Nie wiem, czy coś w naszej obyczajowości się zmieniło, a ja o tym nie wiem? Czy może jestem staroświecka? Ale chyba nie. Chyba po prostu czasem mam do czynienia z chamami. O co chodzi? Gdy byłam mała mama wpajała mi, że nie dzwoni się do ludzi przed siódmą rano w dzień powszedni i przed dziewiąta w dzień wolny od pracy i w święta. Nie dzwoni się do ludzi również po godzinie 22-giej. Są oczywiście wyjątki. To bardzo bliskie osoby, czyli rodzice, rodzeństwo, małżonkowie. No i sprawy – niecierpiące zwłoki, czyli takie, które nie mogą czekać do rana.
Ja po 22-giej do nikogo nie dzwonię. Chyba, że ktoś tak się ze mną umówi i mi to zaproponuje. Sama telefonów po 22-giej nie odbieram, chyba, że z kimś na taki telefon się umówię. Uznaję, że skoro rodzice nie żyją, z Eksiem jestem po rozwodzie, a syn jest w domu – mogę po tej godzinie nie odbierać żadnych telefonów. Nawet jak umrze jakaś stara ciotka, to ta informacja do rana może poczekać. Zwłaszcza, że może zepsuć sen, a zmarłej poinformowanie mnie o jej zgonie nie pomoże. Przyznam, że nie cierpię, gdy ktoś dzwoni do mnie po 22-giej. Uważam, że to czas dla mnie. Moja osobista sprawa jak spędzam późne wieczory. Dlatego nie odbieram tych telefonów. Dziś, gdy numery, z których ktoś dzwoni wyświetlają się, wiem, kim jest ten ktoś. Jeszcze nie zdarzyło się, by był to ktoś bliski, a także nie zdarzyło się, by miał mi do powiedzenia coś ważnego. Nie zdarzyło się, bym o tej porze otrzymała telefon od szefów z redakcji itd. Cóż… propozycji pracy, spotkań autorskich itd. nie składa się o tej porze. Nie są też składane przed siódmą rano.
Jakieś dziesięć lat temu na sobotni montaż na godzinę 15-tą nie przyszedł montażysta. Mój syn był wtedy chory. Dzieciaka z temperaturą musiałam wywieźć do ojca, by móc pójść do pracy. Zdenerwowana już tym faktem przyszłam na zapowiedziany montaż, a tu klops. Montażysty brak. Chciałam szybko uporać się z robotą i wrócić do dziecka, a tu… kaszana. Poszukiwania montażysty trwały. Ja zgrzytałam zębami z wściekłości, wydzwaniałam do dziecka i biegałam jak opętana po telewizji szukając ratunku. Udało się. Zmontowałam program na innym zestawie, z kimś innym i kilka godzin później. Przez ten czas montażysta był poszukiwany. Szukano go nawet w domu wpędzając żonę w potworny stres. Kobieta się popłakała twierdząc z uporem maniaka, że mąż jest w pracy, bo mówił jej, że ma montaż o piętnastej. Nie był. Dlatego wszyscy myśleli, że coś się stało. Facet znalazł się po dwudziestej. Co robił? Nie wiadomo. Zadzwonił na moją komórkę z takim tłumaczeniem:
– Dzwoniłem do ciebie o siódmej rano. Nie odebrałaś, więc myślałem, że nie ma montażu.
– Na tablicy informacyjne wisiało, że masz montaż. Czy ty nie rozumiesz, że zestaw stał pusty, a program ma emisję jutro rano? Czy ty jesteś jakiś nieodpowiedzialny?
– Jestem odpowiedzialny. Dlatego dzwoniłem do ciebie rano.
– Po co? To program cykliczny i montaż ma zawsze o tej samej porze. Gdyby montaż został odwołany to wiedziałbyś o tym już poprzedniego dnia. A poza tym o siódmej rano w sobotę, to się do nikogo nie dzwoni. Nie zostawiłeś zresztą nagranej wiadomości, nie wysłałeś SMS’a.
– Gdybyś odebrała to by było inaczej. Nie odebrałaś to byłem przekonany, że montażu nie ma – usłyszałam w słuchawce. Przemycany w tym wszystkim zarzut, że to moja wina, bo nie odebrałam telefonu przed siódmą rano rozsierdził mnie do tego stopnia, że nie panując już nad emocjami powiedziałam:
– O siódmej rano w sobotę mogę leżeć pod Murzynem i gówno cię to obchodzi! Montaż był o piętnastej i do piętnastej miałeś sporo czasu, by do mnie zadzwonić się zapytać czy masz przychodzić skoro informacji z tablic nie umiesz czytać – odparłam i odłożyłam słuchawkę.
Montażystę za to wszystko zwolniono z pracy i nikt po nim nie płakał, a ja nie pierwszy raz w życiu doszłam do wniosku, że mama miała rację. Ludzie, którzy dzwonią przed siódmą i po dwudziestej drugiej nie są godni zaufania i warci zachodu.
Z kolei kilka lat temu koło 23-ciej zadzwoniła znajoma, z którą wtedy jeszcze utrzymywałam kontakt. Byłam akurat w łazience. Mój syn widząc, czyje nazwisko się wyświetla (a znał ją) odebrał telefon. Znajoma zrobiła mi awanturę, że nie oddzwoniłam w ciągu dnia i nie podałam jej telefonu pewnego człowieka. Był to bohater prawdziwy pewnych wydarzeń, na kanwie których nakręcono głośny film. Owa znajoma chciała o nim zrobić reportaż do Super Expressu. Ode mnie znała kulisy sprawy, bo w końcu dziennikarze opowiadają sobie takie rzeczy przy kawie. Ona chciała jeszcze tylko pogadać z nim. Powiedziałam jej (zgodnie z prawdą), że nie miałam czasu zadzwonić do niego i spytać, czy zgadza się, bym podała jego telefon, bo cały dzień byłam strasznie zaganiana w pracy i późno wróciłam.
– Dzwoń teraz – naciskała.
– Nie zadzwonię, bo jest po jedenastej – odparłam.
– Ja bym to dla ciebie zrobiła –p powiedziała z wyrzutem chcąc wzbudzić we mnie poczucie winy.
– Ale ja bym od ciebie tego nie wymagała – odparłam i dodałam, że to może poczekać do jutra.
– Dzwoń teraz – próbowała naciskać.
– Nie zadzwonię. Rodzice mówili, że po jedenastej do ludzi nie dzwoni. Ja nie dzwonię. Nie odbieram też telefonów.
– Mój odebrałaś.
– Odebrał mój syn, bo widział, że to ty. Nie zdawał sobie sprawy, że się tak zachowasz.
Generalnie rozpętała się wtedy awantura. Następnego dnia znajoma rozpoczęła telefonowanie po siódmej. Byłam akurat w hipotece. Poczekałam do ósmej i załatwiłam, że ów człowiek wyraził zgodę na podanie jej swojego numeru telefonu. Szybko jednak okazało się, że odmówił jej udzielenia wypowiedzi. Wręcz nawet zaznaczył, że nie tylko nie zgadza się, by napisała o tym reportaż, ale prosi, by tego nie zrobiła, bo nie chce szumu medialnego. Kilka dni później tekst i tak ukazał się w Super Expressie. Znalazły się w nim wszystkie informacje, które autorka miała ode mnie. Wypowiedzi osób z wysokiego szczebla i ich stanowisko w sprawie znała ode mnie. Bohater reportażu musiał przepraszać te osoby i tłumaczyć, że nie miał z tą publikacja nic wspólnego. Ja z ową znajomą zerwałam wszelki kontakt. Kilka razy ja potem widziałam. W swoim czasie zaatakowała też mojego bloga obrzydliwymi komentarzami – poznałam jej styl. Był podobnie plugawy jak w tym nieetycznym reportażu, powstałym bez odbycia rozmów z jego bohaterami, a napisanym na podstawie rozmów ze mną. Kiedy jak dziennikarka dziennikarce opowiadałam o kulisach sprawy, którą przez pewien czas żyła cała Polska.
Tak teraz myślę, że jeśli ktoś jest w stanie dzwonić do nas po nocach i żądać, by coś stało się natychmiast powinniśmy już na niego uważać, bo nie tylko jest to zachowanie niekulturalne, ale też nienormalne. Po dwudziestej drugiej wiele rzeczy może poczekać. Wiele rzeczy może tez poczekać na ósmą rano. Chyba, że nasza praca polega na odbieraniu takich telefonów, ale to inna sprawa i nie o czymś takim tu mówię. Przecież, gdy wydaje Kurier Mazowiecki i na mój telefon przełączany jest dyżur programu odbieram i o drugiej w nocy, ale dzwoniący ludzie nie telefonują na moją komórkę tylko wybierają numer telewizyjny.
Piszę o tym, bo gdy byłam w Jaśle po północy odezwała się komórka. Próbowałam właśnie zasnąć, choć wbity w kołdrę smród papierosów skutecznie mi to utrudniał. Przeraziłam się, że to syn, który został sam w domu. Nie! To nie był Maciek. To był… Leśny Ludek. Odrzuciłam połączenie, ale on niczym niezrażony dzwonił jeszcze kilka razy. Nie chciałam z nim rozmawiać. Byłam jednak w szoku. Po czymś takim?! Facet do mnie dzwoni i to po północy? Szczyt chamstwa. Ale cóż… jak mówi moja ciocia „po wołu można spodziewać się tylko wołowiny”. Po kimś, kto nie oddaje długów, przynosi wstyd i kłamie, można spodziewać się właściwie wszystkiego. Nie wiem, czego chciał Leśny Ludek i nie jestem ciekawa. Z reguły, gdy ktoś dzwoni, a ja nie odbieram, (bo jestem w toalecie, czy miałam drugie połączenie) – oddzwaniam. Wyjątków jest tylko kilka. Leśny Ludek jest jednym z nich. Do niego dzwonić nie mam zamiaru. I nie dlatego, że dzwoni po północy. Zainteresowanych odsyłam do swojego starego wpisu sprzed prawie roku. A i on jak tu zajrzy (a wiem, że czasem to robi), niech się zastanowi nad swoim zachowaniem.
Dziś myślę, że zasada mojej mamy, że nie dzwoni się przed siódmą rano i po dwudziestej drugiej jest słuszna. Naprawdę nie zdarzyło się, by informacja od osoby, która po tej godzinie do mnie zadzwoniła, była warta odebrania tego telefonu.
PS. Najgłupsze jest to, że wszystkie osoby, które tak się zachowują są w jakiś tam sposób związane z moją pracą dziennikarską, ale… nie są ani moimi szefami, ani najlepszymi przyjaciółmi z redakcji. Pewnie dlatego, że zarówno szefowie jak i przyjaciele dzwoniąc do mnie po tej godzinie zaczęliby rozmowę od słów: „Przepraszam, że dzwonię o tej porze…” a ich rozmowa byłaby naprawdę o czymś tak ważnym, że zapomniałabym, o której godzinie się toczy.
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...