Oszczędności a tworzenie kolejnych gwiazd?

Spread the love

Zaleceniem prezesa TVP wdrożyła oszczędności. Jak one wyglądają? Nie zrezygnowano z nadmiernej ilości kadry kierowniczej, choć ja przede wszystkim to bym zrobiła, bo jest to przerost formy nad treścią. Trochę uszczuplono kontrakty gwiazdorskie (10%), co przy 60 tysiącach daje gwiazdom i tak nadal ponad 50 tysięcy miesięcznie. Większość szarych dziennikarzy zarabia tyle rocznie. A jednak to na nas się oszczędza. Obcięto pieniądze na honoraria w programach informacyjnych. Do tych oszczędności dołożono całkowitą rezygnację z oprawy muzycznej w newsach. Oszczędność powalająca. Muzyk miał 30 (słownie: trzydzieści) złotych za dyżur. Za te 30 złotych miał przygotować muzykę, (jeśli była potrzebna) do 3 (słownie: trzech) programów informacyjnych. W praktyce oznaczało to siedzenie na tylko od godziny 17 do 21 i bycie na każde gwizdnięcie. Nasi muzycy to profesorowie Akademii Muzycznej, wybitni kompozytorzy itd. Zostali potraktowani jak śmieci. W imię czego? Oszczędności. Czy naprawdę? 30 złotych dziennie daje oszczędność 900 (słownie: dziewięciuset) złotych miesięcznie. Pewnie nie zareagowałabym na to w ogóle, bo z reguły macham ręką na rzeczy, na które nie mam wpływu, ale… likwidując muzyków podjęto równocześnie próby zmian na antenie poprzez… wprowadzenie pogodynek. Koszt? Obawiam się, ze więcej niż 30 złotych za występ, bo ja za 30 złotych nie stanęłabym przed kamerą, by opowiadać o czymś, na czym się nie znam. Próby pogodynek trwają. Jak zauważyła jedna redakcyjna koleżanka, za moment owe pogodynki będą bardziej kojarzone ze stacją niż my. Coś w tym jest. Ja się tym nie przejmuję, bo na byciu rozpoznawaną mi nie zależy. Jednak rzeczywiście jest to frustrujące, jak jadę na temat, który znam od podszewki. Na temat, na który jeżdżę od lat np. obchody rocznicy Powstania Warszawskiego i słyszę, „A pani to chyba nowa w Kurierze, bo pierwszy raz panią widzę.” Nie. Stara jak świat. A na tematy powstańcze jeżdżę od lat 10! (słownie: dziesięciu). Jestem starsza niż ustawa medialna przewiduje. Dokładnie dolny pokład Kredy, a może nawet Jura? Tylko nie pcham się przed szkło. Podobno dinozaurom nie wypada, choć… są przecież prezenterzy starsi ode mnie.
Jakiś czas temu miałam ten „słynny egzamin na reporterską kartę telewizyjną”. (Wyników nadal nie ma.) W czasie egzaminu zadano mi pytanie: „Dlaczego tak rzadko nagrywa pani stand-up’ery?” Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nagrywam wtedy, gdy uważam, że mam coś bardzo ważnego do powiedzenia i że bez stand-up’era będzie temat łysy i ubogi. Powiedziałam, że jestem przeciwna dodawaniu ich na siłę. Komisja zamilkła. Po chwili odezwali się chórem Andrzej Turski i Jędrzej Dutkiewicz, że pierwszy raz słyszą takie słowa padające z drugiej strony stołu. Zawsze to oni musieli je wypowiadać pouczając dziennikarza. Cóż… staram się czuć własny obciach.
Pewnie dlatego załamuje mnie, gdy teraz z oszczędności moja macierzysta stacja tworzy kolejne gwiazdy. Z reguły z niezwykle młodych dziewczyn. Żal mi ich. Dlaczego? Od pięciu lat zadaję przychodzącym do redakcji praktykantom, pragnącym zrobić karierę prezenterską jedno pytanie: czy wiedzą, kto to jest Irena Dziedzic? Do tej pory nie znalazł się wśród nich nikt, kto by wiedział. Cóż… tak jest z telewizyjną sławą. Gwiazdy spadają błyskawicznie, choć Irena Dziedzic była na szklanym ekranie ze swoim talk-showem (pierwszym w historii polskiej telewizji) przez ćwierć wieku! Przyszłe gwiazdy nawet tylu lat nie mają! Ona przeprowadziła ponad 12000 (słownie: dwanaście tysięcy) wywiadów, a dziś… młode pokolenie nie wie o kogo pytam. Dobrze, że Irena Dziedzic się tym nie przejmuje. Cóż… jak spada dojrzała gwiazda zawsze sobie radzi. Wie już sporo o życiu. Wie jak szybko to życie przemija. Jak spada młoda, to może ten fakt spowodować jej psychiczną katastrofę. A teraz moja stacja funduje kilku osobom psychiczną katastrofę. W imię oszczędzania na muzykach? Może to i przypadek. Ale na pewno dno!
PS. Wczoraj do jednego z materiałów w Telewizyjnym Kurierze Warszawskim potrzebna była konkretna muzyka „Les Champs-Élysées” w wykonaniu Joe Dassin. Ściągaliśmy ją sami. Muzyk grzecznościowo napisał ZAIKS. Nie musiał. Jest już zwolniony.
PS.2. Koleżanka z redakcji twierdzi, że jak będę takie rzeczy pisać to mnie wyrzucą. Trudno. Pan Bóg zamykając drzwi otwiera okno. A ja dawno przyjęłam zasadę, że jeśli nie wolno mi krytykować macierzystej firmy i mówić, że błądzi (a mówię to głośno nie tylko na blogu) to ta firma na mnie nie zasługuje.
PS.3. Mój syn pisze egzamin gimnazjalny. Przeżywam horror.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...