Wspominałam jakiś czas temu (dokładnie 31 maja) o Leśnym Ludku, z którym miałam wątpliwą przyjemność „bawić” na Słowacji. Wyraz bawić celowo wzięłam w cudzysłów, bo właśnie ów osobnik zepsuł przemiły wyjazd i sprawił, że daleko mi było do zabawy. Owe „dupne” samopoczucie po powrocie spowodowało zresztą opóźnienie w moich pracach nad materiałem z tego wyjazdu. Na szczęście już jakiś czas temu wszystko ukończyłam i można nie tylko w archiwalnym numerze Mieszkańca, nie tylko na portalu MyPolinfo, ale i na mojej stronie obejrzeć galerię zdjęć ze Słowacji i poczytać o niej „małe conieco”.
Czemu znów wracam do Leśnego Ludka? Nie dlatego, że krótko po moim wpisie na blogu odezwał się on oburzony i zapytał, „czym sobie zasłużył” na taki wpis, choć o tym, kogo on dotyczy wie tylko on, ja i ci, którzy byli wtedy na Słowacji. On był zdumiony tym wpisem (sic!). Ja jego pytaniem. Dlatego odpisałam mu i wywaliłam wszystko, co leżało mi na wątrobie. Napisałam nawet to, że sprawdziłam jego zagraniczny adres i telefon. Nadeszła wówczas odpowiedź: „Masz rację, ale, po co o tym pisać”. No właśnie. Po co? Cóż za brak wstydu. Właśnie po to, by Leśne Ludki się nie rozmnażały. By Leśne Ludki zniknęły ze świata dziennikarskiego. By nie zabagniały go swoim obciachowym postępowaniem. Po to napisałam tamte słowa. Widać grochem o ścianę. Nie zrozumiał.
Nie wracałabym pewnie więcej do tematu Leśnego Ludka, gdyby nie fakt, że ponad tydzień temu odebrałam od niego SMS z pytaniem o numer konta, na który ma mi wysłać pieniądze. A przecież numer ten wysłałam mu emailem razem z wyjaśnieniem, czemu tak „podle go obsmarowałam” (czytaj: napisałam jak było przemilczając rzeczy, których opisanie odebrałoby mowę i apetyt czytelnikom). Odpisałam również SMS-em, że numer jest w emailu. Dostałam zwrotną, że tego emaila nie ma, bo ma jedynie „dziewiczy laptop”. Wysłałam więc kolejny SMS z numerem konta i… nastąpiła cisza. Cisza ciągnąca się do dziś. Ponieważ 670 słowackich koron to niecałe 75 złotych, więc nie ma, o co kopii kruszyć. Choć bywają przecież w życiu każdego człowieka momenty, gdy i 5 złotych jest na wagę złota – vide słynny film Mela Brooksa „Smród życia”. Jednak ten SMS mający na celu chyba kolejne ściemnienie, że jest się uczciwym człowiekiem po prostu mnie rozwalił. Skoro Leśny Ludek nie ma zamiaru oddawać forsy, po co się odzywa i przypomina o sobie? A może… czuje tzw. smród koło siebie? Może czuje, że gdzieś tam głęboko zastanawiam się nad rozpoczęciem akcji przeciwko wszystkim Leśnym Ludkom. Może czuje, że zastanawiam się nad powiadomieniem o jego sępich praktykach Klubu Fotografii Prasowej SDP, do którego jakimś cudem należy. Nie może przecież tak być, że jakiś pijaczyna sra w dziennikarskie gniazdo i mu to uchodzi na sucho, a dziennikarski świat przymyka na to oko i się na to godzi! To jest po prostu skandal! Ja zrobiłam pierwszy krok. Opisałam to na blogu. Teraz naprawdę zastanawiam się nad drugim. Nad zawiadomieniem o tym wszystkim opinii publicznej w postaci portali dziennikarskich typu: wirtualnemedia, medialink czy Press, że są ludzie, którzy podszywają się pod dziennikarzy i dzięki temu żrą i chleją na krzywy ryj. Jeszcze pomyślę czy to zrobię, bo w końcu to wymaga trochę pracy, a ja nie bardzo mam czas na swoje sprawy. Na razie odsyłam do poprzedniego wpisu i pytam czytelników. Pisać gdzieś o nim dalej czy olać? I nie chodzi tu o te śmieszne pieniądze (niektórzy są mi winni o wiele większe kwoty), ale o fakt. To właśnie przez takie osoby opinia o zawodzie dziennikarza jest coraz gorsza. A ja po prostu chciałabym nie musieć się wstydzić swojego zawodu.