Społeczne przyzwolenie

Spread the love

Mój syn dostał wczoraj piątkę z angielskiego. Oczywiście jestem dumna i blada, choć… to nic nadzwyczajnego w jego przypadku, bo angielski to jego ulubiony przedmiot. Jest w gimnazjum w klasie dwujęzycznej i kilka razy był już w Londynie na wyjazdach językowych (w ubiegłym roku nawet dwukrotnie). Czemu więc o tym piszę? Otóż pokazując mi ocenioną na piątkę pracę z angielskiego (recenzja filmu „Zielona mila”) powiedział, że pani spytała, czy aby na pewno sam to napisał. Kur…teczka na watolince, a także wszystkie możliwe przekleństwa plus parę niemożliwych do wyobrażenia oraz jasna cholera! W życiu nie odrobiłabym za niego lekcji. Jestem takim wrogiem tego typu zachowań, że nie wiem, czy znajdzie się drugi. Za mnie lekcje odrobił mój ojciec dwa razy w życiu (mama nigdy!). Fakt ten zresztą wynikał z debilizmu nauczycieli. Pierwszy raz zrobił to, gdy miałam 8 lat i moja wychowawczyni (osoba, która nigdy nie powinna być pedagogiem) kazała namalować ilustrację do czytanej na lekcji książki Janusza Przymanowskiego „Tajemnica wzgórza 117”. Ilustracja miała przedstawiać konia ciągnącego kuchnię polową. Narysowałam konia ciągnącego zwykła kuchenkę przez pole. Ojciec złapał się za głowę i namalował od nowa. Pokazując przy tym, co to jest kuchnia polowa. Zaniosłam jego rysunek. Dostałam piątkę, ale kaca moralnego miałam i mam do tej pory. Pani się nie poznała? Niemożliwe. Ojciec był utalentowany malarsko. Ja może i kiedyś też, ale jeszcze w tym wieku daleko mi było do jego umiejętności. Drugi raz ojciec odrobił za mnie lekcje w I klasie liceum. Niezbyt mądra  kobieta od polskiego (nota bene uczyła w szkole tylko ten jeden rok, poszła na urlop macierzyński i słuch po niej zaginął) postawiła mi 7 dwój za wypracowanie o bajce „Koniec” Krasickiego*. Ojciec przeczytał wszystkie – nie wiedział, o co chodzi nauczycielce. Napisał swoją wersję i… też dostałam (a raczej on dostał) dwóję (pał wtedy nie było). Ujrzawszy tę ocenę ojciec pokiwał głową i stwierdził, że trzeba zmienić szkołę. Tak się też stało. Nie był to jednak mój wybór. Miałam konflikt z Panem Profesorem od Przysposobienia Obronnego. Jednak karnie mnie wywalono, kiedy zirytowana powiedziałam owej polonistce „małe conieco” do słuchu. Musiałam zdawać egzamin komisyjny z polskiego. Po zdaniu pokazano mi drzwi. Tak trafiłam do XVI L.O. im. Stefanii Sempołowskiej.
Rodzice zawsze mówili mi, że uczę się dla siebie. Ja to samo powtarzam synowi. Różnie u niego z tą nauką bywa. Często robi tak jak ja, gdy byłam w jego wieku, czyli się obija i „dostaje przyspieszenia” pod koniec roku szkolnego. Ale… jakoś tam sobie radzi. Piszę o tym wszystkim jednak nie z powodu piątki, co do uczciwości, której ma wątpliwości anglistka. Choć przykro mi, że tak się stało, bo wydawało mi się, że już go na tyle poznała, żeby wiedzieć, ze Maciek to „Zosia-Samosia” i robi wszystko sam. Otóż w okresie wiosennym dostaję, co najmniej kilka propozycji od jakichś ludzi, bym za pieniądze napisała jakieś prace zaliczeniowe ich dzieciom z klas maturalnych. Dlaczego mnie proszą? Na mojej stronie jest kilkadziesiąt popularnonaukowych artykułów o sztuce. Zawsze odmawiam. Po którymś tam liście z podobną prośbą przygotowałam sobie nawet specjalny szablon odmowny, w którym napisałam, że „może i Pańskie pieniądze pomogą dziecku zdać maturę, ale życia Pan za nie, nie przeżyje. Lepiej dla niego, by zaczęło już teraz być samodzielne, choć to i tak trochę późno”. I raz na moją odmowną odpowiedź przyszedł list, z którego treści wynikało, że jestem głupia „stara cipa” (plus kilka epitetów), bo „gówno” mnie obchodzi, co się stanie z jego dzieckiem, a ja mam jedyną i być może niepowtarzalną okazje zarobienia kupy kasy, a takich jak ja „yntelygentów” (w tym kilku pisarzy) to on ma w swojej kieszeni na kopy. Odpowiedziałam, żeby korzystał z pomocy tamtych „yntelygentow”, bo nie każdego można kupić. Miałam nawet ochotę dodać „spierdalaj” uznając, że wolno mi to napisać człowiekowi, który nazwał mnie cipą i gorzej, ale jakoś powstrzymałam się. Nie chciałam zniżać się do jego poziomu.
Myślę jednak, że liczba tych listów i zachowanie anglistki mojego syna to dowód, że często młodzież odrabia lekcje niesamodzielnie. Na zachodzie to przestępstwo. U nas cały czas nie. Jest na to społeczne przyzwolenie. Tak jak jest społeczne przyzwolenie na uchylanie się od niepłacenia alimentów i prowadzenie samochodu po pijaku.

*Koniec
Zmordował się na koniec ten, co bajki prawił,
Żeby więc do ostatka słuchaczów zabawił,
Rzekł: „Powiem jeszcze jedną, o której nie wiecie:
Bajka poszła w wędrówkę. Wędrując po świecie
Zaszła w lasy głębokie; okrutni i dzicy
Napadli ją z hałasem wielkim rozbójnicy,
A widząc, że ubrana bardzo podle była,
Zdarli suknie – aż z bajki Prawda się odkryła”.
Ignacy Krasicki

Powyższy cytat dedykuję swojej polonistce z V L.O. im. Księcia Józefa Poniatowskiego Profesor M. M., przez którą musiałam zmieniać szkołę. Cóż też się z Panią dzieje „Pani Profesor”?
PS.2. Nadal zbieram „wanadzieje” 🙂

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...