Całusy w czoło, kawa i zatrzaśnięte drzwi, czyli uśmiech Nienackiego

Spread the love

W drugim dniu zlotu fanów twórczości Zbigniewa Nienackiego postanowiliśmy wraz ze starszymi dziś o prawie 40 lat odtwórcami ról harcerzy w kultowym serialu „Samochodzik i Templariusze”  odwiedzić miejsca związane z planem filmowym. Zaczęliśmy od…  Okonina, czyli filmowego Kortumowa. Wraz z nami pojechali Stefan Niemierowski (w filmie „Doktorek”) oraz  Roman Mosior (w filmie„Sokole oko”). Okonin przywitał nas słońcem. Kościół wprawdzie był zamknięty, ale mogliśmy zajrzeć do wnętrza przez kratę i wysłuchać opowieści o tym, że chrzcielnica, której podstawa się przesuwała była zrobiona z gipsu. Wejście do podziemia zrobiono w hali filmowej w Łodzi. Zaś za samą komnatę, w której z głodu i pragnienia umarł chłop, przez co w kościele słychać było jęki duszy potępionej, służyła jedna z piwnicznych sal zamku w Radzyniu Chełmińskim. „Doktorek” i „Sokole oko” wspominali kręcenie sceny, w której Stanisław Milski, grający kościelnego macał się po kieszeniach, a grająca gospodynię księdza Irena Skwierczyńska utyskiwała, że też musi się zawsze trafić kościelny pijak. I wtedy Milski wyciągał z kieszeni buteleczkę. 
Obaj panowie wspominali, że urodzony jeszcze w XIX wieku Stanisław Milski bardzo pomagał im na planie. 

Stefan Niemierowski (Doktorek), Roman Mosior (Sokole Oko) i Tomasz Samosionek (Długi ozór)

W odległym zaledwie o kilka kilometrów Radzyniu Chełmińskim spotkaliśmy… Tomka Samosionka (w filmie „Długi ozór”), który pokazywał zamek rodzinie. Cała trójka wzbudziła wśród siedzących w restauracji osób niemałą sensację, bo film „Samochodzik i templariusze” był jedyną produkcją filmową, która powstawała w tym miasteczku i mieszkańcy do dziś wspominają lato 1971 roku. 40 lat temu ekipa filmowa spędziła tu prawie trzy miesiące, a radzynianie mieli ogromną frajdę i… zarobek. Umiejscowiona na wprost zamku restauracja pełniła wówczas wiele funkcji. Tu były garderoby, charakteryzatornie i podręczna montażownia. Tomek, czyli „Długi ozór” niestety musiał jechać, ale… reszta nas – w tym „Doktorek” i „Sokole Oko” – zostaliśmy na miejscu na obiad, umilając czas oglądaniem fotografii z planu filmowego, których całe pudełko przywiózł ze sobą Romek. Wiele z tych fotografii pokazywało życie chłopców poza planem. Zgodnie z przepisami pracowali bowiem tylko 8 godzin dziennie, a resztę mieli spędzać ucząc się i odpoczywając. Na zdjęciach sporo było ich rówieśników, którzy gromadnie przychodzili na plan filmowy. Usłyszeliśmy opowieści o wspólnie rozgrywanych meczach piłki nożnej, a także o tym, że tu mieli swoje sympatie, który przybiegały na plan. Na prezentowanych nam zdjęciach uśmiechały się wesołe jedenasto-, a może dwunastoletnie dziewczynki. Zarówno Romek, jak i Stefan byli ciekawi jak wygląda dziś dom, w którym wtedy mieszkali, a także… jak wyglądają dziewczyny, z którymi przyrzekali sobie dozgonną miłość. 
Siedzieliśmy właśnie w restauracji, gdy próbowali przypomnieć sobie ich nazwiska. Wtedy nadszedł pan, który właśnie wydawał za mąż córkę. Okazało się, że wtedy mieszkał w Radzyniu, miał 21 lat i… znał osoby ze zdjęć. Podał nam kilka adresów. Romek musiał niestety jechać do Wrocławia do mamy, której miał przekazać pozdrowienia od pozostałych „harcerzy”. Przecież znała ich wszystkich. Wraz z nimi spędziła wtedy w Radzyniu trzy miesiące. Z dawnej ekipy aktorskiej na placu boju w Radzyniu został więc już tylko Stefan Niemierowski (czyli „Doktorek”). To on postanowił, jako delegat filmu „Samochodzik i Templariusze” na Radzyń Chełmiński pokazać nam miejsca związane z filmem i odwiedzić znajomych sprzed 40 lat. Ruszyliśmy za nim, jako dokumentaliści. 


Stefan Niemierowski (Doktorek) pierwszy raz od 40 lat na wieży zamku w Radzyniu Chełmińskim

Najpierw poszliśmy na zamek. Od razu wyszło na jaw, że znaki templariuszy, które namalowane zostały dla potrzeb filmu i do dziś widnieją na murach Stefan zapamiętał, ale… był przekonany, że tkwiły na zupełnie innej ścianie. Pokazał nam też miejsce, w którym 40 lat temu wszyscy chłopcy poznali swoje radzyńskie sympatie. Po wejściu na wieżę stwierdził, że Radzyń, gdy patrzy się na niego z góry, niewiele się zmienił. Owszem, wyrosło parę domów, ale zdaniem Stefana to cały czas to samo miasteczko. Z boiskiem piłkarskim na podzamczu i restauracją z tyłu tuż przy głównej szosie.

Czterdzieści lat temu najmłodsi aktorzy wraz z rodzicami mieszkali na ulicy Sady. Jedziemy tam kilkoma samochodami. Dom, w którym kwaterowali zmienił się od tamtej pory. Przede wszystkim ma nowego właściciela i… przestał być parterowym domkiem. Ulica też się trochę zmieniła. 
W sklepie spożywczym zasięgamy języka i poznawszy dokładny adres… idziemy odwiedzić pierwszą sympatię – Gabrysię. Stefan z bijącym sercem staje przed drzwiami. Otwiera mu młoda dziewczyna, która wygląda na córkę. Stefan pyta o mamę i… po chwili staje przed nim Gabrysia. Starsza o 40 lat, zaskoczona nagłym pojawieniem się Stefana mówi, że nie jest przygotowana, że trzeba się zapowiadać, umówić i tak dalej. Stefan przeprasza, żegna się, wychodzi i stwierdza, że czar prysł. Łatwo Gabrysi (dziś pani Gabrieli) mówić o umawianiu się. Przecież jeszcze godzinę temu nikt z chłopców nie pamiętał jej nazwiska. Jak więc mieszkający na stałe w Belgii Stefan miał się umawiać i zapowiadać? Pisać list adresując „Gabrysia z Radzynia”, wiek około 50 lat? Nikt z nas jednak nie ma do pani Gabrysi pretensji. Zdajemy sobie sprawę, że nagłe pojawienie się obcego faceta i powoływanie na znajomość z dzieciństwa może wywołać szok. Jednak wszystkich nas to oczywiście bardzo śmieszy. 
Idziemy towarzyszyć Stefanowi w poszukiwaniu Krysi i… trafiamy na ostatnie piętro bloku na sąsiednim podwórku. Otwiera nam ubrana w biały szlafrok pani z wesołymi ognikami w oczach. Jest zaskoczona nie mniej niż pani Gabriela, ale… mówi rzeczowo: 
– Przyjdźcie na kawę za pół godziny tylko się ogarnę. 
Tłumaczymy, że nas sporo, ale pani Krysia jest niczym niezrażona. Mówi, że naczyń ci u niej dostatek. Te pół godziny wykorzystujemy na wizytę na cmentarzu, gdzie kręcona była scena z okupem. Grób z aniołkami stoi tak, jak na filmie. Przy okazji znów wychodzi na jaw jakie figle płata pamięć ludzka. Stefan cmentarz zapamiętał zupełnie inaczej niż w rzeczywistości to wygląda, ale cóż… podobnie było z zamkiem i znakami templariuszy. 
Mamy jeszcze chwilę, więc trafiamy do domu, gdzie mieszka pan, który 40 lat temu uczył chłopców. Zgodnie z przepisami grająca w filmie młodzież nie mogła „zarywać” szkoły i tak Stefan, Romek i Tomek uczęszczali do szkoły, a ich nauczycielem był pan Ziemowit. Niestety nie otwiera drzwi, nie reaguje na wołania i ignoruje nawet prośby sąsiadów, których wzywamy na pomoc. Pół godziny minęło, więc wracamy do pani Krysi. Próba kupna kwiatów spełza na niczym. Nie możemy znaleźć kwiaciarni, więc wpadam na pomysł kupna bombonierki. Stefan wybiera wiśnie w czekoladzie w pudle z różą i… wędrujemy na ostatnie piętro. W malutkim jednopokojowym mieszkanku lądujemy w kilkanaście osób. Pani Krysia dzielnie stawia czoła takiej hordzie gości. Przyniesiony z kuchni stół powoli zapełnia się filiżankami z kawą i herbatą i… zaczynają się wspominki. Urodziny Tomka, podczas których zrobione były zdjęcia. Babcia Tomka, która najwyraźniej musiała być nietuzinkową osobą, bo jak wspominają wszyscy raz została wyproszona z planu przez reżysera – tak przeszkadzała w nagraniu. 
– Jakie papierosy paliliśmy? – pyta Stefan.
– Chyba „płaskie” – odpowiada Krysia. 
– Mama Romka takie paliła.
– Bo to chyba jej podkradaliście. 
I tak od wspomnień przez rozmowy, co u kogo, przechodzimy do… pożegnania, bo wszystko co dobre i miłe musi się niestety skończyć. Krysia podpowiada nam, jak dotrzeć do pana Ziemowita. Mówi w której wsi mieszka jego córka. Jej mąż jest tam sołtysem. W kilka samochodów ruszamy w drogę i po kilku minutach stajemy przed wielkim murowanym domem. Na miejscu dowiadujemy się, że pan Ziemowit jest po wylewie i obcych nie wpuszcza. Córka z wnuczką śmieją się z nas i obiecują zaanonsować tacie i dziadkowi w jednej osobie nasze przybycie. Za kilka minut pan Ziemowit ma specjalnie dla Stefana wyjść przed blok. Gdy podjeżdżamy na miejsce już na nas czeka. Starszy, wysoki i szczupły, siwy pan z laską całuje nas WSZYSTKICH w czoła, bo jak mówi to gest przyjaźni i powitania, jakiego nauczyła go mama. Jest niezwykle wzruszony. Prosi tylko o niepublikowanie nigdzie zdjęć. Pamięta wszystkich trzech grających w serialu chłopców, ich nazwiska i towarzyszących im opiekunów. Przez chwilę rozmawia o czymś tylko ze Stefanem, który wspomina jego wiedzę o Radzyniu, herbarz, z którego czerpał informacje o pochodzeniu swojej rodziny. To niesamowita scena. Niestety jest już późno i musimy się żegnać. Czas wracać do domów.


Stefan Niemierowski (Doktorek), Roman Mosior (Sokole Oko) i Tomasz Samosionek (Długi ozór) w 1971 roku

Wraz z moim synem zabieramy Stefana do naszego auta i wieziemy do Łodzi. To rodzinne miasto nie tylko Stefana, ale i… Nienackiego. Po drodze rozmawiamy między innymi o tym, co dziś było normalne, a co nie? Co było absurdalne? I dochodzimy do wniosku, że paradoksalnie normalne było zachowanie Gabrysi a absurdalne Krysi. Normalne, że Gabrysia nie wpuściła bandy ludzi do domu, a nienormalne, że Krysia wpuściła, ale tak jesteśmy jej wdzięczni za tę absurdalną nienormalność i cudowne popołudnie. No i pewni jesteśmy, że teraz to i Gabrysia żałuje, że nie otworzyła szerzej swoich drzwi. Na pewno wraz z Krysią spotkały się w sklepie. Teraz już wie, że to była niewinna wizyta po latach. Wizyta wspomnieniowa delegata z filmu „Samochodzik i templariusze” na Radzyń Chełmiński, któremu towarzyszyła całkiem pokaźna banda fanów twórczości Zbigniewa Nienackiego. Sam pisarz pewnie gdzieś tam z zaświatów uśmiechał się do nas wszystkich. W końcu wiemy, że miał ogromne poczucie humoru. A może to wszystko to był jego figiel?

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...