Jestem Małgosia-Samosia. Nazwałam się tak samozwańczo po przemyśleniach dni ostatnich. Zaczęło się oczywiście od Walentynek. Gdy byłam nastolatką nie obchodziło się walentynek. Nie znaczy to jednak, że o tej tradycji nic nie wiedziałam. Ależ wiedziałam. Skąd? Po pierwsze z piosenki Beatlesów “When I’m sixty four”. Po drugie z dramatu Szekspira „Hamlet”. (Oba cytaty na końcu). Obchodzenie Walentynek zadomowiło się w Polsce na początku lat 90-tych. Dokładnie, kiedy nie pamiętam, ale gdy zaczęłam pisać do Cogito walentynki musiały już być obchodzone, bo pisałam o św. Walentym artykuł i przegryzałam się wtedy przez historię tego święta. Kilka dni temu, gdy walentynki zaczęły zbliżać się wielkimi krokami znajoma powiedziała mi, że nie lubi Walentynek, bo jest samotna i wtedy jest jej smutno. Hm… Jakiś czas temu w pracy rozmawialiśmy na temat szczęścia. Ja twierdziłam, że szczęście człowiek ma w sobie. Ludzie mogą mieć wszystko – miłość, rodzinę, urodę i bogactwo i być nieszczęśliwi. Dowodów na to jest wiele w świecie gwiazd filmowych – Heath Ledger to tylko ostatni z miliarda przykładów. Koleżanka twierdziła, że są ludzie, których życie nie pieści. Spytałam, czy mnie pieści? Tu nastąpiła, tzw. konsternacja, czyli trochę ją zatkało. Cóż…, gdy się spojrzy w mój życiorys (nawet wymieniać się nie chce, bo g. kogo to bagno obchodzi) to wyjdzie, że za różowy on nie jest, a jednak… Staram się zawsze mieć dobry humor. Wiele razy zdarzyło mi się, że osoby, które nowo mnie poznały usłyszawszy o jakimś moim przeżyciu nie chciały wierzyć, że nie zmyślam. Upewniwszy się, że to jednak prawda, a na dodatek zorientowawszy się, że w sumie to wszystko mnie boli i tkwi we mnie latami, były zdziwione, że tego po mnie nie widać. – Jak to jest, że masz zawsze zadowoloną minę? Mam, bo jestem optymistką. Wierzę, że los się do mnie uśmiechnie i… uważam, że się uśmiecha. (tak jak nie żaliłam się, tak i chwalić też nie będę). A jak ma się uśmiechnąć do kogoś, kto nie jest uśmiechnięty? Czy nam chce się uśmiechać do skrzywionych osób? Z mojej strony uśmiech – to nie poza. To jest właśnie to szczęście noszone w sobie. Uśmiecham się do losu, by odpłacił tym samym. I odpłaca. Wczoraj dla Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego robiłam materiał o zadłużonych mieszkaniach i ludziach, którzy nie płacą czynszu. Chciałam poza urzędnikami mieć jakiegoś bohatera, ale nie jest to proste. Kto do kamery powie: “Nie płaciłem czynszu. Mam dług. Grozi mi eksmisja.” Jedna osoba się znalazła, ale… nie chciała pokazać twarzy. Zaczęłyśmy rozmowę. Jak doszło do zadłużenia? Okazało się, że pani od dwóch lat jest trzeźwą alkoholiczką. Jak to się stało, że wpadła w alkoholizm? Umarła jej mama i od tego się zaczęło… Słuchałam życiorysu i sobie pomyślałam, że ze mną jest coś nie tak. Moje przeżycia są podobne, a jednak… nie zostałam alkoholiczką. W domu jest kilkanaście butelek z alkoholem, z czego tylko jedna napoczęta. Zwierzyłam się przyjaciółce ze swoich myśli, a ta mi na to: – Bo jesteś samodzielna. Może coś w tym jest? Jakiś czas temu rozmawiałyśmy w redakcji na temat urlopów. Koleżanka jęczała, że nie ma z kim jechać. Powiedziałam: – Jedź sama. Spojrzała jak na psychiczną. – Co ja będę robić sama? – Spytała. – Zwiedzać, spacerować – opowiedziałam, bo wydawało mi się to oczywiste. Ja bym chętnie sama pojechała na urlop, ale nie mogę, bo mam kupę pracy. W każdym razie ja umiem: sama zwiedzać, sama wypoczywać, sama iść do muzeum, kina, a nawet teatru. Koleżanka z pracy pokręciła głową przecząco i powiedziała ze smutkiem: – Ja tak nie umiem. Cóż… ja chodzić sama do kina nauczyłam się wiele lat temu. Interesowałam się historią filmu i łaziłam na 3 seanse dziennie do iluzjonu. Ku zgorszeniu wielu umiem też sama iść do knajpy, a nawet zamówić w niej sobie kieliszek wina do obiadu. Kilka dni temu, gdy umówiłam się ze znajomym na kawę w złotych tarasach. Ględziliśmy 3 godziny. Potem ja poszłam na zakupy, a gdy zgłodniałam stwierdziłam, że pójdę sobie do Hard Rock Cafe, bo w Polsce jeszcze nie byłam i sobie zobaczę jak to u nas jest. (Nota bene tak samo jak gdzie indziej). W każdym razie jak opowiedziałam to jednej z koleżanek usłyszałam: – W życiu bym sama do knajpy nie poszła. – A niby dlaczego? – Bo ludzie, by się na mnie dziwnie patrzyli. Wzruszyłam ramionami. Wydaje mi się, że nikt mi się specjalnie w tym Hard Rock Cafe nie przyglądał, a nawet jeśli, to pies go drapał. Owszem, przyjemnie jest wybrać się gdzieś z kimś, ale jak nie ma nikogo to człowiek ma siedzieć w domu z nosem spuszczonym na kwintę? A to czemu? Robienie czegoś solo ma wiele zalet. Jedną z nich jest to, że nie trzeba się kłócić „na co idziemy do kina”, bo idzie się na to, na co ma się ochotę. Drugą zaletą jest to, że samemu decyduje się o porze seansu, kinie itd. O tym czy się je popcorn czy nie. I tak jest z wieloma rzeczami. Dziś sama kupiłam sobie walentynkowy prezent – płytę beatlesów „Sgt. Pepper’s lonely hearts club band” i choć, gdy włączyłam ja w samochodzie to ze wzruszenia poleciały mi łzy (zwłaszcza przy „With a Little help from my friends”) od razu odezwała się we mnie moją natura: „jak to fajnie, ze mam uszy by to słyszeć i że miałam kasę, by to sobie kupić”. A czy od ukochanych dostajemy prezenty naszych marzeń? Dwa dni temu rozmawiałam na temat wesel. (Mam w czerwcu ślub kuzynki. Właśnie załatwiałam jej operatora kamery i fotografa.) Znajoma opowiadała o jakiejś innej znajomej, która nie miała z kim iść na wesele i zaprosiła jakiegoś faceta z pracy, o którym nie miała zbyt dobrego zdania. – A po co go zaprosiła? – Spytałam zdziwiona. W życiu nie zaproponowałabym pójścia na wesele komuś, o kim mam źle zdanie. – No bo nie miała z kim iść. – Czemu nie poszła sama? – indagowałam, choć odpowiedzi się już domyślałam., bo ten drobnomieszczański syf jest mi znany. – Głupio iść samej, bo to może nikt jej do tańca nie poprosić. No i tak dyskutowałyśmy. Ja mówiłam, że to czy mnie ktoś poprosi miałabym w dupie. Najwyżej bym siedziała przy stole i zabawiała towarzystwo opowiadając kawały, anegdoty i różne historie. Znajoma nie wierzyła. Cóż… najwyraźniej nie zna mnie zbyt dobrze. Małgosi-Samosi. PS. Wczoraj w kinie byłam z synem i jego kolegą na „Włatcach móch”. (Na polucje Witosa i prostatę Dmowskiego! Idźcie do kina ślepe moszny!) Nota bene w Atlanticu o 16-tej bilety na 19.15 były już tylko w 1 i 2 rzędzie. Kupiłam w drugim. Poczułam się jak w „Tytusie”. – Po mojej stronie cwałuje bizon. – Po mojej kowboj rzuca lasem. – A ja widzę samo lasso. (To ostatnie mowiłam ja!) Nikt tylko nie krzyczał: – Ciszej. Zachowujecie się jak huligani. Bo nas, huliganów, było całe kino. Jak na ekranie pojawiła się reklama środka na pryszcze, a środek ów reklamowała pani Hygenistka, facet za mną powiedział na cały głos: – Sprzedała się! – I to za pryszcze – dodałam ja. I całe kino miało dobry humor, bo sie wszyscy zaśmiali. Jutro idę z całą bandą znajomych na „Walkirię”… Ale naprawdę umiem iść sama. PS.2. obiecane cytaty When I’m sixty four… When i get older losing my hair, Many years from now. Will you still be sending me a valentine Birthday greetings bottle of wine. If i’d been out till quarter to three Would you lock the door, Will you still need me, will you still feed me, When i’m sixty-four. You’ll be older too, And it you say the word, I could stay with you. I could be handy, mending a fuse When your lights have gone. You can knit a sweater by the fireside Sunday mornings go for a ride, Doing the garden, digging the weeds, Who could ask for more. Will you still need me, will you still feed me, When i’m sixty-four. Every summer we can rent a cottage, In the isle of wight, if it’s not too dear We shall scrimp and save Grandchildren on your knee Vera chuck & dave Send me a postcard, drop me a line, Stating point of view Indicate precisely what you mean to say Yours sincerely, wasting away Give me your answer, fill in a form Mine for evermore Will you still need me, will you still feed me, When i’m sixty-four. W. Shakespeare „Hamlet” Dzień dobry, dziś święty Walenty, Dopiero co świtać poczyna, Młodzieniec snem leży ujęty, A hoża doń puka dziewczyna. Podskoczył kochanek, wdział szaty, Drzwi rozwarł przed swoją jedyną, I weszła dziewczyna do chaty, Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną.
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...