Gdy pisałam wczoraj, że wywróciłam się na cmentarzu jeszcze ręka mnie nie bolała. Boleć zaczęła po 7 godzinach od wywrotki. Początkowo zresztą nie połączyłam tego bólu z cmentarnym upadkiem. Dopiero potem sobie przypomniałam o wywrotce. Spojrzałam na zdartą skórę i… wszystko ułożyło mi się w logiczną całość. Nie jestem hipochondrykiem, więc próbowałam nie przejmować się tym, ale po 8-mej godzinie od upadku ręka bolała mnie tak, że nie byłam w stanie się podpisać, pisać na komputerze, ani otworzyć pudełka z pieczątką. Po 20-tej pojechałam więc na pogotowie. Wiedziałam, że ręka nie może być złamana, bo spuchnięta nie była, ale ból był nie do zniesienia. Na pogotowiu prześwietlono nadgarstek i… wyszło, że to silne stłuczenie. Zrobiono mi jakiś zastrzyk, rękę obandażowano usztywniającym bandażem i kazano w domu przykładać lód. Spałam więc z kompresem z chłodzącego żelu na nadgarstku. Dlatego teraz z ręką jest już o’kay. boli tylko trochę i znów mogę pisać.
Piszę o tym dlatego, że wczorajszy wieczór uświadomił mi coś. Gdybym nagle tę rękę straciła to przestawienie się na leworęczność byłoby dla mnie trudne. Nie umiałam:
Zamknąć drzwi samochodu, wyjąć z torby kluczy, laptopa i aparatu. Miałam też poważne kłopoty z rozebraniem się nawet z kurtki. Najtrudniejsze jednak było… zjedzenie zupy lewą ręką. Koszmar!!! Dobrze, że dziś to już przeszłość.
Ale lewą ręką będę ćwiczyć. W Piątek jestem na Targach Książki w Krakowie – godzina 14-ta stoisko A45 – wydawnictwa Nowy Świat. Gdybym rękę miała złamaną musiałabym podpisywać książki lewą. Ponieważ w życiu nigdy nic nie wiadomo, więc trzeba tę lewą rękę ćwiczć. By jak przyjdzie co do czego nie było, że bazgrolę, jak kura pazurem.
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...