Tak mawiała moja mama ilekroć podnosiła mój szkolny tornister. Coś w tym jest.
– Co jest cięższe? Kilogram pierza czy kilogram ołowiu?
Większość odpowiada, że kilogram to kilogram… Niech więc każdy, kto tak uważa zrzuci sobie na nogę kilogram ołowiu. Ja wolę zrzucać sobie kilogram pierza…
Papier rzeczywiście jest ciężki. Wiem to nie tylko dzięki temu ciężkiemu szkolnemu tornistrowi, ale i książkom z własnej biblioteki. Nie daj Boże „przemeblowywać” coś w niej. Człowiek się nadźwiga za wszystkie czasy. Czemu o tym piszę? Bo dziś odebrałam z drukarni porcję nowych zakładek. W zeszłym roku zamówiłam pierwszy raz. Pudełko z tysiącem sztuk odebrałam z pociągu, bo zakładki drukowano mi w Lublinie. Byłam z nich zadowolona. Rozdawałam na spotkaniach autorskich, targach książki. To był dobry pomysł. Dlatego w tym roku zamówiłam 1500 sztuk. Paczka (też z Lublina) przyszła pocztą kurierską na adres redakcji. Pakunek był ciężki jak diabli. Postanowiłam trochę zakładek zawieźć do wydawcy. Zapakowałam przesyłkę do torby i… wtedy zauważyłam nalepkę z wagą pakunku. 31 (słownie: trzydzieści jeden) kilogramów! A taka mała paczka. Cóż… papier to nie pierze. A wiedza naprawdę jest ciężka, choć zdawać się komus może, że na zakładkach do książek nie ma jej zbyt dużo. Nic bardziej mylnego… dziś jeden adres internetowy to klucz do kawałaka całkiem dużego świata, a co dopiero zakładka z kilkoma pozornie małoznaczącymi informacjami…