Żebracy atakują. W mediach ostatnio ostrzegano przed atakującymi Warszawiaków i stołecznych turystów rumuńskimi matkami z dziećmi na reku, które wyłudzają kasę. Programowo im nie daje. Wiem, że to członkowie gangu, który wykorzystuje miękkie serca i wyciąga forsę. Jest to zresztą forma niezłego zarobku. Są jednak ludzie, nad którymi się lituję. Opisywałam kiedyś chłopca, który prosił o chleb i wędlinę. Czy zaradną kobietę, która prosiła o dwa produkty w spożywczaku i zebrała siatę zakupów. Raz zdarzyło mi się też ulec ciężarnej i kupiłam jej trochę żarcia. Niestety w ciągu ostatnich dwóch lat tę samą ciężarną spotkałam kilka razy. Za każdym razem mówiła, że jest w ciąży i że kilka dni nic nie jadła. Jednak już więcej jej nie pomogłam. Powód logiczny. Coś za długotrwała ta ciąża. Nawet słonie w ciąży chodzą niecałe dwa lata. Pani zresztą na słonicę nie wyglądała. I to nie ze względu na brak trąby, śladową liczbę kłów czy nie słoniowe gabaryty, ale na wykształcony aparat mowy, którym artykułowała swoją potrzebę otrzymania pieniędzy.
Wczoraj, gdy poszłam z psem na wieczorne pisanie do stolika w ogródku Fregaty, podszedł do mnie pan i podstawił pod nos brudna rękę z prośbą o forsę. Inni siedzący w ogródku kazali mu po prostu iść w diabły. Ja postanowiłam raz pomóc. Powiedziałam, że forsy nie dam, bo programowo nie daję prywatnym osobom, ale kupię mu pierogi. Towarzystwo zaoponowało: „Nie wariuj! On tu jest trzy razy dziennie! To jego stały numer!”. Ale… „słowo się rzekło, kobyłka u płotu”, jak mawia staropolskie przysłowie. Pierogi zamówiłam, choć barmanka powiedziała, że on tu naprawdę jest ciągle i to jego stały numer. Zapowiedziałam jednak panu, że jeśli jeszcze raz go tu spotkam,to kopnę w tyłek. Kazałam zająć miejsce z dala ode mnie, bo jestem zajęta i wróciłam do pisania. Mniej więcej po około trzech godzinach pod moim nosem znów wylądowała ta sama brudna ręka (że też do jedzenia jej nie umył! a we Fregacie jest umywalka i woda), a podstawiający ją facet znów powiedział: „Czy może pani dać trochę grosza bezdomnemu?” Załamałam się. Ale po chwili zebrałam w sobie, by dobitnie wrzasnąć:
– Kupiłam panu trzy godziny temu pierogi i powiedziałam, że jak jeszcze raz pan do mnie podjedzie to kopne w dupę!
I wstałam z krzesła. Pan jednak już na nic nie czekał, tylko świńskim truchtem uciekł do knajpy obok. Dziś pewnie wróci, bo przecież jak twierdzą stali bywalcy Fregaty, przychodzi tu trzy razy dziennie.
Kiedyś w Stanach Zjednoczonych znajomy opowiedział mi taką historię. Był może dwa miesiące w USA, jak do niego podszedł „bam” (tak się tam ponoć określa bezdomnych). Bam chciał kasy. Znajomy powiedział mu, że słyszał, że w Ameryce nic nie ma za dramo. A bezdomny pyta:
– To, co ja mam zrobić dla ciebie?
– Zatańcz.
– Ale nie ma muzyki.
– Mrucz.
I ten dialog, jakby żywcem wyjęty z „Parszywej dwunastki” sprawił, że amerykański „bam”, dla kilku dolarów zatańczył. Zastanawiam się, czy tonie powinna być metoda na naszych rodzimych żebraków. Tańczyć! Pracy już im nie proponuję. Złudzeń pozbawił mnie pan, który w swoim czasie zwyzywał mnie od ostatnich, gdy zaproponowałam mu wyrzucenie śmieci.
I tak myślę. Czy żebrak z Fregaty zatańczy? Tam jest nawet muzyka. A przy barierce ogródka znajdzie się nawet rura! Jeśli przychodzi tam kilka razy dziennie, to na pewno jeszcze go tam spotkam. Ale już pierogów nie kupię. Zaś za bezdurno dawać pieniędzy ani myślę. Mnie nawet za pisanie nie wszyscy płacą.
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...