Gdy przyjechałam w sobotę do Obór byłam tak padnięta, że gdy już rozpakowałam się, zjadłam kolację i ogarnęłam wszystkie obowiązki, postanowiłam się odprężyć i obejrzeć coś w TV. I tak… około 22-giej, bo wtedy się ze wszystkim uporałam, natknęłam się na film ze Stevenem Seagalem. Normalnie bym nie oglądała, ale… akcja filmu działa się w Warszawie. To mnie zaciekawiło. Tytuł filmu „Poza zasięgiem”. Treść banalna i schematyczna.
Seagal, który popularność zdobył jako „Nico” zawsze mnie trochę śmieszył ze względu na zwalistą sylwetkę i koślawe nogi iksy. Przed laty oglądałam z Eksiem jakiś film z Seagalem. Tytułu i treści nie pamiętam. Tylko jedną scenę, z powodu której rechotaliśmy jak głupi. Bohater grany przez Seagala był w śpiączce, leżał goły w łóżku i pielęgniarka zajrzała pod kołdrę. Po chwili na widok tego, co tam ujrzała, powiedziała głośno do siebie:
– Ty musisz żyć.
Eksio dostał wtedy ze śmiechu czkawki.
Koleżanki z redakcji, które robiły wywiady ze Stevenem Seagalem, gdy kręcił w Polsce film „Cudzoziemiec” (2003), mówiły, że jest to sympatyczny facet. „Cudzoziemca”, który to film, ze względu na obecną w nim Warszawę, bardzo chciałam obejrzeć, do dziś nie zmęczyłam. Taka to była sensacja, że choć oglądanie zaczynałam co najmniej 10 razy, zawsze zasypiałam w połowie. Nie wiem więc jak się film kończy, co tylko pokazuje jego wybitność. Dość podobnie jest z treścią powstałego rok później „Poza zasięgiem” (2004), choć ten film obejrzałam prawie do końca. Wymiękłam pod sam koniec, kiedy główna bohaterka napisała list, z którego wynikało, że WRESZCIE jest w Ameryce. No tak! Zdaniem Amerykanów raj na ziemi. Co tam ta nasza zapyziała Polska. Film jest nijaki i schematyczny. Jednak to o czym chcę napisać to nie treść, bo nie tylko „koń jaki jest każdy widzi”. Tak samo jak z koniem jest i z filmami z panem SS. Jakie są każdy widzi.
Mnie w tym filmie zafascynowała Warszawa i to co mogą grać pewne budowle. Oto Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego robi za siedzibę czegoś w rodzaju ONZ, co dla potrzeb filmu nazywa się zresztą jakoś inaczej. Dla mnie bomba! Tak nigdy jeszcze na BUW nie spojrzałam.
Oto po raz pierwszy zobaczyłam Pałac Kultury i Nauki z czerwonym dywanem rozwiniętym na schodach na zewnątrz. W filmie zagrały ze 2-3 wejścia do pałacu, a sam pałac był miejscem gdzie jest bal ambasadora. Niestety nie wiem jakiego kraju, bo zdaje się, że ta informacja w filmie nie padła. Jeśli był to bal ambasadora amerykańskiego to mój szok jest jeszcze większy.
Szokiem była też Politechnika, w której swoją siedzibę mieli źli ludzie – przeciwnicy bohatera odgrywanego przez Stevena Seagala, choć mnie się wydaje, że on cały czas gra tego samego człowieka tylko imiona mu się zmieniają. Może ma schizofrenię lub cierpi na rozdwojenie jaźni? W każdym razie w głównym hallu Politechniki ci źli ludzie toczyli między sobą pojedynki na szpady. Tu także dzielny Steven Seagal zabija złego człowieka.
Jednak to co mnie najbardziej ubawiło to… najlepszy lokal w mieście. Gdzie kręcono zdjęcia – nie wiem, ale to co padło z ust bohaterki (nomen omen burdelmamy) zabiło mnie. Tekst był mniej więcej taki:
– To ulubione miejsce króla Stanisława. Spotykał się tu z Carycą Katarzyną, której był kochankiem. To miejsce ma wiele tajnych przejść.
Mój Boże! Zawsze uważałam, że amerykański przemysł filmowy, podobnie jak większość amerykańskiej literatury strzela obok faktów, historii, a nawet geografii. „Pamiętnik księżniczki” Meg Cabot sprawił, że amerykańskie dziewczynki uwierzyły w istnienie Genovii, która leży gdzieś w Europie koło Francji. Sama Meg Cabot opowiadała mi o tym w swoim czasie do kamery i robiła to z niekłamaną dumą.
Film „Gladiator” sprawił, że Amerykanie uwierzyli, że rzymski cesarz Kommodus zginął na środku Koloseum w czasie walki. Informacje, że to nieprawda pojawiły się w Wikipedii kilka lat później niż film.
Film „Poza zasięgiem” być może mógłby sprawić, że amerykanie uwierzą, że caryca Katarzyna przyjeżdżała do Warszawy sypiać z królem Stanisławem Augustem. Na szczęście tak, jak „Cudzoziemiec”, tak i ten stary schematyczny gniot jest tylko na video i czasem puszczany w TV, prawdopodobnie tylko w Polsce, być może po to, żeby nas bardziej ogłupić a na pewno po to, żebyśmy się nacieszyli, że nasi aktorzy czasem grają w amerykańskich filmach. Amerykanie chyba nie są w ogóle świadomi, że Stanisław August Poniatowski i Katarzyna II to byli kochankami zanim on został królem. Jeśli w ogóle wiedzą, że byli kochankami a nawet jeśli w ogóle wiedzą, że istnieli. Na pewno nie wiedzą, że caryca nigdy nie sypiała ze Stanisławem Augustem w Warszawie. Wreszcie, wątpię czy wiedzą, że zburzona po ostatniej wojnie stolica Polski nigdy nie miała takiego przybytku z sekretnymi przejściami, a nawet gdyby miała, to mógłby nie ocaleć po II wojnie światowej. A gdyby nawet był i ocalał, to wątpię, by dziś mieścił się w nim za przeproszeniem burdel z dziwkami. Prędzej jakiś urząd, którego pracownikom można wiele zarzucić, ale zapewne nie nierząd, choć to tak podobne słowo do urzędu. Wątpię czy Amerykanie wiedzą, że ulubionym miejscem ostatniego polskiego króla były Łazienki. Tych zresztą w tym filmie zabrakło. Ale cóż… już były w „Cudzoziemcu” i to jedyne obok grobu nieznanego żołnierza co zapamiętałam z tamtego filmu zanim zasnęłam.
Fajnie, że Warszawa grywa w amerykańskich filmach. Szkoda, że w tak głupich i klasy B. No, ale może od czegoś trzeba zacząć?
Tego bollywoodzkiego filmu sensacyjnego, w którym autobus spada z mostu gdańskiego nie widziałam. Chyba nie jestem gotowa. Steven Seagal mocno nadwerężył moją tolerancję na głupotę. A swoim poparciem dla Putina dodatkowo zniesmaczył. Ale cóż… facet nie zna ani polskiego ani rosyjskiego ani ukraińskiego. Nie wiem czy zna słowiańską mentalność. Wiem, że zna Warszawę. To jest wprawdzie jakiś plus. Ale tylko jeden.
PS Już wolałam, gdy w „Europa, Europa” Agnieszki Holland ulica Kanonia na tyłach warszawskiej katedry Św. Jana robiła za Berlin, a Muzeum Narodowe za szkołę Hitler Jugend. Ale cóż… przy dobrym scenariuszu i reżyserii nic człowieka nie razi.