Niby nie lubię żebraków, a jednak… gdy ktoś prosi mnie nie o pieniądze na coś konkretnego nie odmawiam. Patrz historia chłopczyka. Dziś przed moim sklepem zaczepiła mnie zapłakana kobieta i poprosiła, bym kupiła jej pół chleba i dziesięć jajek. Sklep na rogu Obrońców i Francuskiej, ktory przed wojną prowadzili bracia Pachulscy dziś jest w sieci Select. To nie jest tani sklep. W ciągu tygodnia nie robię tam zakupów. Wyjątkiem są noce i weekendy. Teraz jest weekend. Kobiety zrobiło mi się żal, więc powiedziałam „dobrze” i oprócz tego, co sama musiałam kupić, do koszyka załadowałam jeszcze jajka i chleb. Potem pomyślałam jednak, że same jajka i chleb to mało, więc dołożyłam jeszcze troszkę białego sera, dwie puszki pasztetu, ogórki konserowe w słoiku i ćwierć kilo najtańszej mielonki. Już płaciłam, gdy do drzwi sklepu podszedł facet, otworzył je, wystawił na zewnątrz głowę i zawołał:
– Co pani chciała, by pani kupić? A! Cukier i herbatę. Ok! – odparł i zamknął drzwi.
Kolejka zachichotała, a wraz z kolejką ja. Ot zaradna kobieta! U każdego zamówiła dwie rzeczy. Każda w cenie nieprzekraczającej 5 złotych. Tak! Teraz można wrócić do domu nieźle obładowanym.