Na tropie przygody, czyli… szukajcie a znajdziecie

Spread the love

Gdy piszę książki to i zmyślam i piszę prawdę. Zmyślam bohaterów, fabułę, ale wątki i zdarzenia biorę z życia, z opowieści znajomych, z historii, które przeczytałam w gazetach. Łączę je potem ze sobą i tak powstaje moja historia. Nie ja jedna tak robię. Jak się okazuje w powieściach Zbigniewa Nienackiego o Panu Samochodziku więcej jest prawdy niż fikcji. Owszem, Tomasz NN zwany Panem Samochodzikiem nigdy nie pracował w Samodzielnym Referacie do zadań Specjalnych w Ministerstwie Kultury i Sztuki, bo wątpię, czy w ogóle taka komórka tam istniała, ale nie o to chodzi. Pan Samochodzik z reguły odwiedza prawdziwe miejsca, a historyczne zagadki, które rozwiązuje pokazują nam część jakiejś historii. Warto ją poznać.

Dziś, kiedy z roku na rok wiem więcej o Panu Samochodziku śmieszy mnie postawa znajomych, którzy poza lekturę nie wyszli. Oni zawsze twierdzą, że to książki dla dzieci. Że ludzie w moim wieku nie powinni już tego czytać. Nie prawda. Czytałam Pana Samochodzika po kilkanaście razy i za każdym razem w książkach o nim znajduję coś nowego. Nie dalej jak wczoraj zaczęłam szperać w internecie w poszukiwaniu Ernsta Wiecherta – autora „Dzieci Jerominów”. Książki próżno szukać w księgarniach. Na allegro dorwałam jedynie „Las umarłych”, choć można kupić jeszcze „Baśnie” oraz „Lasy i ludzie”. Przeczytałam w sieci skomplikowany życiorys Wiecherta – niemieckiego pisarza mazurskiego, który w 1950 roku umarł w Szwajcarii. Gdyby nie Nienacki nie wiedziałabym, że taki pisarz w ogóle istniał. To Nienacki wspomniał o nim w książkach „Pan Samochodzik i Złota rękawica” oraz „Pan Samochodzik i Niewidzialni”. Tak jak z Wiechertem jest z wieloma rzeczami – z nazwiskami, miejscowościami itp. I choć Nienacki czasem zmyśla (gdy miałam 10 lat w atlasie samochodowym Polski nadaremno szukałam Kortumowa) warto jednak to o czym pisze sprawdzać. Można przeżyć prawdziwą przygodę.

Gdy pierwszy raz pojechałam do Jerzwałdu, a na drodze minęłam Gardzień poczułam szybsze bicie serca. Cóż… w książce „Pan Samochodzik i Niewidzialni” Nienacki opisał Gardzień, w nim… ruiny dworu Jenny von Gustedt. (To tu na podłodze leżał związany Piękny Lolo). Czy stał tu taki dwór? Dowiedziałam się, że tak (informację o tym podaje nawet Wikipedia) w Gardzieniu naprawdę mieszkała Jenny von Gustedt, naprawdę była nieślubną córką Hieronima Bonaparte i Diany von Pappenheim, była też przyjaciółką Goethego. Jej dwór (co można wyczytać z książki Nienackiego), który znajdował się w Gardzieniu, został rozebrany w 1976 roku już po napisaniu książki „Pan Samochodzik i Niewidzialni”. W ostatni poniedziałek wraz z moim synem Maćkiem i Johnym Bravo wybraliśmy się szukać resztek dworu. Oczywiście wszystko w ramach zlotu Nienackofanów. Najpierw przywitał nas drogowskaz z napisem Gardzień i ogranicznikiem prędkości do 50, bo Gardzień tak jak opisał to Nienacki leży na zakręcie szosy wiodącej z Iławy do Jerzwałdu. Pierwsza napotkana osoba kieruje nas na zarośniętą ścieżkę, ale resztek dworu znaleźć nie możemy. Idziemy dość długo drogą, ale nie napotykamy nawet na jedna cegłę. Gdy zrezygnowani wracamy, pewni, że po budowli nie pozostał nawet jeden kamień, napotykamy na kobietę. Sprowadziła się tu w latach siedemdziesiątych. Dobrze pamięta dwór i… pokazuje nam jego resztki. Niski murek ukryty w krzakach, zwalone cegły i walające się dachówki. Bierzemy po jednej na pamiątkę. Tyle zostało z domu „czerwonej arystokratki” co w powieści Nienackiego i na naszych półkach z wakacyjnymi trofeami.

W książce „Pan Samochodzik i Niewidzialni” opisany jest tez Ogrodzieniec – niemiecka nazwa Neudeck. To ostatnia siedziba i miejsce śmierci marszałka Rzeszy Paula von Hindenburga (Paula Ludwiga Hansa Antona von Beneckendorff und von Hindenburg). Po odnalezieniu ruin dworku Jenny von Gustedt jedziemy do Ogrodzieńca. Przed PGR czytam fragment z książki. Ten fragment, w którym Pan Samochodzik przyjeżdża do Ogrodzieńca i szuka pozostałości pałacu Hindenburga. Tu w 1933 roku Hindenburg symbolicznie przekazał władzę Hitlerowi. Niezbyt był z tego zadowolony. W końcu Hindenburg był dwa razy von, a Hitler… tylko kapral. Wjeżdżamy na teren PGR i tak jak Pan Samochodzik sekretarkę, tak my pytamy jakiegoś pana o pałac Hindenburga. Pan, w przeciwieństwie do książkowej sekretarki, o Hindenburgu słyszał i pokazuje nam ścieżkę wiodącą do żółtego domu. Tam mamy spytać człowieka, który w tym domu mieszka. I tak… od słowa do słowa natrafiamy na pierwowzór starego Neumanna opisanego w książce o Niewidzialnych. Pan pokazuje nam resztki pałacu, pozbawiony sufitu skarbiec z szerokimi na dłoń żelaznymi drzwiami. Skarbiec tak dokładnie opisany przez Nienackiego w Niewidzialnych, że aż jesteśmy zdziwieni. Wygląda tak, jak w książce. Cóż… pan przewodnik ponad 30 lat temu tak samo jak nas oprowadzał Nienackiego, bo od powojnia oprowadza tu wszystkich. Pokazuje nam drzewo, pod którym siadywał Hindenburg, a w domu gazetę z roku, kiedy pałac budowano. Po powrocie do Warszawy czytam o Hindenburgu, pałacu, mauzoleum itd. I nie zgadzam się, że Pan Samochodzik Nienackiego to książki tylko dla dzieci. Nie zgadzam się, że nic nie wnoszą. Dzięki nim poznaję lepiej historię, mam ja jak na wyciągnięcie dłoni. No i nadal przeżywam przygody. Zupełnie tak, jak wtedy, gdy czytałam te książki po raz pierwszy.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...