Do tej pory myślałam, że obrzydzeniem napawa mnie tylko włos w gównie. No… jeszcze pleśń na fusach z herbaty. Wczoraj okazało sie, że są jeszcze inne obrzydliwe rzeczy. Poszłam z synem do KFC. Przy stoliku obok siedziały dwie nastolatki. Na oko rówieśnice mojej piętnastoletniej pociechy. Cały czas idiotycznie się śmiały i niby przypadkiem zerkały w naszą stronę – ale to normalne w tym wieku. Jednak to co zarówno mnie jak i Maćka trochę „sieknęlo” to wydawane przez nie odgłosy, które nazywam „chlewikowymi”. Otóż nastolatki siorbały, bekały, chrumkały i wydawały znienawidzony przeze mnie odgłos połykania gili wciąganych do przełyku bezpośrednio z nosa oraz odgłos wymiotowania. Robiły to bardzo długo, bo przez cały czas naszego pobytu w KFC. Maciek kręcił głową, ale na szczęście (lub na nieszczęście, bo przecież odgłosy rozpalały wyobraźnię) siedział tyłem i nie widział tego wszystkiego. Nie widział zwłaszcza tych obrzydliwych min. Ja miałam dziewczyny na wprost siebie. Widziałam więc wszystko, choć starałam się nie patrzeć. Jednak co chwilę jakiś „chlewikowy” odgłos stawiał mnie na baczność. Nóż w kieszeni zaczął mi się otwieraćjuż po pięciu minutach słuchania tego „chlewikowania”, ale nie mam zwyczaju wychowywać „cudzych dzieci”. Próbowałam miną wyrazić swoją dezaprobatę, ale dziewczyny były chyba zbyt zadowolone z samych siebie, by zrozumieć, że zachowanie jest delikatnie mówiąc cokolwiek niestosowne. Moja mina jeszcze bardziej je rozbawiła. Zaczęły rechotać i jednej z nich pociekła nosem pepsi. Całe to „chlewikowanie” trwało prawie dwadzieścia minut. Stanowczo za długo jak na żart. Bo przecież nie będę ukrywać, że uwielbiam żartować, a nawet obrzydzać znajomym jedzenie, ale są pewne granice. Uwielbiam robić kawał koleżankom i kolegom opowiadając na przyklad przy obiedzie o dwóch muchach, które siedzą na gównie i jedna mówi:
– Pierdnęłam.
A druga:
– Nie przy jedzeniu!
albo:
Wpada mucha do baru i woła od progu:
– Poproszę gówno z cebulką! Tylko mało cebulki, żeby mi z mordy nie śmierdziało!
Z reguły wszyscy mówią „Fu!”, ale… śmieją się. Tu się nikt nie śmiał. Ludzie siedzący opodal patrzyli na dziewczyny z obrzydzeniem. Cóż… „chlewikowanie” trwało dłużej niż oba moje kawały razem wzięte. Mogłabym przez ten czas opowiedzieć je co najmniej 10 razy. Jak się zakończyło? Dziewczyny wstały od stołu i pchnąwszy tacę pełną śmieci, że ta o mało nie spadła na podłogę, wyszły z lokalu. Zapadła w nim cisza. Zarówno my, jak i siedzący przy innych stolikach spojrzeliśmy na brudny stolik, przy którym jeszcze przed chwilą siedziały nastolatki. Burdel na tacy był nie do opisania. I tylko Maciek jeknął:
– To było straszne. Na szczęście w mojej klasie nie ma tak głupich koleżanek.
Powiem więcej. Ze świecą takich szukać! Na szczęście!
PS. O wczorajszym meczu Polska – Austria nic nie napiszę, bo musiałabym zgodzić się nie tylko ze Zbigniewem Bońkiem i Leo Beenhakkerem, ale i z pewnym politykiem, którego nie lubię.