Tak się złożyło, że pojechałam do Tatralandii. To bardzo fajnie miejsce na terenie Słowacji – gigantyczny Aquapark ze źródłami termalnymi. Jest tu naprawdę pięknie. Baseny, zjeżdżalnie wodne, wioski indiańskie, kowbojskie (a’la Lemoniadowy Joe). Turyści odwiedzający Tatralandię to w 90% Polacy. Dlatego nie jestem w stanie zrozumieć tego, że:
- Obsługa (kelnerzy) są niemili i opryskliwi.
- Nie uśmiechają się nawet wtedy, kiedy ja się uśmiecham.
- Patrzą na nas albo jak idiotów albo z pogardą.
Nie jest to wszystko tylko moje zdanie. To powiedzieliśmy sobie dziś przy śniadaniu wymieniając poglądy na temat pobytu. Ale cóż… mój wrodzony optymizm każe mi wierzyć, że jutro będzie lepiej. Przecież jestem tu dopiero od wczoraj. Jest tu tak pięknie, że aż przykro mi patrzeć na wiecznie niezadowolone i nabzdyczone twarze obsługi. Staram się do nich bez przerwy uśmiechać. Nie wiem tylko jak długo będę jeszcze w stanie to robić. To naprawdę trudne, gdy ktoś uśmiechu nieodwzajemnia, odwraca się plecami i jest bez przerwy nadęty. A jechałam tu przepełniona ogromną życzliwością do Słowaków. O losie!