To nasz hejnał i hasło i zew?

Spread the love

Miałam dziesięć lat, gdy pani od wychowania muzycznego i zarazem opiekunka szkolnego chóru, podyktowała nam tekst zaczynający się od słów: „To nasz hejnał i hasło i zew”. Tym hasłem było słowo: „piosenka”, bo były to słowa piosenki. Śpiewałam ją przez kolejne cztery lata na wszystkich szkolnych akademiach.  Przypomina mi się czasem i zastanawiam się wtedy, czym jest ten „hejnał hasło i zew” dziś? Czy nie jest to wszechogarniająca nas nienawiść? Chęć wytępienia w zarodku bliźniego? „Nie cierpię nie cierpieć!” – mawiał Smerf Maruda. A ja za nim powtarzam. Bo ilekroć chcę powiedzieć, że czegoś nienawidzę zaraz gryzę się w język i zadaję sobie pytania: Dlaczego? Czy naprawdę? Czy może tak tylko gadam? Tępię w sobie wszelkie negatywne emocje. Nie zazdroszczę ludziom sukcesów. Nie wściekam się, gdy ktoś sprzeda większy nakład książek niż ja. Konkurencja jest potrzebna. Mobilizuje. Dlatego wszyscy moi wrogowie powinni spać spokojnie. Życzę wam tego samego, czego i wy mnie, a ponieważ tylko wy wiecie, czego mi życzycie, więc…

Staram się od zawsze patrzeć pozytywnie w przyszłość, choć miałam w życiu wiele trudnych momentów. Pozytywnie też patrzę na otaczający świat. Nie podejrzewam od razu, że okradnie mnie taksówkarz, oszuka sklepowa czy sprzedawca na allegro. Nie myślę też, że każdy poznany facet chce wykorzystać w tym czy innym celu, choć kiedyś jeden mnie wykorzystał, czego skutki odczuwałam jeszcze kilka dni temu, spłacając ostatnią ratę ostatniego z wielu kredytów. Tymczasem wokół mnie masa nienawiści. Masa czegoś, co teraz tak modnie i żartobliwie nazywamy „hejtem”. Ten nasz polski hejt wkracza właśnie w jakąś chyba kulminacyjną fazę. Fale nienawiści przetaczają się przez Internet w trzech sprawach.

  1. Po pierwsze w sprawie Eweliny Lisowskiej, która wystąpiła w kampanii „Media Expert”.
    Mnie się jej piosenka „W stronę słońca” podobała i gdybym miała naście lat pewnie słuchałabym takich rzeczy. Co do reklamy… powiedzmy sobie szczerze: kto w dzisiejszych czas nie chciałby przytulić trochę kasy? No owszem, reklama jest denerwująca, a sieć „Media Expert” przesadziła z opłaceniem ilości emitowanych spotów, ale… czy to jest wina wokalistki? Poza tym czy ludzie nie mają pilotów? Czy to przełączyć nie można? Ja przełączam, bo zwisa mi kalafiorem „włączanie niskich cen”. Choć przyznam też, że parodie tej reklamy mnie bawią. I nawet nie wiem czy bardziej ta z Chuckiem Norrisem czy z Leonem Zawodowcem czy Kevinem samym w domu.
  2. Drugi temat do hejtowania to ksiądz po kolędzie.
    Bez przerwy gdzieś czytam opowieści o tym, kogo i kiedy źle potraktował, co ględził i tak dalej. Natykam się przy tym na demoty o niewpuszczaniu księdza po kolędzie. Czy naprawdę nie lepiej zamiast obrabiać dupę wszystkim księżom po prostu nie wpuszczać i nie opowiadać o tym? Ja akurat wpuszczam. Lubię ludzi. Dla mnie wizyta księdza to zawsze ciekawe doświadczenie. Ze dwa lata temu przyszedł ksiądz, który sam siebie określił mianem „księdza wypożyczonego”. Był z seminarium na Pradze, a w ogóle do Polski przyjechał z Ukrainy. Powiedział, że się polskiego uczył na trylogii Henryka Sienkiewicza. Na pamiątkę wizyty duszpasterskiej dostał moją „Klasę pani Czajki” po ukraińsku. Nie pytał o żaden ślub kościelny, ani o to czy chodzimy do kościoła. Pytał tylko jak nam się żyje. Żałował, że nie było Ulubionego, który tego dnia był w pracy. Ksiądz nic nie chciał. Na siłę wcisnęłam 50 złotych na tzw. „świece przed ołtarzem”, choć i tak nie chodzę do kościoła. Ale lubię poznawać ludzi. Ten ksiądz był fajny. Wcześniej, czyli cztery lata temu, też jakiś był. Podobno ode mnie z parafii, ale bywam tam od wielkiego dzwonu, więc nie znam księży. Ten notował coś sobie w jakimś kajecie. Nie specjalnie mnie to zainteresowało. Banki też mają notatki na mój temat. Nawet dzielnicowy je ma, bo z powodu konfliktu sąsiedzkiego i procesów wytaczanych mi przez sąsiadkę jest u nas częstym gościem. W każdym razie tamten ksiądz też był miły mimo notowania jakichś rzeczy. I tak wracając do chodzenia księdza po kolędzie…, uważam, że jeśli komuś nie odpowiada ten zwyczaj – niech po prostu księdza nie wpuszcza. Nie ma takiego obowiązku. Ksiądz to nie policja czy prokuratura. Dlatego nikt nie musi z corocznego chodzenia po kolędzie robić jakiejś agresywnej kampanii narzucając swoją wolę i zdanie innym.
  3. Wreszcie trzeci główny styczniowy hejt. To Jerzy Owsiak i jego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
    Od początku roku obserwuję publiczne dysputy czy Owsiak ze zbiórek płaci na cele statutowe, czy nie płaci? Czy spółka „Złoty Melon” zgarnia wszystko? Czy pokazał papiery na rozprawie sądowej z Matką Kurką czy nie pokazał? Ostatnio kumpel powiedział mi, że on Owsiaka lubi, ale uważa, że akcja WOŚP jest szkodliwa z dwóch powodów. Po pierwsze zdejmuje z państwa ciężar odpowiedzialności i obowiązek zaopatrywania szpitali w sprzęt medyczny, a po drugie usypia sumienia społeczeństwa. Ludzie uważają,  że jak raz w roku dadzą na Owsiaka, to przez cały rok mogą już nikogo w niczym nie wspomóc. No być może… nie wiem. Wiem, że nikt nikomu nie każe płacić na WOŚP! Ktoś, kto nie chce – niech nie płaci. Kto chce – niech płaci. Jego pieniądze i ma prawo z nimi robić, co mu się żywnie podoba. Czemu nie ma takich protestów, gdy ludzie wydają własne pieniądze na wódkę! Czemu nie widzę setki demotów z tekstem „nie kupuję w monopolowym!”? Dlaczego zamiast tego od pierwszego dnia stycznia oglądam setki, jeśli nie tysiące wpisów i anonsów: „Nie daję Owsiakowi”?

O nas Polakach są dwa kawały, które moim zdaniem niestety pokazują naszą prawdziwą, bardzo ludzką naturę. Nie mam zresztą dobrego zdania o człowieku, jako gatunku. Co to za gatunek, który walczy między sobą z powodu ideologii lub pieniędzy? Oba kawały mówią o tym, jak Polak złapał złotą rybkę.

W pierwszym kawale złota rybka obiecała mu spełnienie trzech życzeń, ale to, co on dostanie od złotej rybki, jego sąsiad będzie miał podwójnie. Dlatego Polak zażyczył sobie dom i mercedesa. Dzięki temu jego sąsiad miał dwa domy i dwa mercedesy. Polak zobaczył sukces sąsiada, zazgrzytał zębami i wypowiedział ostatnie życzenie:
– Proszę cię złota rybko, byś mi wydłubała jedno oko. (Jest też wersja z urwaniem jednego jądra.)

Drugi kawał (zresztą go tu kiedyś na blogu publikowałam) mówi o tym, jak to Polak, Francuz i Niemiec złapali złotą rybkę, która obiecała każdemu spełnić po życzeniu.
Francuz powiedział: – Mój sąsiad ma piękną żonę. Chciałbym mieć jeszcze piękniejszą.
Niemiec powiedział: – Mój sąsiad ma piękny i czysty domek z ogródkiem. Chciałbym mieć jeszcze piękniejszy i czystszy domek z ogródkiem.
A Polak na to: – A mój sąsiad ma kurę, która znosi złote jajka. Chciałbym, żeby mu ta kura zdechła.

Czy w tych kawałach nie ma ziarnka prawdy? Jeśli ktokolwiek twierdzi, że nie ma, to czekam na odpowiedź dlaczego zamiast zakładać koszulki czy publikować demoty z napisami: „rzygam reklamą Media Expert”, „Nie wpuszczam księdza po kolędzie” czy „Nie daję Owsiakowi” nikt nie zrobi sobie koszulek z pozytywnym przekazem? Niech to będzie „Kocham reklamę Biedronki!”, „Do domu wpuszczam tylko przyjaciół!”, „Rozmawiam tylko z mądrymi ludźmi!” albo „Płacę na Caritas!”. Dlaczego musimy być aż tak negatywnie nastawieni do innych? Czy naprawdę hejt to nasz hejnał, hasło i zew?

PS Jeszcze jest jeden długo utrzymujący się hejt. Nosi tytuł: „Nie idę na Idę!”. Czy nie można go zastąpić okrzykiem informującym nas na co ślicznego i wartościowego mamy pójść do kina?

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...