Napisała do mnie ostatnio nastoletnia czytelniczka, że chce założyć bloga, ale nie wie o czym ma na nim pisać, by wszyscy to czytali. Odpowiedziałam, że o polityce. Przecież to te blogi biją wszelkie rekordy popularności. No… może jeszcze gówno, dupa i seks oraz tzw. „lifestylowy” miałki blog pewnej młodej mężatki, która uwiodła pewnego byłego premiera, a teraz bloguje codziennie racząc nas jakimś cytatem. A tak… raz na kilka dni zaglądam do niej i ja. Reszta to polityka, polityka i polityka. Czyli trzy razy P. Coś prawie jak seks w trzy otwory – Papa, Pupa, Pipa.
„Ale ja się nie znam na polityce”. – Odpowiedziała czytelniczka.
Ależ… moja droga! Z polityką, jak z medycyną i Stańczykiem. Znacie? To posłuchajcie! Jak mawiał Pan Jowialski.
Jest taka stara anegdota mówiąca o tym, jak to Stańczyk założył się z pewnym wielmożą o to, jakiego zawodu przedstawicieli jest na świecie najwięcej. Stańczyk twierdził, że lekarzy i że w ciągu kilku dni to udowodni. Następnego dnia obwiązał twarz szmatą, wszystkim mówił, że boli go ząb i zbierał porady. Gdy po kilku dniach przedstawiał wielmoży listę owych „lekarzy” ów wielmoża znalazł na niej także swoje nazwisko. Dziś z pewnością liczba znawców polityki dawno przekroczyła liczbę lekarzy, nawet tych specjalizujących się w medycynie domowej i polecających np. na niestrawność metodę palcową. Dwa palce w gębę, dwa w dupę, a jak nie pomaga – to zmiana (palców oczywiście). Wystarczy poczytać blogi, by stwierdzić, że tych, zajmujących się polityką jest całe mnóstwo. Najwięcej oczywiście anonimowych, bo jakże miłe jest opluwanie ludzi z pozycji kogoś siedzącego za płotem, kogo nieznane jest nie tylko prawdziwe imię i nazwisko, ale także wiek i płeć, a znane są poglądy polityczne – jedyne słuszne. Przyznam, że te anonimowe pełne zjadliwości i gromadzące zjadliwe komentarze i polemiki polegające na wyzwiskach i opluwaniu się są czymś w rodzaju nawet nie sedesu, bo w tym czasem dochodzi do cyrkulacji wody, ale wirtualnej spluwaczki hibernującej plwociny. Tam się ta flegma gromadzi i tkwi latami, jak w szafie pracowni biologicznej tasiemiec w formalinie.
Wielokrotnie pisałam, że programowo nie zajmuję się komentowaniem politycznych wydarzeń, a jeżeli czasem zahaczam o politykę, to dlatego, że jest ona wszechobecna w naszym życiu. Jednak wielu, którzy się nią zajmują (zarówno tworzą, jak i komentują) przypominają mi Jasia, oczywiście tego z kawałów. Tego spryciulę, który za wiele nie umie, ale sprytem nadrabia. Dlatego w ciągu pięciu minut oddaje napisane opowiadanie, w którym ma być seks, monarchia, religia i tajemnica, bo w jego wykonaniu owo opowiadanie brzmi: „Zgwałcono królową! Mój Boże! Kto?” Z kolei, gdy w wypracowaniu ma pojawić się zdanie „matka jest tylko jedna” opisuje swój dzień, kiedy obudził się w domu, w którym nie było nic do jedzenia, w łóżku leżała pijana matka z gachem i kazała mu z lodówki przynieść dwie flaszki wódki, a on otworzywszy lodówkę i stwierdziwszy, że dwóch flaszek to tam ni cholery nie ma, odkrzyknął: „Matka! Jest tylko jedna!”. A gdy ma napisać jak spędził niedzielę i pisze, że pił wódkę, a nauczyciel każe mu to zamienić na czytanie książki, Jasio poprawia w ten sposób: „Wstałem rano, przeczytałem książkę. Było mi mało, więc przeczytałem drugą. Nadal było mi mało, więc zajrzałem do domowej biblioteczki. Znalazłem kilka opowiadań i też je przeczytałem. Było mi jednak mało, więc poszedłem do pobliskiej księgarni i tam kupiłem kilka książek. Gdy je przeczytałem, zadzwoniłem do kumpla. Ten przyszedł ze swoją książką i przeczytaliśmy ją razem. Jednak nadal było nam mało. Poszliśmy, więc do kumpla, który książki pisze. Miał niestety tylko brudnopis, ale uznaliśmy, że dobre i to i przeczytaliśmy brudnopis. Było nam jednak nadal mało, więc udaliśmy się do nocnej biblioteki, tam kupiliśmy kilka książek i też je przeczytaliśmy. Tak nasyceni wróciliśmy do mnie do domu i zebraliśmy wszystkie okładki, by mieć na rano, na nową skrzynkę książek”. A gdy tematem wypracowania mają być ptaki, Jasio pisze: „Wczoraj ojciec przyszedł do domu napruty, jak szpak. Już na schodach wywinął orła. Zaraz potem puścił pawia, a z nosa wyleciał mu gil. Zapuścił żurawia do lodówki, a nie znalazłszy w niej nic poszedł z kumplami pić na sępa.” I tak myślę, że gdyby kret był ptakiem pewnie ów ojciec Jasia wypuściłby go na wolność. Tak jak ja wypuszczam, co rano patrząc na to, co dzieje się w polityce, na blogach i w głowach polityków i blogerów. Nie masz tematu? Pisz o polityce! To moja rada dla czytelniczki i wszystkich, którzy nie wiedzą o czym pisać. I nie ma co się przejmować, że ktoś się na tym nie zna. Ci, którzy politykę tworzą i ci, którzy o niej piszą, też przeważnie się na tym nie znają. A mimo tego jednak długo utrzymują się na powierzchni! A nawet, jak na jakiś czas znikną, bo się ośmieszą, okażą agentami itd., to i tak po jakimś czasie wracają na powierzchnię. Zupełnie jak… gówno.
P.S. Nie mam na myśli konkretnego polityka i blogera. Chodzi mi o większość z nich, jak Polska długa i szeroka i jak pojemna blogosfera.