Bilety na Wielką czwórkę, czyli koncert zespołów Anthrax, Megadeth, Slayer i Metallica (z Behemothem, jako supportem) kupiłam jeszcze w grudniu. Niby kilka lat temu byłam na Metallice na Stadionie Gwardii i na Slayerze w Katowickim Spodku, ale zobaczyć wszystkich naraz to co innego. Szczególnie ciekawił mnie Anthrax. Mieliśmy świetne miejsce z samego przodu przy wieży z kolumnami, jakieś 50 metrów od sceny. Wieże z kolumnami ogrodzono dzięki temu mogliśmy oprzeć się o ogrodzenie w przerwach między koncertami.
Koncerty mnie zachwyciły. No i nagle uświadomiłam sobie, że w moich książkach (poza Wzrockowiskiem) nie ma muzyki, choć przecież jest ona integralną częścią mojego życia. Ale może właśnie przez te lata pisania Wzrockowiska wypstrykałam się? Dziś mniejsza z tym. Ważne koncerty. Ogromne wrażenie zrobił na mnie Antharx z niezwykle energetycznym Beladonną. Podobała im się ich radość z grania. Radość tak zwyczajna i bijąca z nich. Nawet na koniec zrobili sobie zdjęcie na tle publiczności. Podobała się i Metallica. Koncert świetnie nagłośniony, świetnie wyreżyserowany, jako spektakl i fajnie zrealizowany filmowo. Znów wzruszyło mnie „One”, powaliło „Seek and destroy” i zachwyciło „Sad but true”, które zawsze sprawia, że zastanawiam się nad tym, czy człowiek jednak przypadkiem nie jest z gruntu zły. Zastanawiałam się jednak nie tyko nad złem drzemiącym w człowieku. Także nad… ludzką głupotą i chamstwem. Wszystko dlatego, że:
Po pierwsze: co chwila wraz z grupą ludzi, którzy stali obok nas musieliśmy kogoś prosić o zejście dupskiem z barierki, bo nam zasłaniał siadając tuż przed nosem i nie licząc się z innymi.
Po drugie: w trakcie koncertu Metallici, jakiś kretyn przeskoczył barierkę, by oddać mocz pod wieże z kolumnami.
Wreszcie po trzecie: przez cały czas trwania koncertu co chwilę mijał mnie ktoś kompletnie pijany. Ponieważ pijanych na płytę lotniska nie wpuszczano, ale na miejscu było piwo, więc wnioskuję, że ci ludzie upili się już na koncercie. Nigdy nie zrozumiem, jak można płacąc za coś 200 złotych (a tyle kosztował jeden bilet) zmarnować forsę. No bo nikt, kto schlał się do nieprzytomności nie powie mi, że cokolwiek z koncertu zapamiętał. No… może pawia puszczanego na plecy osoby stojącej z przodu. Ale pewnie zapamiętał go dlatego, że po takim pawiu z reguły następuje cios w szczękę. Sad but true.