Kochamy zwierzęta?

Spread the love

Od dziecka marzyłam o psie. Rodzice zgodzili się dopiero, kiedy skończyłam 12 lat. Pojechaliśmy całą trojką na bazar Różyckiego. Było tam wszystko, ale psa nie mogliśmy znaleźć. Byłam załamana. Wychodziliśmy już, kiedy w bramie zobaczyliśmy handlarkę z koszykiem pełnym małych kuleczek. Dwie kuleczki były brązowe i jedna czarna. Kobieta zapytana co to za pieski powiedziała, że czarny to czyryjczyk, a brązowe to wilki. Chcieliśmy małego psa. Pani poleciła czyryjczyka. Dopytywaliśmy się czy to na pewno pies. Zapewniała, że tak. Ojciec zajrzał pod ogon i triumfalnie obwieścił, że to na pewno pies, bo… ma fiutka.  Uspokojeni zapłacilismy 400 złotych i pojechaliżmy z naszym czyryjczykiem do domu. Oczywiście wiedzielismy, że to kundel. Nazwaliśmy psa Fif. Fif był czarny, miał ogonek skręcony w precelek i białe skarpetki na przednich łapkach, które rozjeżdżały się po płytkach PCV w naszej kuchni. Następnego dnia po kupnie psa odwiedził nas znajomy ojca. Wziął Fifa na kolana i po szybkich oględzinach oznajmił:

– Obawiam się, że obok tego „fiutka” nie ma miejsca na jaja. To jest suka.

I tak Fif został Fifą. Fifa z kolei dwa razy została matką. Przy pierwszym porodzie asystowaliśmy wszyscy. Drugi raz urodziła w nocy u ojca w nogach łóżka, choć porodówka od dawna była przygotowana w zupełnie innym, ustronnym miejscu. Ojca obudziło jednak kwilenie i po chwili wsadził rękę w maziastego pieska. Zerwał sie i przeniósł sukę do porodówki. Fifa była najbardziej kochanym psem. Zjeździła z nami całą Polskę. Ojciec zabierał ją do pracy, spał z nią w łóżku i jeździł na ryby. Do dziś opowiadam znajomym sporo anegdotek o Fifie.  Fifa przeżyła moją mamę. A pewnego dnia – po 16 latach bycia najważniejszym członkiem rodziny – na zawsze zasnęła na łóżku ojca. Czemu raptem piszę o Fifie?

Kilka tygodni temu koleżanka pojechała na dziennikarską interwencję do pewnego prywtanego schroniska. Przetrzymywane tam psy były głodzone i bite. Właściciel na przyjazd telewizji wszystko posprzątał. Wolontariuszki miały jednak zdjęcia. Twierdziły, że miesięcznie umiera tu sto psów i drugie sto jest przyjmowane, a że za każdego psa schronisko dostaje od gminy 900 złotych rocznie, więc jest dochodowym biznesem. Zwłaszcza, gdy obetnie się wydatki na jedzenie. Właściciel zarzuty odpierał. Ale i tak przeciwko niemu toczą się już sprawy karne. Raz został nawet skazany. Niestety wyroki za znęcanie się nad zwierzętami są w Polsce bardzo niskie (góra dwa lata odsiadki). A jak niskie to nie odstraszają.

Dziś inna z koleżanek przygotowywala materiał o schroniskach w Celestynowie i Na Paluchu. Oba są przepełnione. Psy nie mieszczą się w boksach. Poza boksem leży dwunastoletni pies, ktorego własciciele pozbyli sie, bo sparaliżowało mu nogi. Teraz pies już nie chodzi. Leży z pyskiem przy misce z wodą i czeka na swój koniec. Po dwunastu latach ktoś wyrzucił go z domu, bo zachorował! Straszne.

Ja też mam psa. Na imię ma Zrazik. Jest jamnikiem i w tym roku skończy osiem lat… Dwa lata temu zaczął siwieć na pysku. Bywa okropny. Puszcza bąki, gwałci kołdrę, kradnie jedzenie ze stołu. Dokonał nawet aktu kanibalizmu, bo kiedy półtora roku temu przez dom przetoczył się pewien kataklizm, to właśnie Zrazik dolał oliwy do ognia… zjadając naszą papugę nimfę. Byliśmy z synem zrozpaczeni. Dwa dni nie rozmawialiśmy z psem każąc mu osamotnionemu spać pod stołem w kuchni. Z papugi został krwawy kadłub. Szare pióra walały się po całej kuchni, a wbite w podłogę jedno oko patrzyło smutno. Znajomi żartowali, że pies zrobił to pewnie z głodu. Nie. Raczej na skutek stresu odezwał się w nim instynkt myśliwski. A ponieważ papuga zawsze go denerwowała (choćby tym, że go przedrzeźniała) upolował ją. Wiedział, że źle zrobił, bo ze spuszczonym ogonem patrzył w ziemię, gdy płakałam i pytałam jak mógł. Wybaczyliśmy mu po dwóch dniach, kiedy na pytanie „Gdzie Goguś?” zamerdał radośnie. Już nie wiedział o co pytamy. Był szczęśliwy, że do niego mówimy. Dziś nadal jest najkochańszym psem, choć wiem o nim na przykład to, że… może zagryźć. I mimo, że zrobił coś takiego jak zjedzenie ukochanego ptaka nie przyszlo mi do głowy oddać go do schroniska. Przecież grzeje stopy, gdy zimno, liże rękę i twarz, gdy jest zazdrosny, no i każe się głaskać, gdy przychodzą goście.  Zrazik to Zrazik.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...