Ja przyznaję, że uwielbiam. Im więcej w moim życiu tragedii, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że na powierzchni trzyma mnie między innymi właśnie czarny humor. Wielokrotnie, gdy z jakiegoś powodu rozpaczałam, to po chwili z samej siebie śmiałam się, bo przypominał mi się jakiś kawał „trochę na temat” i od razu robiło mi się lepiej. Dlatego niesamowicie śmieszą mnie różne głupie kawały w wisielczym stylu. Np. Dziecko grało na brzytwie i uśmiechało się coraz szerzej.
Ostatnio kolega przypomniał mi jeden stary kawał, który już jakiś czas temu wielce mnie bawił.
Zmarła księżna Diana i poszła do nieba. Święty Piotr ją wpuszcza i mówi:
– Moja droga. Rozumiem, że na ziemi byłaś księżną, ale tu jest niebo, wszyscy jesteśmy równi, więc zdejmij z głowy tę koronę!
– To nie korona. To alufelga.
Świetnie rozumiem, że kogoś może to nie śmieszyć, bo w końcu ludzie mają różne poczucie humoru, ale… mój przyjaciel, z którym przyjaźnię się od ponad ćwierć wieku, gdy zadzwoniłam do niego, by mu ten kawał sprzedać, wręcz mnie obsztorcował, że robię sobie jaja z pogrzebu. Odparłam, że… tak! Robię sobie jaja z pogrzebu i mam do tego prawo! Pochowałam obie babcie (dziadków nie znałam), prababcię, ukochaną ciotkę Stenię, mamę i tatę, ukochanego stryja, a nawet mojego rówieśnika Michała, który był mi bardzo bliski. Jego pogrzeb w swoim czasie załatwiałam i wtedy, jako 19-letnia pannica pierwszy raz spotkałam się oko w oko ze śmiercią. Pierwszy raz widziałam nieżywego człowieka, którego całowałam w zimne czoło, jakby nie dowierzając, że to już, że koniec, że przeszedł na tamtą stronę. Przez ponad dziesięć lat nie byłam w stanie opowiadać o śmierci Michała bez wpadania w histerię. Odżywały wspomnienia. Szczególnie to, jak zabierała go karetka do kostnicy. Michał był bardzo wysoki, więc gdy podnieśli worek, do którego się nie zmieścił, odchyliła mu się do tyłu głowa, otworzyły usta i wydobył się dźwięk jakby Michał coś mówił. Krzyczałam, żeby go nie zabierali, bo żyje! Ale to tylko powietrze zagrało o jego struny głosowe jak wiatr o pozostawioną na powietrzu harfę.
We wszystkich tych tragediach przetrwać pomógł mi właśnie czarny humor. Na pogrzebie ciotki Steni w głowie nuciłam sobie „w mogile ciemnej usia siusia” i dzięki temu nie darłam się histeryczne. Podobnie było z Michałem, który był grzebany w upalny dzień (dziesiąty po zgonie) pod koniec lat 80-tych, czyli w czasach, kiedy nie było takich jak teraz lodówek. Cuchnął straszliwie, a ja siedziałam tuż za trumną, jako rodzina, bo Michał był rodzonym bratem mojego ówczesnego ukochanego.
Z kolei, gdy zmarł mi Ojciec przypomniałam sobie, że po pogrzebie mamy na pocieszenie powiedział mi, że czarne prezerwatywy są dla wdów i sierot. Od razu też przypomniał mi się inny kawał z bogatej kolekcji kawałów ojca.
Do wdowy przyszedł kochanek i zaczął się do niej dobierać. Kobieta mówi:
– Słuchaj, ja jestem w żałobie. Daj spokój.
A kochanek na to:
– Świetnie cię rozumiem, dlatego proponuję byśmy TO robili powoli i w wielkim smutku.
Tylko dzięki temu, że w środku chichotałam z tych kawałów nie wpadłam w jakiś szał i histerię na cmentarzu.
Kiedy dziś rozmawiałam z przyjaciółką (sprzedałam jej kawał o księżnej Dianie i ją ubawił) zwierzyłam się, że mój przyjaciel, (którego i ona świetnie zna) tak mnie objechał i co ja mu na to odpowiedziałam.
– Wiesz, że coś w tym jest? – Odparła moja przyjaciółka. – Gdy zmarł mi ojciec, chciałam pobiec na cmentarz i siedzieć tam bez przerwy tłukąc głową w nagrobek. Przed zrobieniem tego właściwie powstrzymywał mnie fakt, że mam dzieci. Bardzo mi jednak pomógł kawał, który opowiedział mi tata, bo kawał mówił o mnie:
Szeregowcowi Kowalskiemu umarł ojciec. Szef kompanii miał go o tym poinformować, ale w sposób delikatny. Zwołał, więc wszystkich żołnierzy i wrzasnął:
– Ci, co maja ojców wystąp! – A po chwili: – A ty Kowalski gdzie się wpychasz!
Tak… ja znałam to w wersji z matką i po jej pogrzebie też sobie to przypomniałam. I też trochę lepiej się poczułam. Myślę, że to jak czarny humor pomaga, potrafią zrozumieć tylko ci, którym w życiu ktoś bliski umarł. Oczywiście pod warunkiem, że w ogóle mają poczucie humoru.
Ja sama wielokrotnie mówiłam, że na swoim pogrzebie chcę zamiast „Anielski orszak niech twą duszę przyjmie” i „Ave Maria” właśnie „W mogile ciemnej usia-siusia”, a jeśli już się ktoś uprze to może być „Marsz żałobny”, ale tylko pod warunkiem, że ze słowami Macieja Zembatego. W przeciwnym razie będę straszyć po nocach! A ze Starych Powązek gdzie mam grób – wszędzie blisko!
W razie czego podaję teksty do nauczenia. Wprawdzie na razie nie wybieram się na tamten świat. Dziś zresztą mam imieniny (drugie 4 listopada na Karola). Ale ponieważ nigdy nic nie wiadomo, więc… 🙂
(sł. M. Zembaty, muz. Fr. Chopin)
jak dobrze mi w pozycji tej
w pozycji horyzontalnej
ubodzy krewni niosą mnie na swych ramionach
a za trumną idzie żona
Choć pada, właśnie pada deszcz
w dębowej trumnie sucho jest
ubodzy krewni przemoczeni są zupełnie
żona pewnie się przeziębi
Dość długa droga czeka ich
kilometr z hakiem muszą iść
oj, będzie bardzo ciężko
z pełną trumienką, z moją trumienką
O wieko bębnią krople dżdżu
kołyszą słodko mnie do snu
ubogim krewnym trumna wrzyna się w ramiona
i już ledwie idzie żona
Raz, dwa i lewa
Raz, dwa i lewa
Raz, dwa i lewa…
W mogile ciemnej
Szedł pogrzeb ulicą chorągwiami wiewał
Trup się w grobie ruszał i tak sobie śpiewał
Wesoło było na moim pogrzebie
Jeszcze się nigdy nie bawiłem tak
Słonko świeciło wysoko na niebie
Ptaszki śpiewały w jeden zgodny takt:
W mogile ciemnej usia-siusia
W mogile ciemnej trala-la
Zamknął powieki usia-siusia
Zamknął powieki trala-la
Robaczki ziemne sobie podśpiewują
Świeżego mięska w buzi czują smak
Z wielkiej radości sobie podskakują
I tak śpiewają w jeden zgodny takt
W mogile ciemnej usia-siusia
W mogile ciemnej trala-la
Zamknął powieki usia-siusia
Zamknął powieki trala-la