Godzina warta życie… może Agaty Mróz?

Spread the love

Miałam napisać o czymś innym. Wróciłam ze spotkania autorskiego z głową pełną pomysłów, a tu… zmarła Agata Mróz. Nigdy nie interesowałam się sportem, ale… interesowałam i interesuję się białaczką szpikową. Dlatego od pierwszego artykułu o siatkarce zmagającej się z tą chorobą zaczęłam śledzić jej historię. Dlaczego?

W czasie okupacji w 1941 roku właśnie na taką białaczkę zmarła siostra mojej mamy. Miała niecałe 16 lat… i mama zawsze mówiła, że z całej ich czwórki rodzeństwa to Zosia była najzdolniejsza, najładniejsza i miała najlepsze serce. Rzecz działa się w Chełmie Lubelskim, bo tam w czasie okupacji mieszkali dziadkowie. Jeden z tzw. „dobrych Niemców” wziął od mojego dziadka wyniki badań Zosi i zawiózł do lekarza do Berlina. Wrócił z nimi i powiedział:

– Panie Stec, nie ma nadziei. To najgorsza postać białaczki. Szpikowa.

Dziadek nie powiedział o tym babci. Ratowali Zosię do końca. Dziadek był w Chełmie bardzo szanowany, więc w pewnym momencie inny „dobry Niemiec” przyprowadził z chełmskiego Getta Żyda z kilogramem prawdziwej kawy. Chełmscy Żydzi z własnej inicjatywy zebrali ją dla Zosi, by zrobić jej lewatywę z żółtkiem. Nie zadziałało. Zosia umarła pocałowawszy przed śmiercią moją babcię, a swoją mamę, w rękę, dziękując jej w ten sposób za swoje 16 lat życia. Babcia zmarła ponad 40 lat później. Do końca swoich dni nosiła w torebce zdjęcie ukochanej Zosi leżącej na katafalku.

Słyszałam tę opowieść wielokrotnie. Nad moim łóżkiem wisi zdjęcie Zosi. Wielokrotnie oglądałam też zdjęcie Zosi po śmierci. Wychudzonej, kruchej nastolatki leżącej po raz ostatni na swoim łóżku. Babcia, ilekroć o niej opowiadała, płakała.

Dlatego, kiedy tylko dowiedziałam się, że można pomóc chorym na białaczkę szpikową przeszczepiając szpik, zaczęłam czytać na ten temat prawie wszystko. Tak trafiłam na stronę fundacji Urszuli Jaworskiej. Poczytałam o jej zmaganiach z chorobą i… pobiegłam zarejestrować się w bazie dawców szpiku. Zajęło mi to godzinę. Z czego wizyta w gabinecie lekarskim w szpitalu na Oczki trwała 10 minut. Pobrano mi krew z palca, zapisano wszystkie dane i… poszłam do domu. Było to 6 lat temu. Od tamtej pory czekam, że może komuś mój szpik się przyda. Na razie nie jest potrzebny. Namawiam na ten sam krok wiele osób. Jednak nic mi nie wiadomo, by tym śladem poszedł ktokolwiek z moich znajomych. Wielu nie może, bo mają różne choroby, ale… znam wielu zdrowych ludzi! Niestety. Nie mają czasu. A przecież podczas całej wyprawy zgłoszenia się jako potencjalny dawca najdłużej trwało… znalezienie miejsca do zaparkowania przed szpitalem. Reszta… krótka chwila. Pobranie krwi z palca. Takie straszne?

Sam zabieg przeszczepu szpiku nie jest dla dawcy niczym okropnym. Nie trwa długo, nie boli, a sam szpik regeneruje się bardzo szybko. Można o tym poczytać na stronie fundacji Urszuli Jaworskiej.

Czytam teraz księgę kondolencyjną Agaty Mróz. Wszyscy piszą, że im żal, że umarła. To samo piszą blogerzy. Przecież wiadomo. Wszystkim nam jest żal, że umarła młoda kobieta, która dopiero co poznała cud macierzyństwa, a która wcześniej w polskich barwach narodowych zdobywała dla nas medale. Przecież to, że jest nam wszystkim jej żal to… „oczywista oczywistość”. Gdy kilka tygodni temu pisano o operacji padła informacja, że szpik przeznaczony dla Agaty nie jest do końca zgodny, ale dłużej z przeszczepem czekać nie można. Teraz myślę, że gdyby baza dawców szpiku była obszerniejsza, gdyby było po prostu więcej zarejestrowanych w niej osób, może Agata by żyła? Cóż… Absurd dzisiejszego świata. Mniej czasu zajmuje napisanie kondolencji niż pójście i zarejestrowanie się, jako dawca. A przecież być może wśród tych, którzy jej tak żałują, są młodzi, zdrowi, a nie zarejestrowani – był ktoś, kto mógł pomóc. Zabrakło poświęcenia symbolicznej jednej godziny ze swojego życia. A może została zmarnowana na czytanie lub wypisywanie jakichś głupot w sieci. Smutne.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...