Uporczywie namawiana na…

Spread the love

Nikt nie lubi być traktowany jak idiota, pouczany, a już najbardziej chyba nie lubi być nachalnie namawiany na coś, co go kompletnie nie interesuje. Prawdy stare, jak świat. Ja jednak ostatnio jestem co chwilę pouczana i co chwilę traktowana, jakby była kompletnym debilem, bo ktoś coś mi wciska i próbuje nachalnie namawiać na coś wmawiając, że jest mi to coś niemal niezbędne do życia.

Najpierw zadzwoniła pani z super ofertą, która brzmiała tak:
– Proszę pani, ponieważ jest pani właścicielem domeny psedytor.waw.pl, więc mam dla pani super ofertę. Właśnie zwolniła się domena psedytor.com.pl i mam ją dla pani w super cenie…
Zgrzytnęłam zębami, ale grzecznie odpowiedziałam:
– To jest bardzo ciekawe, co pani mówi, bo nazwa „psedytor” to nazwa, którą sama wymyśliłam zakładając kiedyś firmę. Firmy zresztą już nie mam. Nigdy nikt takim adresem nie był zainteresowany, więc pierwsze słyszę, by tego typu adres się zwolnił…
Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo pani rozłączyła się, tym samym przyznając do nieudanej próby wciśnięcia mi kitu.
Cóż… PS-Edytor, czyli agencja dziennikarska, którą w swoim czasie prowadziłam, miała nazwę złożoną z prostych skojarzeń. Edytor od edycji tekstu, a PS trochę od „post scriptum”, a trochę od nazwiska mojego i Eksia, bo działalność gospodarczą zaczęłam prowadzić jeszcze jako jego żona w 1997 roku. Wciskanie mi kitu, że domena „psedytor” z jakimś tam rozszerzeniem cudem się zwolniła jest po prostu debilizmem a może i nawet chamstwem.
Pominę już fakt, że pani ewidentnie nie sprawdziła, co jest pod adresem psedytor.waw.pl, a jest on „sprzężony” z domeną podstawową, czyli piekarska.com.pl.

Jednak to jeszcze nic. Pewien portal społecznościowy, na którym za namową kumpla zamieściłam kilka lat temu swój profil, z nadzieją na ewentualne zlecenia pisarsko-dziennikarskie, od niemal początku atakuje mnie ofertami, które są kompletnie nie dla mnie. Właściwie atakuje mnie nie portal, ile inni jego użytkownicy. Średnio cztery do dziesięciu razy dziennie ( w dni powszednie ok. 15 w weekendy 3-4) dostaję więc listy, których nadawcy oferują mi rzeczy absolutnie poza zasięgiem moich zainteresowań. Przeważnie są to szkolenia handlowe lub ubezpieczeniowe. Czyli coś, co napawa mnie potwornym obrzydzeniem i z czym kompletnie nie chcę mieć nic wspólnego. Lub oferty lokat i inwestycji finansowych dla moich milionów, które gdzieś tam pewnie w jakiejś śmierdzącej skarpecie kiszę. Bywa, że ci ludzie dzwonią do mnie. Staram się być miła. Cierpliwie tłumaczę, że mnie to nie interesuje. Potem jest kolejny telefon. I kolejny. Zgrzytam zębami, ale cały czas nadal staram się być miła. W końcu każdy orze, jak może. Częściej niestety dostaję list. Co w połączeniu z tymi, które dostaję na adres mailowy, daje liczbę pięćdziesięciu dziennie. Tak! Dziennie 50 osób proponuje mi szkolenia z handlu lub ubezpieczeń, czy innych tego typu rzeczy. Ostatni list sprawił, że miarka się przebrała. Stwierdziłam, że „rozbiorę” sprawę dogłębnie i wdam się w korespondencję. W końcu na jeden z 50 listów dziennie oferujących szkolenia mogę chyba odpowiedzieć. Zwłaszcza, że jestem na tzw. „pracowitym urlopie”, czyli siedzę w Domu Pracy Twórczej w Oborach nad książką. Mogę więc na chwilę oderwać się od pracy i napisać cokolwiek innego niż kolejny rozdział legend warszawskich. Irytujący mnie list był taki (pisownia oryginalna):

Witam Pani Małorzato
nie chce abys żle odebrała moją wiadomośc i uznała to za spam wydajęsz mi sie ciekawą osoba i
myśle ze mam coś co może Cię zainteresować, chciałem ci zaproponowac ciekawe szkolenia. „Kobieta Niezależna” 30.07 Z ….. info masz pod adresem: …. uźywając kodu … masz 50% zniżki
bądz szkolenie mocno ze sprzedaży „mistrz sprzedaży 2014 edycja finałowa”
więcej info: …. uźywając kodu … masz 50% zniżki
Pozdrawiam

Odpowiedziałam następująco:

Witam,
Nie chce by źle odebrał Pan moją odpowiedź, ale wydaje mi się, że osoba, która czymś handluje, powinna sprawdzić, czy swoją ofertę handlową kieruje do właściwych odbiorców.
Niedobrze jest oferować płyty CD głuchoniememu, buty kalece bez nóg poruszającemu się na wózku. Nie wiem, czy nie gorzej jest oferować płyty CD z muzyką disco polo profesorowi śpiewu z Akademii Muzycznej, a tandetne buty z Deichmana szewcowi Kielmanowi.
W każdym razie, uważam, że przed wysłaniem ludziom ofert, zwłaszcza przez ten portal, warto jest sprawdzić, kim ci ludzie są z zawodu.
Nie gniewam się, że zrobił Pan masę literówek, w tym w moim imieniu nazywając Małorzatą, bo nie jestem drobiazgowa. Nie gniewam się, że raz pisał Pan do mnie na per „Pani”, a raz na per „Ty”, bo wprawdzie amerykanizmy mnie wkurzają, ale często macham na nie ręką, bo nie chce mi się walczyć z wiatrakami. Natomiast fakt, że oferuje Pan takie DEBILIZMY właśnie mnie – jest wyjątkowo irytujące.
Jestem kobietą niezależną. I to od zawsze. Pracuję w zawodzie, który jest moja pasją z różnym sutkiem, jak to bywa przy zawodach artystycznych. Nie jestem służącą mojego męża etc. Jednocześnie nie znam się na handlu i NIE CHCĘ się na tym znać, co wie każdy, kto choć trochę mnie poznał. Nie jest to trudne, wystarczy skorzystać z wyszukiwarki google. Mimo, że korzystam z usług takich osób, to jednak obrzydzeniem napawa mnie myśl o handlowaniu Avonem czy Oriflame, czym szczyci się pani …, której szkolenie z 50% zniżką usiłuje mi Pan wcisnąć. Nie zamierzam zostać handlowcem! O szkoleniu „mocno ze sprzedaży” pisać nawet mi się nie chce, bo samo sformułowanie „mocno ze sprzedaży” zasługuje na wylądowanie w śmieciach. Czy Państwo oferujący te szkolenia znają jeszcze język polski? Czy słowa marketing i coaching już do tego stopnia zdominowały Państwa język, że brak Państwu polskich słów, określeń etc?Odpisuję na ten list tylko dlatego, że marzy mi się, by na przyszłość tacy ludzie jak Pan starannie sprawdzali osoby, którym ślą swoje oferty, korzystając z tego portalu. Nie wszystkich w tym stopniu, co handlowców, interesują pieniądze. Nie wszystkich interesuje bycie busines woman i łażenie w garsonkach na brunche czy lunche.
Proszę się nie gniewać, ale dostaje takich listów jak Pański kilka dziennie. Dziś po raz kolejny zaczęłam zastanawiać się nad likwidacją konta na …., bo więcej tu „śmietnika” niż rzeczywistego dla mnie pożytku. Będzie mi miło, gdy dowiem się, czym Pan się kierował śląc mi swoją SUPER OFERTĘ z tymi zniżkami na szkolenia, z których bym nie skorzystała nawet, gdyby były za darmo.
Chcę zrozumieć, czemu kilka razy dziennie skrzynka pocztowa kogoś, kto jest pisarką i dziennikarką i ma to napisane w swoim profilu, zapełnia się propozycjami, bym wzięła udział w szkoleniach z handlu, ubezpieczeń, samodoskonalenia się etc.
Przy braku odpowiedzi uznam, że mój list został skasowany bez czytania. A to też nie będzie o Państwu najlepiej świadczyć.
Co złego, to nie ja.
Pozdrawiam.

Odpowiedź nadeszła dość szybko. Pan przeprosił za spamowanie, za to, że nie zapoznałęm się z Pani profilem dogłębnie, a jak wół ma Pani napisane, że nie chce Pani otrzymywać takich wiadomości.” i znów mnie załamał. Napisał bowiem coś takiego, że postanowiłam raz na zawsze, właściwie dla spokoju własnego sumienia, takiemu komuś, kto śle mi oferty handlowych szkoleń, wyłuszczyć o co chodzi, i m.in. napisałam:

Pozwolę sobie na cytat z Pana listu: „Co do sprzedaży to zapewne dobrze Pani wie, że każdy z nas, Pani również czy tego chce czy nie, coś sprzedaje z takim bądź innym skutkiem i od tego nie uciekniemy, a umiejętność sprzedaży może nam jedynie ułatwić życie.”
Rzeczą, którą jak Pan ujął „sprzedaję” jest moje pisanie. Nie sprzedaję ani gazet ani książek, bo tym zajmują się kioski ruchu lub księgarnie i księgarze. Nie jest mi więc potrzebna wiedza, jak z przedmiotem, jakim jest wydrukowana książka dotrzeć do odbiorcy, ale jak z dziełem, jakim jest dopiero napisana książka dotrzeć do wydawcy! Tę zresztą posiadam w stopniu myślę, że dość znacznym. Ale to jednak nie jest handel, ale coś zupełnie innego. Podobnie Państwa szkolenia z handlu nie pomogą np. mojemu mężowi, który jest aktorem, jak ze swoim produktem, jakim jest aktorska gra, zachęcić agencję aktorską lub reżysera obsady, by obsadził go w filmie lub wysłał zaproszenie na aktorskie przesłuchanie. Pan może go nauczyć jak sprzedawać płyty DVD z filmami, w których zagrał, ale to akurat mojego męża nie interesuje. Proszę przyjąć do wiadomości, że nie każdy produkt, nawet jak jest czymś na sprzedaż, podlega takim samym zasadom handlowym, jak jogurt, czy kosmetyki Oriflame. Są tzw. produkty intelektualne, w tym np. muzyka, którą sprzedawać można Państwa metodami dopiero wtedy, gdy jest biletem na koncert lub płytą, a nie w początkowej swojej fazie tworzenia. 
Szkolenie handlowe jest przydatne dla twórcy np. pisarza, tylko wtedy, gdy chce napisać powieść o handlowcach… Aktorowi, gdy ma grać handlowca, a muzykowi nie mam pojęcia po co. W każdym razie nie po to, by w praktyce skorzystać ze sprzedawanej tam wiedzy. Chyba, że ktoś się chce przekwalifikować. Nie znam jednak nikogo, kto jest zawodowym twórcą i pragnie zostać handlowcem. Raczej historie odwrotne.”

Mam nadzieję, że do tego jednego Pana to dotarło. Co z pozostałymi 49-cioma, którzy codziennie oferują mi szkolenia z handlu lub ubezpieczeń? Nie wiem, ale pozwolę sobie sparafrazować słynnego paprykarza i krzyknę tu głośno: „Jak żyć?!” (By ich nie znienawidzić?)

A korespondencję przeprowadziłam naprawdę dla uspokojenia własnego sumienia, że zrobiłam wszystko, by zmniejszyć liczbę przesyłanych mi ofert. Choć podskórnie czuję, że jestem w tym jak Don Kichot w swej walce z wiatrakami.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...