Pupa i popa vel żopa, czyli „ruski cover”

Spread the love

Disco polo wróciło ze zdwojoną mocą. Jedna ze stacji radiowych, gdy zmieniła profil i zaczęła grać disco polo od razu zanotowała wzrost słuchalności o kilka procent. Od kiedy telewizja przeszła na nadawanie cyfrowe wzrosła oglądalność kanału „Polo TV”. Mnie to specjalnie nie dziwi. Wiem, że tylko kilka procent ludzi jest wykształconych, obytych, ma gust, smak itd. Niszowe nie jest więc granie do kotleta, ale niestety Mozart czy Chopin. Oczywiście staramy się „odchamiać” społeczeństwo „Festiwalem Mozartowskim”, czy darmowymi koncertami muzyki Chopina w Parku w Łazienkach lub letnimi koncertami na Grochowskiej w siedzibie „Sinfonii Varsovia”. Nie mam nic do disco polo. Ktoś chce słuchać – niech słucha. Sama, od kiedy w sypialni mamy naziemną telewizję cyfrową, czasem zatrzymuję się na stacji „Polo TV”. Ale w przypadku dziennikarki, która przegląda większość stron internetowych, gazet i kanałów telewizyjnych, by wiedzieć, o co chodzi – to norma. Kręcę wprawdzie głową ze zdumieniem i dość szybko zmieniam kanał, ale… patrzę. Gdy ja wzruszam ramionami, wtedy Ulubiony, który śpiewał w swoim czasie w chórze w operze i w ogóle jest miłośnikiem opery, załamuje się. No jest to amatorszczyzna i na dodatek niestety przeważnie na poważnie. Ale najwyraźniej jest na nią zapotrzebowanie. Żeby było ciekawiej Włosi czy Rosjanie też mają muzykę dance i dyskotekową (a tak mówią o swojej muzyce polscy artyści nurtu disco-polo), ale… jest na odrobinę wyższym poziomie i nie wieje aż tak amatorszczyzną. Zresztą nazwa disco polo została utworzona na podobieństwo modnego w latach 80-tych italo disco. To italo disco cały czas istnieje i ma się dobrze. Drupi, który w Polsce zrobił oszałamiająca karierę i na którego koncercie byłam, jako dziecko, znów nagrał płytę. W Rosji jest taki artysta jak „Shura”, który nawet sobie kiedyś zęby usunął, aby – jak mówią złośliwcy – bardziej pluć w czasie śpiewania. Bez względu na to, jak nienormalnie wyglądał bez tych zębów (stary kawał głosił, że na jego koncertach pierwsze cztery rzędy są puste, a w następnych czterech publiczność siedzi pod parasolami), brzmi zawodowo, choć rzecz jasna też jest kiczowaty. Na rosyjskim rynku jest nawet parę utworów i artystów, którzy mnie szczerze bawią. Wszystkich łączy jedno. Ich twórcy mają dystans do siebie, a to, co robią jest robione z przymrużeniem oka.

Dziś przez przypadek trafiłam na utwór artysty, który choć z Rosji pochodzi uważany jest za polskiego twórcę. To Ivan Komarenko. Właśnie wypuścił nowy singiel pt. „Pupa w Chałupach”. Czytałam rano wiadomości na tablecie i… włączyłam. Tytuł tak głupi, że aż mnie zaciekawił. Ulubiony wręcz podskoczył, jak usłyszał pierwsze dźwięki. Natychmiast zaglądając mi na tablet przez ramię zaczął mamrotać pod nosem: „No nie wierzę”… Co się okazało? Piosenka Ivana Komarenko to nic innego, jak głośna w krajach byłego ZSRR piosenka rosyjskiego zespołu „Glukoza” zatytułowana „Tańcuj Rossija”. Muzyka i aranżacja Komarenki wzięte z oryginału 1:1, a i tekst dość podobny. Zaciekawiło mnie, czy gdziekolwiek na swojej stronie artysta informuje, że utwór jest coverem rosyjskiej grupy „Glukoza”. Niestety takiej informacji u niego nie znalazłam. Znalazłam natomiast opowieść artysty opublikowaną na jego stronie jeszcze w czerwcu tuż przed premierą: „Przedstawiam Wam nową piosenkę… „Pupa w Chałupach”. Skąd taki dziwaczny tytuł? Ivan, taki grzeczny, przestał być grzeczny? Aby to wyjaśnić muszę powrócić do historii sprzed lat kilku…
W 2006 roku skontaktowali się ze mną dziennikarze Superekspresu. Bardzo im zależało na jakiejś sensacji. (Pracodawca groził zwolnieniem?) Wykombinowali tanią intrygę. Wychodzę na balkon owinięty tylko w ręcznik. Ręcznik przypadkiem spada na ziemię. Oni „cykają” fotkę z moimi gołymi czterema literami. Taka dziennikarska ustawka. Oczywiście zapewniali mnie solennie o dochowaniu dyskrecji.
Nie chciałem się zgodzić. Moją pasją jest śpiewanie, a nie wywoływanie tanich sensacji. Ale dziennikarze sprytni są… Poszli do kilku osób z mojego otoczenia. Zaczęło się wywieranie presji… A rok 2006 to był właściwie początek mojej kariery. No więc w końcu się zgodziłem. Moje cztery litery ozdobiły pierwszą stronę Super Expressu.
Solenne zapewnienia o dyskrecji poszły w kąt bardzo szybko. Tu i tam zaczęły krążyć plotki, że całe zajście było ustawką. Ostatecznie historię z moją pupą na balkonie znalazłem w tygodniku „Uważam Rze” (URze, nr 24/2011, str.37, Piotr Szymaniak, Maciej Miłosz, „Paparazzi: role zostały rozdane?”). Szef agencji fotograficznej opowiedział ją oczywiście anonimowo, oczywiście wymieniając mnie z imienia i nazwiska, oczywiście koloryzując historię dla mnie bardzo niekorzystanie. Niby to ja miałem nękać biednych fotografów, błagać by zorganizowali ustawkę dla ratowania mojej podupadającej kariery. Szef opowieść swą podsumował: „(Ivan Komarenko – przyp. mój) Nawet świecąc gołą pupą, nie sprawił jednak, że jego akcje poszybowały w górę”.
Szefie agencji! Czy ty i twoi balkonowi koledzy słyszeliście o takim terminie jak etyka zawodowa? To jest coś takiego dzięki któremu mogłeś np. w „Uważam Rze” wypowiedzieć swoje mądrości anonimowo. A tak przy okazji: mijają lata, a moje „akcje” mają się całkiem dobrze, pupa również. Jeśli chcesz zobaczyć jej aktualny wizerunek, to przyjdź do mnie osobiście wraz z balkonowymi kolegami. Pokażę wam zdjęcie bez czarnego prostokącika. Zapewniam solennie:-).
A fani niech się bawią… wszędzie, a nie tylko w Chałupach. Przy okazji pozdrawiam najsympatyczniejszego jurora „Tańca z Gwiazdami” Zbigniewa Wodeckiego, autora hitu „Chałupy welcome to”.

Nie znam pana Komarenki, ale po tym wpisie, który jest jakimś tłumaczeniem się z dawnego zaistnienia w Superexpresie oraz po teledysku sądzę, że dystansu do siebie jednak mu brak. No i jeszcze ta próba wyjechania na nawiązaniu do pastiszowego hitu Zbigniewa Wodeckiego! I tak zastanawiam się, czemu na swojej stronie Ivan Komarenko nigdzie nie napisał, kto jest autorem muzyki do „Pupy w chałupach”? Czyżby przyznanie się, że nagrał „ruski cover” było dla niego powodem do wstydu? Czy może przyznanie się do tego zepsułoby mu całą ideologię „dowcipu” zrobionego dziennikarzom z SE? W końcu ta pupa juz była popą vel żopą. Czyżby liczył, że w czasach YT nikt tego nie wyśledzi? Pod jego wideoklipem na tymże portalu zamieszczono taki tekst: „ZABRONIONE KOPIOWANIE TELEDYSKU NA INNE KANAŁY!!!” Cóż… gdyby ktoś go skopiował i wpuścił na YT ze swojego kanału od razu przyszłaby prośba YT o potwierdzenie roszczeń podmiotów trzecich, w tym przypadku autorów utworu „Tańcuj Rossija”. Najgłupsze jest to, że cover, który zdaniem jego twórcy jest prześmiewczy, jest o wiele mniej zabawny od naprawdę prześmiewczego oryginału. W całym tym kontekście cover stał się bardziej kiczowaty niż oryginał. Zachęcam do obejrzenia wersji Ivana Komarenko

A potem oryginalnej…

http://www.youtube.com/watch?v=rcw8tpJhy5k

A dla tych, którzy chcą zobaczyć jak artyści ze wschodu śmieją się z siebie, dwa moje ulubione tego typu „hity”. Coś akurat na lato.

Z przed paru lat Arthur Pirozkov… (artysta naprawdę nazywa się Aleksandr Revva)

I z tego sezonu A-Dessa… (W roli głównej Stanisław Kostiuszkin)

http://www.youtube.com/watch?v=MPlprZVszRs

I na koniec „Shura” (a właściwie o ironio… Aleksandr Miedwiediew) i jego dwa największe hity. On jest akurat na serio, ale zamieszczam, bo mnie bawi, a i warto, by czytelnicy wiedzieli o co chodzi z kawałem o pluciu.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...