Pojutrze wraz z Ulubionym lecimy do Irkucka z monodramem „Listy do Skręcipitki”. Przyznam, że od kilku dni mam reisefieber. Oczywiście boję się, czy niczego nie zapomnę. Bo oprócz szczątkowej scenografii, kostiumu, rekwizytów, lecimy z książkami, prezentami, etc.
Sprawdzam wiadomości o Irkucku i Bajkale. Czytam o zesłańcach, Polakach, którzy badali te tereny. Czytam o tamtejszej fabryce lotniczej, gdzie robią bombowce, myśliwce itd. Anuszyny, Tupolewy i Iljuszyny… Czytam o lotnisku największym na Syberii, które jest często zamykane z powodu mgieł i… zaczynam się denerwować. Lubię samoloty i lubię latać, ale mgła jakoś mi nie w smak.
Czytam o Bajkale. Najgłębszym jeziorze świata z osobliwym mikroklimatem, które mam zobaczyć. Mam nadzieję, że spróbuje tamtejszych ryb. Bajkał to jezioro gdzie ponad 60% fauny i flory to gatunki endemiczne, czyli takie, których nie ma nigdzie na świecie. Najpopularniejszą rybą jest tu omul bajkalski.
No i tak drukując wiedzę, która może mi się przydać w podróży, pakuję i się i analizuję, czy niczego nie zapomnę.
Reisefieber jest niemiłym uczuciem. Nie pozwala spać, nie pozwala myśleć o niczym innym jak tylko podróż. A jednak… paradoksalnie lubię reisefieber. Ilekroć go odczuwam wiem, że przede mną przygoda. A przecież już „Pan Samochodzik” zwykł był mawiać, że „moje serce jest tam gdzie przygoda”. Zresztą… sam autor Pana Samochodzika, czyli Zbigniew Nienacki odbył kiedyś taką podróż, która zaowocowała jego książką „Pozwolenie na przywóz lwa.” Czym zaowocuje moja podróż? Wprawdzie to tylko pięć dni, ale… zobaczymy. Życie jest tak nieprzewidywalne. W przeciwieństwie do reisefieber, której oczywiście się spodziewałam.