Jakie są moje obowiązki, gdy wydaję program typu Kurier Mazowiecki? To przede wszystkim zamówienie tematów, ustalenie ich kolejności w programie, opracowanie, zredagowanie i zatwierdzenie. Co robię podczas emisji? Sprawdzam, czy prezenter mówi to, co ma powiedzieć, czy materiały wypuszczane są na antenę w tej kolejności, co trzeba, no i czuwam, by nie przekroczyć planowanego czasu emisji, bo antena nie jest z gumy. Program, który w zamierzeniu ma trwać osiem minut nie może w praktyce trwać osiem trzydzieści, bo jakby każdy tak robił to na antenie panowałby chaos. Z reguły czas udaje się trzymać. Gorąco jest, gdy trafia się korespondencja na żywo – wszystko jedno czy telefoniczna, czy łączenie z wozem i kamerą. Wtedy trzeba podejmować dramatyczne decyzje o zrzuceniu jakiegoś tematu z anteny albo o skróceniu go przez np. ucięcie stand’up-era. Ostatnio tak musiałam zrobić. Powiedziałam prezenterce do ucha (ma specjalna słuchawkę, która jest jej łącznikiem z reżyserką), by nie zapowiadała reportera, bo stand’up będzie ucięty. Za zmianę obrazu na wizji odpowiada już realizator obrazu. Ja tylko tego dnia powiedziałam mu, po jakich słowach w materiale ma ten obraz zmienić. Za dźwięk z kolei odpowiada realizator dźwięku. To on otwiera poszczególne kanały. Albo ten z głosem prezentera albo ten z dźwiękiem z emitowanych materiałów. Gdy emitowany dźwięk jest zły to on dostaje po uszach. Gdy jest coś nie tak z wizją to realizator obrazu. Gdy jest coś źle merytorycznie – wówczas ja.
Czemu to tłumaczę? Bo w książce z głosami widzów znalazłam wpis, który bardzo mnie ubawił.
„Już kiedyś o tym mówiłem, miały być wprowadzone poprawki. Ale znowu to słyszę, takie piszczące dudnieniem, jak ze wzmacniacza ze studni. Dziś był ten okropny pisk między poszczególnymi materiałami w Kurierze mazowieckim. Widziałem, że odpowiedzialna za wszystko jest dziś pani Piekarska. To proszę jej powiedzieć – jak nie skasuje tych pisków, to ja jej kiedyś garnek na głowę nabiję. I sama zobaczy wtedy, jak takie dudnienie jest przyjemne dla ucha.”
Nie znam się na realizacji dźwięku. Z tego, co wiem to ostatnio w raportach inspektorskich nie było informacji o złym dźwięku ze studia, więc może pan miał coś z odbiornikiem. Może sąsiad coś włączył i były zakłócenia? Panu tego zresztą nie powiem, bo to był tzw. anonimowy życzliwy. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na garnek. I tylko jednego się boję. W filmie „Podróż za jeden uśmiech” chłopcy POldek i Duduś po drodze na dworzec jechali samochodem z panią, która wiozła do szpitala syna z nocnikiem czy też garnkiem na głowie. Syn bawił się w rycerza. Naczynie służyło mu za hełm. Niestety nie chciało zejść. Byłabym wielce niepocieszona, gdyby ktoś wsadził mi na głowę jakiś garnek, a ja nie mogłabym go zdjąć. Byłabym niepocieszona tym bardziej, że za dźwięk nie ja jestem odpowiedzialna. Naprawdę. Ale, że człowiekowi aż chciało się z tym złym dźwiękiem dzwonić do telewizji…