Podobno najdziwniejsze rzeczy przydarzają się mnie. Prawda. Często jednak jestem sama sobie winna. Nie dalej jak przedwczoraj wybrałam się w towarzystwie na wycieczkę do Kazimierza Dolnego. Było bardzo ciepło, wesoło i fajnie. Pojawił się jednak problem. Wycieczka – planowana od początku wakacji – okazała się niewypałem jeśli idzie o zwiedzanie zamku i baszty, bo są w remoncie. Tak nas to ubawiło, że… zaczęliśmy się wygłupiać i… mnie wpięto we włosy cztery rzepy, a ja nie chcąc być gorsza wpięłam samej sobie jeszcze trzydzieści rzepów formując oryginalny kok. Robiliśmy sesje fotograficzne w samym sercu Kazimierza, jedliśmy, spacerowaliśmy, kupowaliśmy koguty aż… trzeba było wracać. Dopiero o drugiej w nocy nastąpiła próba wyjęcia rzepów. Próba na tyle dramatyczna, że było bieganie, przeklinanie, krzyki i… w ruch poszły nożyczki. Włosy trzeba było mi obciąć przy samej skórze. Wyglądałam jak moja matka na tydzień przed śmiercią. Gdy następnego dnia przyszłam do redakcji powitała mnie cisza oznajmująca pełne zaskoczenie. Nic dziwnego. Miałam postawione na żel sterczące we wszystkie strony włosy, które w każdym miejscu były innej długości. Na zdjęciach do Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego moi rozmówcy patrzyli na mnie, jak na wariatkę, a koledzy operatorzy taktownie odwracali głowy, by wyśmiać się poza zasięgiem mego wzroku. Po południu telewizyjna fryzjerka, za pomocą nożyczek do papieru, bo innych w firmie nie było (ona tylko czesze, a nie strzyże), wyrównała górę, ale nie do najkrótszych włosów, bo te były łysym plackiem, tylko do tych odrobinę dłuższych. Został jeszcze do ostrzyżenia dół. Temu rady nie dała, bo nożyczki w ogóle nie nadawały się do strzyżenia. Ponieważ wyglądałam jak najbardziej tandetne wydanie czeskiego piłkarza, więc… dół podpięto mi spinkami i potraktowano lakierem. W takim stanie owłosienia nagłownego pojechałam z kamerą na iluminację Stadionu Narodowego, czyli „Big Light show”. Dopiero dziś dotarłam do fryzjera, który miał nożyczki. Pani fryzjerka Beata usłyszawszy, że na trzeźwo i dobrowolnie wsadziłam sobie kilkadziesiąt rzepów we włosy, bo miałam dobry humor i jestem szczęśliwa ryknęła śmiechem i… powalczyła z moja fryzurą. Trudno. To włosy. Odrosną. I tylko tzw. eksio usłyszawszy co zrobiłam odparł: „Nic się nie zmieniłaś. Przypominam tylko, że dwadzieścia lat temu dobrowolnie i na trzeźwo namalowałaś sobie wąsy spirytusowym srebrnym flamastrem”. Fakt. Musiałam potem trzy razy szorować twarz pastą BHP. Piekła kilkanaście godzin. Krótkie włosy na szczęście nie bolą. Tylko żal tych trzydziestu centymetrów, które wraz z rzepami spłynęły ściekami kanalizacyjnymi… Teraz na głowie są może trzy centymetry…
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...