela: „Zdarza się, że gdzieś między wizytą w Treblince a Majdankiem młodzi Izraelczycy spędzają czas na zamówionym przez hotelowy telefon striptizie. Zdarza się, że obsługa hotelowa musi zbierać ludzkie odchody z łózek i umywalek. Zdarza się, że musi oddawać pieniądze za nocleg innym turystom, którzy nie mogą spać, bo Izraelczycy postanowili zagrać w hotelowym holu w piłkę nożną. O drugiej w nocy.” Jednak trasa wycieczek z Izraela nigdy nie zahacza o Koszalin. Kto więc robił na ścianę w koszalińskim hotelu?
Dość szybko z rozmowy z kilkoma osobami z obsługi, a także z rozmów z mieszkańcami, kelnerką w pobliskiej knajpie, sprzedawczynią w sklepie etc., dowiedziałam się, że to w tym hotelu nocowali wielokrotnie muzycy zespołów disco polo i to oni demolowali hotel. Podobno z okien leciały nawet telewizory, a wino i „inne” płyny oraz substancje płynęły po ścianach. Przyznam, że kompletnie nie rozumiem nie tylko takiego zachowania, ale trwonienia pieniędzy na kary za coś takiego. Ile ich trzeba mieć, by wydawać 1500 złotych na rzyganie i fajdanie na ścianę??? I to w momencie, kiedy ludzie żyją za 900 złotych renty? Jestem ostatnią, która by kontrolowała czyjeś dochody i wydatki, bo nienawidzę zaglądania do portfela. Są jednak jakieś granice szaleństwa, które ten, kogo zachowanie spowodowało, że powstał taki regulamin, zdecydowanie przekroczył. Mnie tam nie stać na to, by sobie ot tak za przeproszeniem „nasrać na ścianę”. Pomijam, fakt, że nie wiem jaką musiałabym przybrać pozycję, by mi się to udało. Ale cóż… na jodze tego nie uczą.