Od początku istnienia internetu i portali informacyjnych, a także platform społecznościowych zaczynam ranek od prasówki. Kiedyś robiłam ją na komputerze przy biurku teraz… w wannie, bo mogę czytać na smartfonie. Z roku na rok ta prasówka zajmuje mi coraz więcej czasu. Często myślę, by zrezygnować z niej, ale… na razie jeszcze jestem czynna dziennikarką, więc nie mogę. Prasówka częścią mojego życia. Oczywiście nie czytam wszystkiego. Niektóre informacje znam tylko z tytułów. Te z pism plotkarskich czasem zapamiętuję. Są jednak tak głupie, że trudno je zapomnieć np. „Mokra Ciupa”. W każdym razie dzięki prasówce wiem co się dzieje na świecie i w Polsce. I to zarówno w polityce, jak i kulturze czy popkulturze. Ostatnio media zdominował wąż, a ja odkryłam, że paradoksalnie to jedyny temat, który połączył podzielone społeczeństwo. O pytonie tygrysim, którego wylinkę znaleziono w Gassach koło Konstancina pisały i portale prawicowe i lewicowe, i te popierające rząd i opozycję. Gad zjednoczył nas. Był wszechobecny na Twitterze, Facebooku i Instagramie. Żartowali wszyscy wplatając gada do polskiej obyczajówki i polityki. I tak z memów, dowcipów i innych żartobliwych tekstów dowiedziałam się podczas prasówki, że wąż uciekł z powodu zamachu na konstytucję ewentualnie uciekł ze szpitala, być może w ramach protestów rezydentów.
Tak naprawdę to nie był wąż tylko ogromnych rozmiarów członek jakiegoś pana, który zawiązywał buta i nie zauważył otwartego rozporka. „Przepraszam, że narobiłem zamieszania” – pisał w komentarzu pod jednym z artykułów.
Każdy na temat węża mówił ponoć co innego. Kościół np. ostrzegał, by nie przyjmować od niego jabłek. Zrozumiałe, gdy ktoś czytał starotestamentowe problemy Adama i Ewy.
Pyton tygrysi został też ogłoszony przez TVP (dzięki generatorowi pasków) kandydatem na prezydenta.
Odpowiada jednak za kilka nieszczęść m.in. za niestawienie się Hanny Gronkiewicz-Waltz przed komisją reprywatyzacyjną.
Nie należy się go jednak bać, gdyż jest produktem do jedzenia. Zachęcała do tego firma Krakus kolejną reklamą swoich produktów.
Poza tym został już zjedzony przez Ryszarda Kalisza lub Krystynę Pawłowicz, ewentualnie schwytany przez policję podczas jednej z demonstracji.
Opublikowano portret pamięciowy pytona.
A jeżeli informacje o zjedzeniu i schwytaniu to nieprawda to i tak jesteśmy bezpieczni, bo czuwa detektyw Rutkowski poza tym w sprawę zaangażowany jest jasnowidz Krzysztof Jackowski.
I kiedy już wydawało się, że podzielona Polska zjednoczyła się w walce z pytonem policja odwołała poszukiwania. Podobno jest za zimno i pyton może gdzieś spać. A poszukiwania zostaną wznowione jak pojawią się kolejne ślady pytona. I tylko jedno mnie smuci. Żarty żartami, ale w naszych warunkach to zwierzę (jeśli rzeczywiście grasuje nad Wisłą) jesienią po prostu umrze z zimna, a jest pod ochroną. Zaś poszukiwania pytona były prowadzone nie dlatego, by zagrażał on ludziom, ale dlatego, że to ludzie zagrażają jemu.
Zagrażają zresztą moim zdaniem sami sobie. Co widać chociażby w tym, że w konfliktach społecznych na chwilę jednoczy ich biedny pyton używany do wszelakich żartów. Poza tym – już nic.