Historia dwóch wiz

Spread the love

W 2000 roku jechałam do USA. Bez zaproszenia. Ktoś tam mnie zapraszał i miałam go odwiedzić prywatnie. Powiedziałam jednak, że nie chcę od niego oficjalnego zaproszenia. Wystąpiłam do ambasady USA o wizę. Podałam dokładne daty wyjazdu i przyjazdu. W domkumentach napisałam, że podróż w innych terminach nie wchodzi w grę, bo mam za dużo pracy. I złożyłam papiery. Wszyscy w ambasadzie byli dla mnie bardzo mili. Odpowiedź pozytywna przyszła dość szybko. Jest wiza. Na dziesięć lat. Konsul amerykański nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Na tej wizie odwiedziłam Stany Zjednoczone bodajże dwa, a może nawet i trzy razy. Dziś już nie pamiętam. Teraz mam jechać do Rosji. (Ostatni raz byłam 22 lata temu w 7 miesiącu ciąży). Mam jechać nie turystycznie, ale zawodowo, choć nie zarobkowo. Monodram Ulubionego ma zostać wystawiony w Irkucku podczas obchodów 25-lecia organizacji polonijnej „Ogniwo”. Ta organizacja nas zaprosiła. Znaleźli się też sponsorzy, którzy zdecydowali się ufundować przelot, pobyt i wyżywienie dla dwóch osób. Ponieważ Rosja wprowadziła dla Polaków ruch wizowy, więc udałam się do konsulatu po wizę rosyjską. Choć wyjazd nie jest zarobkowy – Rosja za taki go uznała. Musiałam więc najpierw zapłacić za ubezpieczenie pobytu, potem ponad 250 złotych za samą wizę, na która przyszło mi czekać ponad tydzień. Przy składaniu dokumentów trafiłam na bardzo miłą urzędniczkę. Przy odbiorze wręcz odwrotnie. Burczała, pokrzykiwała etc. Przypomniał mi się PRL, gdy urzędnik był panem i władcą petenta. A myślałam, że prawie już o tym zapomniałam. Teraz chyba właśnie na to muszę się nastawić, by w czasie wizyty nie zwariować. Wizę dostałam zresztą jednokrotną na te konkretnych kilka dni.

Na Sybir!  Jest wiza!.

Przed ambasadą USA po wizy zawsze od zawsze są kolejki. Kiedyś sięgały nawet Alej Ujazdowskich. W konsulacie Rosji za każdym razem byłam sama. Bo jak mi powiedział niedawno znajomy – niewielu jest wariatów, którzy chcą jechać na wschód. Cóż… ja zawsze chcę jechać tam, gdzie są moi rodacy. Nawet jeśli jest ich garstka. Tym na zachodzie nie jestem potrzebna tak, jak tym na wschodzie, którym na pewno przywiozę kawałek Polski, choć paradokslanie rolę w spektaklu gra Ulubiony będący pół Polakiem, a pół Ukraińcem urodzonym na dodatek w Moskwie.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...