Nic nowego, prawda? Byłam wczoraj na dniach Węgrowa. Zaczęło się spływem kajakami Liwcem aż pod zamek w Liwie. Potem grill, a na końcu przejazd do Węgrowa gdzie na ryku ustawione były stragany, a na scenie prezentowali się artyści. Na tyłach biblioteki miejskiej postawiono namiot dla VIP’ów. Umęczeni spływem (wprawdzie płynęliśmy z prądem, ale 10 kilometrów, a nikt z nas, a ja to już na pewno, nie miał zaprawy) spędziliśmy tam większość czasu. Nagle do namiotu przyszedł zespól Węgrowiacy. Jeden z mężczyzn przygrywał na akordeonie a drugi wybijał rytm na malutkim zestawie perkusyjnym. Było miło, ale drętwo. Koleżanka postanowiła rozruszać towarzystwo piosenką „czerwone jagody wpadają do wody”… niestety. Śpiewała tylko ona i jedna starowinka ubrana w węgrowski strój. Ożywienie nastąpiło dopiero, gdy zespół zdecydował się zaśpiewać piosenkę o kominiarzu… Wtedy do duetu dołączyło jeszcze kilku panów i przekrzykując się nawzajem zaczęli śpiewać. Towarzystwo rozruszało się błyskawicznie! A na dodatek refren, którego słowa brzmiały „i swoją miotłą ruszam w tył i w przód’ spowodował czerwienienie się u niektórych i uśmieszki u innych. A im starszy był słuchacz i widz tego występu, tym bardziej cieszyła go treść piosenki i oczy mu błyszczały. Cóż… jak powiedziała inna koleżanka: „seks kręci ludzi w każdym wieku”. No najwyraźniej kręci.
PS. Niestety rejestrować te śpiewy jako filmik zaczęłam pod koniec piosenki…
„Bo kominiarski zawód ja mam
I na czyszczeniu kominów się znam
I swoją miotłą ja ruszam w tył i w przód
I złotóweczki ja biorę za swój trud”