Dawno, dawno temu, a dokładnie w latach 70-tych moja kuzynka powiedziała ojcu, że wychodzi za mąż. Była jedynym dzieckiem swoich rodziców. Rodzony brat umarł przed laty na zapalenie kłębuszków nerkowych. Dlatego stała się wychuchaną, wypieszczoną i ukochaną jedynaczką. Narzeczony rodzicom się nie podobał. Powód? Niemieckie nazwisko. Rzecz działa się w Szczecinie. Ojciec przyszłej panny młodej postawił veto. Mówił:
– Ja w partyzantce, w Armii Krajowej byłem, a ty za „hitlersyna” chcesz wyjść?
– Tata! On Polak! Kocham go nad życie!
– Ale ja się dowiadywałem i jego matka to na pewno Niemka. Spod Chełmna pochodzi. Na imię ma Marta. Któż przed wojna dawał dziecku na imię Marta? Tylko Niemcy! A to jego nazwisko na pewno niemieckie. Oni zresztą w domu wszyscy tam niemiecki perfect znają.
– Tata! A kto po wojnie nie zna!
– Ja perfect nie znam!
– Ale ona w czasie okupacji pracowała w kasie w kinie. Tam tylko Niemców zatrudniali!
Dziewczyna była jednak nieprzejednana i dopięła swego. „Wanda” zechciała Niemca wmawiając światu, a przede wszystkim sobie, że to Polak. Urodziła mu dwóch synów. Gdy jakiś czas minął, a przez nasz kraj przetoczyła się fala strajków, zaś w rodzinie „Wandy” zaczęło się źle dziać Niemiec postanowił ja opuścić. Jakiś czas potem ożenił się powtórnie. Potem wbrew wcześniejszym zapewnieniom o polskości udowodnił swoje niemieckie pochodzenie wyjechał do kraju przodków. Przy okazji wyszło na jaw, że niemieckie nazwisko, które do tej pory nosił nie było jego, facet, do którego mówił per „tato” był jedynie mężem matki i usynowił go, jako bodajże kilkumiesięcznego brzdąca. Prawdziwym ojcem był inny facet, choć również Niemiec. Ponoć niezwykle przystojny, ale żonaty i obarczony rodziną. Matka poznała go pracując w czasie wojny w kinie. Gdy zaszła w ciąże i urodziła znalazł się taki, co zechciał ją z dzieckiem i „bękarta” usynowił dając nazwisko.
Ów „bękart” się o tym dowiedział, mając na karku 40tkę, wykrzyczał matce cały swój ból (domniemany ojciec rękę miał ciężką). Tak zatrzasnąwszy drzwi za Polską Niemiec wyjechał. Czemu o tym piszę? Bo dowiedziałam się dziś, że przeszedł na emeryturę, swój niemiecki dorobek sprzedał i… wrócił spędzić starość w Polsce.
PS. I tylko jego matka już nie żyje. Zmarła samotnie w domu, który syn z zemsty za zatajenie prawdy o własnym pochodzeniu, sprzedał rodzinie miejscowego adwokata.