Kilka dni temu podczas przerwy w zdjęciach do Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego rozmawiałam z jednym z operatorów o życiu, dzieciach itd. Nagle okazało się, że dla niego największym dramatem byłoby, gdyby syn okazał się… homoseksualistą. Myślałam, że źle słyszę. Okazało się jednak, że nie. Dla kolegi operatora to dramat! Powiedział, że większy niż śmierć! (sic!?) I kolega operator nawet skierował do mnie pytanie:
– Wyobraź sobie, że twój syn…
Przerwałam mu natychmiast. Po pierwsze taką sytuację wyobraziłam sobie jeszcze jak byłam w ciąży. Brałam leki na podtrzymanie i ktoś ze znajomych podsunął mi pod nos jakiś artykuł, w jakiejś gazecie, z którego wynikało, że z badań przeprowadzonych gdzieś tam w świecie wynika, że homoseksualizm wrodzony bardzo często spowodowany jest lekami hormonalnymi, które przyjmują kobiety na podtrzymanie ciąży. Następuje zachwianie równowagi hormonów w życiu płodowym, a to wpływa na wiele rzeczy, także na orientację seksualną. Czy to prawda? Nie wiem, bo się tym więcej nie interesowałam. Pogłaskałam się wtedy po brzuchu i stwierdziłam, że najwyżej – będzie jakiś gej lub lesbijka. Wielkie mi co. Ważne, by dziecko było zdrowe. Urodził się syn. Zdrowy, mimo, że w trzecim miesiącu ciąży przeszłam… ospę wietrzną!
Tymczasem dwa miesiące po tym, jak ja urodziłam syna, znajoma z osiedla urodziła córkę. Znałyśmy się z widzenia. Była starszą koleżanką z podstawówki. Też brała leki na podtrzymanie ciąży. Była to jej siódma ciąża. Poprzednie zakończyły się poronieniami. Tym razem nastąpił poród. W siódmym miesiącu urodziła dziewczynkę i… nie chciała jej odebrać ze szpitala. Zdecydowała się zabrać dziecko do domu po dwóch miesiącach, gdy wszystko ułożyła sobie w głowie, bo to jak wyglądał noworodek spowodowało u niej szok i strach przed przyszłością. Dziewczynka była z niewykształconymi do końca stopami, bez kciuków, z rozszczepieniem wargi, podniebienia, bez jednej piersi i brodawki, z krzywym kręgosłupem itd. Matka dziecka wyjechała z nim do USA, bo tylko tam były szanse na leczenie, refundacje operacji itd. Dziewczynka była zupełnie zdrowa psychicznie, co potęgowało dramat, bo od małego zadawała pytania: Czemu taka jestem? Czemu mnie urodziłaś? W wieku osmiu lat co jakiś czas dorzucała: Nienawidzę cię za to! Zwłaszcza, że tygodniami matka przykręcała jej jakieś śrubki w szynach wstawionych w stawy. Przykręcanie śrubek powodowało ból. Dziecko nie to, że płakało, ale wręcz darło się w niebogłosy. Codzienna rehabilitacja miała na celu to, by mogło chodzić. Dziś dziewczynka nie tylko nie krzyczy, że nienawidzi matki, ale nawet już nie pyta: czemu taka jestem. Wie. Badania wykazały, że rodzice mieli konflikt genetyczny i każde ich dziecko miałoby jak nie takie, to inne wady. Sytuacja jedna na milion? Nie wiem, bo nie jest to istotne. Istotne jest to, że dziewczynka żyje i dziś ma prawie 16 lat. Podobno chce zostać psychologiem. Mam nadzieję, że gdzieś odnajdzie szczęście.
Moja przyjaciółka widziała ją nagą, jak mała miała 2-3 miesiące. Wtedy cały tydzień zrywała się po nocach z przerażeniem i płakała, choć to nie był jej problem. Potem widziała ją wielokrotnie. Zawsze, gdy spotkamy się i zejdzie nasza rozmowa na temat dziewczynki, mówi:
– My nie mamy żadnych problemów! Żadnych!
Dlatego, gdy ktoś mówi mi, że jakby miał syna homoseksualistę, to byłby to dla niego dramat, zastanawiam się nad jego zdrowiem psychicznym. Dramat? Dramat to jest mieć chore dziecko! Dramat to także mieć rodziców, którzy nie są w stanie nas zaakceptować. W dzieciństwie miałam kolegę, o którym od zawsze wiedziałam, że woli chłopców. Wiedziałam to zanim on sam się tego o sobie dowiedział! Wyczuwałam to podskórnie, gdy mieliśmy 10 lat i chodziliśmy na spacery z psami. Pewnie dlatego, gdy po latach spotkaliśmy się już jako dorośli ludzie i mi to powiedział w twarz, nie zrobiło to na mnie wrażenia. Wrażenie zrobiła na mnie informacja, że chciał się zabić, bo jego inności nie potrafili zaakceptować rodzice. To jest dramat! A nie jakaś tam inność! Kolega operator po moim wywodzie był przerażony. Patrzyły na mnie rozwarte oczy. Chyba o tym, że ktoś może mieć chore dziecko nigdy nie pomyślał. A ja… zapomniałam spytać, czy ma już swoje? Czy może jest w drodze?
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...