Jakoś tak się dzieje, że w rocznicę katastrofy smoleńskiej zawsze myślę o kimś, kto w niej zginął, a kogo znałam osobiście. Dziś myślę o Katarzynie Piskorskiej, bo dwa dni temu jechałam Powsińską.
Katarzynę Piskorską znałam chyba od… zawsze. Wszystko dlatego, że Ojciec pochodził z Sadyby i wychowywał się w bloku oficerskim, mającym adresy Morszyńska, Okrężna i Powsińska. Na Powsińskiej w willi Podgórskich mieszkali też Piskorscy, a właściwie Maria Piskorska z córkami. Jej mąż działacz harcerski Tomasz Piskorski zginał w Katyniu. Mój Ojciec znał Marię Piskorską jeszcze z czasów okupacji. Cytuje ją w swojej części naszej wspólnej książki „Syn dwóch matek”, bo ona też pisała o transporcie dzieci z Zamojszczyzny. W końcu w czasie okupacji była lustratorką Rady Głównej Opiekuńczej. W czasie powstania warszawskiego jej willa była siedzibą dowództwa rejonu V obwodu Mokotów AK, którego dowódcą był Czesław Szczubełek ps. „Jaszczur” – lekarz, który leczył mojego Ojca jeszcze przed wojną, a którego imię nosi dziś sadybiański park, w którym się wychowałam.
Na Sadybie wszyscy się znali. Dwie klatki obok mieszkała Anna Czajkowska (pierwowzór pani Eulali z mojej powieści 'Tropiciele’) wdowa najpierw po oficerze sanacyjnym Stanisławie Laudańskim, który w 1926 roku popełnił honorowe samobójstwo, a potem po malarzu Stanisławie Czajkowskim. Jej najlepszą przyjaciółką była Irena Zyndram-Kościałkowska. Od lat 60-tych obie panie mieszkały razem i działały w Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami. Pani Irena zmarła w 1983 roku. Pani Anna zamówiła u Katarzyny Piskorskiej rzeźbę na grób przyjaciółki. Rzeźba przedstawiała ukochanego psa pani Ireny – Mucka. Był to ratlerkowaty kundelek. Przeżył swoją panią, a także… trzy odlewy swojej rzeźby, bo wyrzeźbionego przez Katarzynę Piskorską Mucka złodzieje kradli trzykrotnie. Czwartego odlewu pani Anna już nie zamówiła.
W willi Katarzyny Piskorskiej byłam z Ojcem kilka razy i przy różnych okazjach. Najbardziej wryła mi się w pamięć pierwsza wizyta. Miałam 8 lub 9 lat i po raz pierwszy byłam w domu rzeźbiarza. Na kominku w salonie stało całe mnóstwo figurek. Rzeźby były zresztą wszędzie. Także w ogrodzie. Wydawało mi się, że jestem w muzeum rzeźby a nie w domu. Potem odwiedzałam i widywałam panią Katarzynę wiele razy, ostatnie lata już jako dziennikarka.
Wspominam ją jednak ilekroć mijam willę Podgórskich na Powsińskiej. Myślę wtedy jak wszystko przemija. Jak zostaje w naszej pamięci i żyje w niej, dopóki… my żyjemy.
Na zachowanych w domu fotografiach mam pogrzeb Ireny Zyndram Kościałkowskiej. I fotografie jej grobu po jednej z kilku kradzieży Mucka. Zdjęcia zrobił mój Ojciec, by pomóc pani Annie w zgłaszaniu przestępstwa kradzieży na milicję. Sprawców jednak nigdy nie znaleziono, a rzeźby nigdy nie odzyskano. Kto ją kradł? Dlaczego? Czy skradziony z grobu rzeźbiony odlew Mucka jeszcze istnieje? Nigdy się już nie dowiemy.
Tak jak nie dowiemy się, co myślała Katarzyna Piskorska w niedzielę rano 10 kwietnia 2010 roku. To już siedem lat.