Mizaru, Kikazaru, Iwazaru, czyli nie wywołuj wilka z lasu

Spread the love
Przedwczoraj w redakcji poinformowano nas, że mamy szkolenie. Będziemy przygotowywać „układkę montażową” na komputerach i musimy zapoznać się z programem. Szkolenie zorganizowano w pokoju wydania (newsroomie  – jak kto woli). Szkolić przyszedł nas młody człowiek, który mówił tak cicho jak Poeta z „Rejsu”. Od razu na wstępie poprosiłam, by mówił głośniej, bo ja na przykład jestem stara i głucha. poparło mnie kilka osób powołując się na swój wiek i zniszczony słuch. Niestety nie na wiele to się zdało. Pan nadal mówił cicho. Na dodatek na wielkim monitorze ustawionym na środku stołu, przy którym co rano odbywają się kolegia, nie było widać zbyt wiele. Wytężaliśmy wzrok jak wtedy, gdy szuka się różnic między dwoma obrazkami, ale na darmo. Ja nic nie widziałam. Inni nic nie słyszeli. Wielu nic nie mówiło. I tak sala pełna reporterów zachowywała się jak owe trzy japońskie małpy sanzaru, które nie widzą zła – Mizaru, Kikazaru oraz Iwazaru.
Po jakimś czasie przesiadłam się bliżej monitora i wtedy już coś słyszałam i trochę widziałam, więc mogłam już jak w „Rejsie” tłumaczyć koleżeństwu, co tam sobie pod nosem mówił pan szkoleniowiec:
„- Aha. Pan mówi teraz… mówi o przyrodzie teraz.”
Towarzystwo nadal niewiele rozumiało, bo przecież nie widziało! Na niewiele zdało się zmienianie rozdzielczości monitora. Dlatego dalsze tłumaczenie słów szkoleniowca tez nie miało sensu.
„Gdyby pan był jasnowidzem. Mógłby nam powiedzieć więcej. Ale nie jest więc…”
Ze szkolenia nie wynieśliśmy zbyt wiele. Ja jakieś mętne pojęcie o programie. Na szczęście umiem montować w kilku programach komputerowych, więc i z tym „avidowym” nie powinnam mieć problemów. Nauczę się, gdy siądę przed komputerem i dostanę swój kolejny, cholerny login. Jednak półtorej godziny przesiedziałam wczoraj na szkoleniu. najgłupsze jest to, że wczoraj miało być jeszcze spotkanie ze stylistką. Pan jednak mówił zbyt długo. Spotkania ze stylistka nie było. Może to i dobrze? Stylistom zawsze mam ochotę wybić zęby. Wprowadzają „urawniłowkę” biorąc pod uwagę jedynie wygląd człowieka, a nie osobowość. Mnie przerabiają na „Dodę” lub moją rówieśnicę Pamelę Anderson. A za takie pomysły – dziękuję. Tak więc spotkania ze stylistą nie było, co oznacza, że ktoś ocalił swoją szczękę. Niestety, co się odwlecze to nie uciecze. Stylistę mogę spotkać i dziś. Najpierw jednak mam egzamin na kartę ekranową. Ciekawe czy zdam. Kiedyś dostałam na pół roku. Wtedy koleżanka, która zdaniem prawie całej redakcji powinna mieć zakaz pojawiania się na ekranie i czytania tekstów, dostała dożywotnio. Po takim werdykcie Akademii Telewizyjnej przestałam mieć do niej szacunek, a na karcie przestało mi zależeć. Czytam i bez tego, bo jak mi powiedział jeden kierownik produkcji „do głowy mi nie przyszło, że ktoś mógł ci nie przyznać”. Ano mógł.
Najgorsze jest to, że japońskie przysłowie, którego ilustracją są małpy sanzaru brzmi: „kto nie widzi zła, nie słyszy zła, nie mówi o złu, tym samym chroni się przed złem”. Podobno najbliższe temu japońskiemu przysłowie polskie to „nie wywołuj wilka z lasu.” Czy wywołałam i obleję?
PS. Jeśli obleję, czy nie będzie to znak, że czas jednak odejść?

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...