Propagujmy mammografię!
W sobotę miałam zrobić do Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego materiał o koncercie różowej wstążki. Dla niewtajemniczonych – akcja mająca na celu zapobieganie rozwojowi nowotworów piersi u kobiet. Jak? Przez propagowanie badań mammograficznych. Tego dnia był koncert i… bezpłatne takie badania. Jak mówić o profilaktyce nowotworowej językiem telewizyjnym? Najlepiej ustami lekarzy, osób chorych, badających się i… pokazywać badana. Przecież nie nakręcę koncertu i na obrazkach ze sceny nie będę mówiła ile kobiet rocznie umiera na raka piersi! Nie powiem pokazując samochód z wielkim napisem Samsung, że profilaktyka jest konieczna i że mammografia pomaga wykryć najwcześniejsze zmiany w piersiach! Zaraz ktoś mi zarzuci kryptoreklamę. W obrazku niestety mam tylko koncert i… autobus mammograficzny z zewnątrz. Zaczynają się schody. Ludzie zapominają, że telewizja to nie tylko słowo, ale i obraz. Nie wystarczy mi dać do ręki teczkę z informacjami. Muszę kogoś nagrać i coś sfilmować, a tu… Z klubu Amazonek nie ma jeszcze nikogo. Przyjdą, kiedy ja będę musiała być z powrotem w pracy. Pani doktór nie chce mówić, bo już mówiła dla Polsatu i więcej nie chce. Może mi powiedzieć Ilona Felicjańska – ambasador różowej wstążki i pani z Samsunga – organizator. Wszystko pięknie, choć w porównaniu z lekarzami to moim zdaniem żaden autorytet. No, ale trudno. Liczą się dobre chęci. Obrazków jednak nadal brak. Chcę ograć mammograf i sfilmować badanie, albo chociaż wyniki badania. Mogę to nakręcić jak zgodzą się pacjentki. Nakręcenie samego mammografu nie jest możliwe, bo pacjenci czekają i przerwa spowoduje zator w kolejce. Nagranie wyników badań też nie jest możliwe, bo tam są dane osobowe! Jak ktoś z pacjentów się zgodzi to proszę bardzo. Wchodzę do mammobusu. Na sfilmowanie badania nie zgadza się żadna z pacjentek, choć… zapewniam, że nie pokażę ich twarzy, a kawałek piersi i zdjęcia rentgenowskiego. Wszystkie odmawiają kategorycznie. Wygląda to tak, jakby obawiały się rozpoznania po kawałku piersi. Czyżby te ich piersi znali wszyscy sąsiedzi? Panie są wręcz oburzone moją propozycją. Wszystkie z przekąsem i złośliwe proponują, żebym sama „świeciła cyckami do kamery”. Na plakacie napisane jest, że na badania zapraszają kobiety od 49 roku życia To jeszcze nie ja, choć czas biegnie nieubłaganie. Pani doktór (ta sama, która nie chciała wystąpić przed kamerą) namawia na badanie i mówi, że mogę. Chyba nie przypuszczała, że się zgodzę. Ale czemu nie? Przecież w słusznej sprawie. Ustalam szczegóły. Wejdziemy tylko ja i operator. To nie jest tak, że się nie wstydzę. Wstydzę. Choć już dawno nauczyłam się, że idąc do lekarza wstyd zostawia się za drzwiami, to tu przecież… mam wejść z kolegą (na dodatek kilka lat młodszym, a to zawsze zawstydza), z którym na co dzień sobie żartuję itd., i jeszcze pokazać mu się z gołym biustem („zjedzonym” przez syna, którego karmiłam dwa lata piersią) na dodatek w mało przyjemnej sytuacji. Trudno. Chcę mieć zdjęcia do przykrycia tekstu. No i chcę coś udowodnić lekarce, która niby propaguje mammografię, a nie chce mówić o tym do kamery. Chcę coś udowodnić kobietom, które są chętne, by skorzystać z darmowych badan, ale namówić do nich inne kobiety pozwalając sfilmować fragment swojego badania – już nie. Różowa wstążka ma być symbolem solidaryzowania się z kobietami zmagającymi się z rakiem. Ma ostrzec inne, by nie powtarzały ich losu. Dla mnie tego dnia staje się symbolem ciemnogrodu. Ja ciemnogrodem nie jestem. idę.
Najpierw wywiad z pacjentką, czyli ze mną. Wiek, choroby w rodzinie, pierwsza miesiączka, poród, ile karmiłam piersią. Z odpowiedzi wynika, że nie jestem w grupie ryzyka. No i teraz badanie. Nikt nie mówił, że to boli, a… tak jest. Kolega to wszytko filmuje, a ja zaciskam zęby z bólu, choć czasem coś na ten temat powiem. Cóż… każdą moją pierś aparat zgniata na płasko dwa razy – w pionie i poziomie. Horror! Na szczęście trwa krótko. Jak się potem dowiaduję od pani technik – którą też nagrywam – ucisk na pierś ma ciężar od 13 do 20 kilogramów! Uciska się ją po to, by prześwietlić jak najdokładniej. By móc potem obejrzeć ze wszystkich stron cały gruczoł piersiowy wraz z węzłami chłonnymi pod pachą. Z badania wychodzę obolała. Chce się natychmiast położyć. Niestety trzeba jechać do pracy pisać tekst i montować. W pracy śmiechy. Koleżeństwo żartuje, że obdzwonią innych, że dziś o 18-tej na ekranie moje cycki. Ja tez żartuję, bo poczucie humoru to jedyne co rzadko kiedy mnie opuszcza i mówię, że jak nie przestaną to wywieszę ogłoszenie na korytarzu. Wesoło jest też na montażu. Montuję z Pawłem, bo darzę go wielkim zaufaniem. Mówię, że to strasznie bolało i że cały czas coś mnie w środku w piersiach boli. Paweł kreci głową ze zdziwieniem, ale i kiwa ze zrozumieniem. Wybieramy ujęcia zdjęć rentgenowskich, mnie od tyłu pod aparatem i 3 sekundy ujęcia piersi. I o te 3 sekundy jest potem afera. Wydawca każe to wyrzucić, bo „chyba zwariowałam” przecież „widzowie zapamiętają nie mammografię, ale 3 sekundy cycków”. Mnie jest wszytko jedno. Owe cycki mnie bolą i chcę wyjść z roboty. Mam z synem jechać do kina na urodziny córki mojej przyjaciółki. Zostawiam materiał wyjściowy, a niech go ogląda cała telewizja. Mam ich gdzieś. Montażysta pukając się w czoło nad pruderią zamienia moje nieszczęsne cycki gniecione przez mammograf na kolejne ich zdjęcie rentgenowskie. Koleżeństwo śmieje się: „i po co mi to wszytko było”. Cóż… zdjęcia rentgenowskie to też… „moje cycki”. Przecież można było sfilmować rentgen tylko tam, gdzie przeprowadza się badania. Wróciliśmy więc do punktu wyjścia. Do mojej reporterskiej postawy, by na zdjęciach mieć nie tylko koncert lub mammobus z zewnątrz.
I tylko refleksje mam takie:
Już kilka razy dla potrzeb materiału poddawałam się badaniom. Jakieś dwa lata temu były badania w kierunku cukrzycy. Żadna z pięciu osób nie zgodziła się wtedy na sfilmowanie swoich palców podczas pobierania krwi!!! Badałam się ja, choć też nie byłam w grupie ryzyka. Ale co miałam robić? Mam przekazywać ludziom informacje. Jako społeczeństwo chcemy bezpłatnej służby zdrowia, dostępu do informacji itd., a jednocześnie utrudniamy powstawanie tych informacji. To tyczy nie tylko pruderyjnych pacjentek, ale i pani doktor, która się kryguje, że nie lubi występować przed kamerą. A także trochę mojego wydawcy, który chyba widzi coś złego tam, gdzie tego nie ma. Szkoda. Bo fajny z niego facet.
I pomyśleć: w jakiejś „Fabryce gwiazd”, (której akurat nie oglądam, ale o której czytam w rożnych serwisach) występuje facet, który grał w pornosach gejowskich. Najpierw powieszono na nim psy, a gdy pokajał się i ze łzami w oczach poprosił o wybaczenie, wszyscy zaczęli mu współczuć, że się to wydało. Nawet zyskał sympatię widzów. Rozpoznano go, bynajmniej nie po członku, a po twarzy.
Gdy koleżanka robiła badania mammograficzne w Ciechanowie nie miała kłopotów ze zgodą pacjentek. najwyraźniej Ciechanów mniej pruderyjny od stolicy. Dla mnie smutne. Bo choć lubię Ciechanów i tamtejszy zamek to jednak Warszawa jest moim rodzinnym i najukochańszym miastem. Chciałabym, by jej mieszkańcy byli przyjaźni i reporterom i innym kobietom, które powinny korzystać z badań mammograficznych.
Zastanawiałam się, czy opisać to na blogu. Najpierw było mi wstyd. Ale… przecież to też głupie. Nie chcę być ciemnogrodem. Propagujmy mammografię. Październik miesiącem walki z rakiem piersi. Mówmy głośno o tym, że może i samo badanie przyjemne nie jest, ale trwa krótko i pomaga wykryć nawet najdrobniejsze zmiany.
Piersi po badaniu bolały mnie tak, że w kinie cały czas się za nie trzymałam, a w domu zasnęłam dopiero o 3 w nocy. Na szczęście dziś ból już minął i w sumie cieszę się, że się zbadałam. Wynik był dobry. Nic mi nie jest. Upowszechniłam badanie promując różową wstążkę. Po materiale był tylko jeden telefon. Od kolegi z pracy. Z gratulacjami, że się odważyłam i pokazałam, że „jestem prawdziwą reporterką i super babą z jajami” – koniec cytatu. Raczej babą ze zdrowymi cyckami.
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...